11 paź 2015

Z Popiołów cz.6

VI.
- Um... co?
Zimne powietrze z klatki schodowej omiotło Ryana. Wciąż nie mógł uwierzyć w to co usłyszał.
- Mogę u ciebie przenocować?
Ryan dalej był w lekkim szoku. Pewnie wyglądał jak ostatni idiota, gapiąc się na kolegę ze zdziwieniem. Co powinien powiedzieć? Jak powinien zareagować?
- Eee... okej...
Wydusił z siebie powoli i wpuścił Nathana do środka.
Kasztanowłosy wszedł do mieszkania i rozejrzał się z zaciekawieniem. Następnie podszedł do kanapy i położył tam swój wypchany po brzegi plecak.
- Naprawdę cię przepraszam Ryan, ale jestem w kryzysowej sytuacji... nie mam się gdzie podziać.
Westchnął Nathan i wyjął z plecaka bieliznę. Nie wyglądał za dobrze, choć głos miał pogodny. Ryan wiedział już, że coś jest nie tak.
To musiało mieć coś wspólnego z Victorem. Nie sądził, żeby matka Natha ot tak sobie wyrzuciła go z domu, bo miała "te dni". W to musiał być zamieszany chłopak Charlotte.
- Nie chcę być wścibski, ale... co się stało?
Nathan usiadł na kanapie i wzruszył ramionami, tak jakby chodziło o błahostkę.
- Matka wróciła. Niedługo ma termin. Victor stwierdził, że tylko zaszkodzę im i dziecku, jak już się urodzi, bo ja tylko palę, chleję i hałasuję. No to mnie wypierdolili. I teraz jestem tutaj.
Ryan nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Wkurzył się porządnie. Nie znał Victora osobiście, ale gdyby tylko go spotkał, natychmiast by mu przyjebał. Jego sympatia do matki Nathana też znacznie zmalała. Jak można tak potraktować własnego syna? Dalej nie mógł tego pojąć.
Gdy przypomniał sobie piękną Charlotte ze zdjęcia w salonie Nathana przyszło mu na myśl, że nigdy nie pomyślałby, że tak miło wyglądająca kobieta, mogłaby tak się zachować w stosunku do swojego dziecka.
"Kobiety, dziwne z nich stworzenia." pomyślał Ryan, wspominając różne dziewczyny, jakie dotychczas pojawiły się w jego życiu.
Skrzypnęły drzwi do pokoju Ryana i w drzwiach pojawił się zaspany Will.
- Kto przyszedł?
Zapytał nieco zlęknionym głosem.
Brunet spojrzał na Nathana i dostrzegł dezorientację w jego oczach. Z lekkim uśmiechem na ustach podszedł do Willa i uklęknął przy nim, głaszcząc go po rozczochranych blond włosach.
- Spokojnie, to tylko Nathan, będzie u nas nocował dzisiaj.
Will nagle się ożywił.
- Nathan?
I spojrzał na kasztanowłosego z niedowierzaniem w oczach.
Nathan podszedł do obydwóch i też uklęknął przy Willu, uśmiechając się do niego delikatnie.
- No tak, to ja. Dużo Ryan na mnie napierdalał?
Blondyn uśmiechnął się zakłopotany. Ryan wiedział, że chciał poznać charyzmatycznego wokalistę i teraz nie za bardzo wiedział, jak się zachować.
- Jak masz na imię, mały?
Zapytał Nathan, kładąc rękę na ramieniu chłopca.
- Will...
Powiedział cicho blondyn, po czym dodał:
- Ryan strasznie dużo o tobie mówi... to dobrze, bo on praktycznie nigdy nic nie mówi, a jak już wspomina o tobie, to gada jak najęty.
Nathan wstał i rzucił Ryanowi roześmiane spojrzenie.
- Noo, to świetnie, w końcu mamy dowód na to, że w ogóle potrafi coś powiedzieć.
Brunet wywrócił oczami i poklepał Willa po plecach.
- Idź już spać, okej? Jest naprawdę późno.
Blondynek jednak dalej stał w miejscu, zaciskając usta. Ryan wiedział już, że chce coś powiedzieć, ale się wstydzi. Tymczasem Nathan z ręcznikiem i bielizną pod pachą zniknął za drzwiami łazienki.
- Co jest Will? Co cię gryzie?
Will pochylił się i wyszeptał Ryanowi do ucha kilka słów.
- Poprosisz Nathana, żeby zaśpiewał mi na dobranoc?
Bruneta trochę zatkało i chwilę zajęło mu by przeanalizować wiadomość. Ale musiał przyznać, że prośba dzieciaka bardzo go rozczuliła. Nie mógł powiedzieć "nie".
- Jasne, zaraz go poproszę. Ale połóż się już.
Pogłaskał Willa po głowie i wstał. Malec zniknął w swoim pokoju. Ryan tymczasem usiadł w fotelu i czekał.
Szum wody. Obok niego. Za ścianą. Delikatny i jednostajny.
Wyobraził sobie, jak teraz wygląda łazienka. Ciekawe, czy Nathan ładnie poskładał ubrania i gdzieś je ułożył, czy też rozrzucił je na podłodze w nieładzie? Czy kabina jest uchylona?
Woda jest gorąca. W powietrzu unosi się para i zapach mydła. Nath cicho nuci melodię ich nowej piosenki, dłońmi przeczesując włosy. Gorące kropelki spływają po linii jego kręgosłupa. Wzdryga się nieco, gdy delikatnie oparzy się ukropem.
Tak, zapewne tak to wyglądało. Ryan przymknął oczy i sobie to wyobraził. Aż mógł poczuć parę osiadającą na jego rzęsach.
Powoli ogarniał go sen. Szum wody usypiał zmęczonego trudami ostatnich dni bruneta. Tonął w słodkiej nieświadomości.
Już prawie zasnął.
Ale wtem skrzypnęła podłoga w korytarzu. Nathan wyszedł z łazienki, jego długie włosy wciąż jeszcze ociekały wodą. Miał na sobie jedynie biały ręcznik.
Ryan wpatrywał się w kolegę, jeszcze nieco zamroczony. Musiał przyznać, że u kasztanowłosego w parze z głosem szła również uroda. Tors i ręce miał szczupłe, ale nie przypominał w tym w ogóle wychudzonego Dana (o którego Ryan zaczynał się martwić). Wręcz przeciwnie. Mimo iż drobny, Nath miał wszystko smukłe i delikatne. Idealne.
Brunet znów poczuł się dziwnie. Tak jakby coś go popychało w kierunku Nathana. Jakieś nieznane uczucie. Nikogo nie lubił tak, jak kasztanowłosego. Kiedyś nie żywił do niego sympatii, ale teraz mógł chyba wybaczyć mu wszystko, nawet jego nieznośną wredotę i jędzowatość. Zajmował większość jego myśli.
Szczerze mówiąc dla Ryana był cudowny.
- Co jest?
Zapytał Nathan, siadając na kanapie i wycierając włosy drugim ręcznikiem.
- Wiesz co Nath, chciałbym żebyś coś dla mnie zrobił... a raczej dla Willa.
Chłopak uśmiechnął się.
- Zamieniam się w słuch.
- Will bardzo prosił, żebyś zaśpiewał mu na dobranoc.
Na początku Nathan porządnie się zdziwił. A potem ogarnęło go rozczulenie. Oczy mu się zaiskrzyły.
- Oh... jasne. Jasne, już, chwila.
Szybko dokończył wycieranie włosów i włożył na siebie jakiś rozciągnięty, sprany podkoszulek i krótkie, dżinsowe spodenki. Wyglądał na lekko podekscytowanego.
Otworzył powoli skrzypiące drzwi do pokoju chłopca. Ryan dyskretnie stanął za nim i obserwował. Will leżał już w łóżku. Spod kołdry wystawały jedynie jego rozczochrane włosy i chude ramiona. Przyglądał się kasztanowłosemu błyszczącymi oczyma.
Nathan podszedł do łóżka i usiadł blisko Willa.
- Cześć mały.
Wyszeptał cicho i uśmiechnął się do blondynka czule.
- Mam dla ciebie niespodziankę, wiesz? Chcesz wiedzieć jaką?
A więc to dlatego Nathan tak się tym przejął. Wpadł na jakiś spontanicznie genialny pomysł. Ryan dyskretnie wywrócił oczami. Mógł się tego po nim spodziewać.
Widział jak jego brat skinął głową nieśmiało. Towarzystwo Nathana chyba jeszcze trochę go onieśmielało. Ale mimo to podejście kasztanowłosego do dzieci było zaskakująco wspaniałe. Ryan wyobrażał go sobie zazwyczaj jako personę nienawidzącą każdego żyjącego bachora.
No cóż, to nie wina bruneta. Nathan sam rozsiewał wokół siebie aurę dupka, choć teraz gdy Ryan poznał go bliżej, musiał stwierdzić, że... taki nie jest. Był atencyjną kurwą, ale nie był zły i aż tak zarozumiały jak Pierce.
Tymczasem Nathan pochylił się w stronę chłopca i szepnął coś do niego cicho. Urocze, doprawdy urocze. Will spojrzał na niego zszokowany i po chwili na jego twarzy pojawiła się szczera radość. Złapał kasztanowłosego za rękę.
- Naprawdę?! Ale naprawdę?!
- Tak, tak... zobaczysz.
Will już nie był taki nieśmiały. Ciekawe, co tam mu nagadał ten rozdarty rudzielec. Żeby tylko Will nie poprosił go o adopcję.
Ryan sam uśmiechnął się do swoich myśli. Przecież jego młodszy brat nigdy nie chciał by go zamienić na kogokolwiek innego, nieważne kim by był.
- Zaśpiewać ci, mały?
Will wyszczerzył się jeszcze bardziej.
- Tak, tak! Proszę!
Grzecznie ułożył się na łóżku, opatulił kołdrą i przymknął oczy. Nie puszczał  ręki kasztanowłosego.
- Close your eyes.... have no fear...
Ryan dobrze znał tą piosenkę. John Lennon, "Beautiful Boy". Przepiękna kompozycja. Przepełniona miłością i czułością do ukochanego syna.
- The monsters gone, he's on the run, and your hmhm is here...
Nie zaśpiewał "tatuś" tylko zamruczał cicho, wypełniając lukę między wyrazami. Willowi jednak chyba to nie przeszkadzało.
- Beautiful, beautiful, beautiful... beautiful boooy...
Ryan oparł się o niedomknięte drzwi i przyglądał się tej scenie z boku. Boże, jak kasztanowłosy pięknie śpiewał. Mógłby go słuchać do końca życia. Jego cudownego, brudnego głosu. Pragnął być z nim już zawsze, choć z tego chyba jeszcze nie zdawał sobie sprawy.
- Before you go to sleep... say a little prayer.
Nath głaskał delikatnie dłoń usypiającego już chłopca. Śpiewał coraz ciszej i ciszej.
- 'Cause it's a long way to go...
Ostatnie słowa były już niemalże pomrukami. Nathan przestał śpiewać i puścił rękę Willa, która opadła bezwładnie na kołdrę.
Usnął.
Kasztanowłosy powoli wstał i na palcach opuścił pokój. Zamknął drzwi i odetchnął, opierając się plecami o ścianę.
- Uroczy dzieciak.
Stał teraz naprzeciwko Ryana, przyglądając mu się swoimi szarymi oczyma.
Brunet z jakiegoś powodu miał ochotę go dotknąć. Przytulić. A nawet...
Przygryzł wargę. Przecież to nie były jego myśli. Zapierał się w duchu, ale dłużej już nie potrafił. Jego fascynacja kasztanowłosym chyba przestała się ograniczać jedynie do uwielbienia jego anielskiego głosu.
Nathan uchylił lekko swoje śliczne usta. Oboje trwali w niezręcznej ciszy.
- Nigdy nie mówiłeś mi, że masz brata.
Wyszeptał Nath i ruszył w stronę małej kuchni. Ryan podążył za nim. Kasztanowłosy oparł się o zlew i zaczął wyglądać przez okno. Stara latarnia oświetlała krzywy, podniszczony chodnik i ścianę jednego z bloków.
Ale nie tylko jej jasność rozpraszała wszechobecną ciemność. Do pomieszczenia wpadał też bladoniebieski blask księżyca.
- Nie było okazji.
Odparł lakonicznie Ryan i stanął obok kolegi. Jego myśli powoli zaczynały gnać. Tylko nie rozmowy o rodzinie. Tylko nie to...
- Wiesz co Ryan, mówiłem ci już tyle o sobie... czemu ty nigdy nie mówisz nic na swój temat? Hm?
Brunet milczał. Nie mógł mówić. Nikt nie mógł wiedzieć. Kasztanowłosy najwyraźniej oczekiwał na odpowiedź.
Ale we wzroku miał niepewność. Tak jakby chciał coś powiedzieć. O coś zapytać.
- Ryan... co z twoim wujem?
Ryan zamarł.
Skąd mógł wiedzieć? Nigdy mu nie mówił? Cholera. Pewnie podpytał Dana albo kogoś innego. Teraz już wszystkiego się domyśli. I pozna prawdę.
Brunet nie chciał, by ktokolwiek wiedział o sekretach jego życia. Po co to komu? Wszyscy patrzyliby na niego przez pryzmat dzieciaka z patologii, którego nie kochali rodzice.
- Skąd wiesz?
Wydusił z siebie cicho. Nathana chyba przygniotło trochę poczucie winy, bo spuścił wzrok.
- Podpytałem Dana... kurwa, nie miej mi tego za złe, ale chciałem wiedzieć. Nigdy nic o sobie nie mówisz. Chciałem wiedzieć, czy... nie dzieje się ci coś złego...
Serce Ryana zabiło szybciej.
Nie. To nieprawda. Nieufność bruneta dalej dawała o sobie znać. Kłamstwo. To wszystko jest kłamstwem.
W środku miotał się jak dzikie zwierzę, rozdarty. Zależało mu na Nathanie. Mógł mu to wszystko powiedzieć, chyba mu zaufał. Gdyby wyrzucił to wszystko z siebie... chyba byłoby mu lżej. Ale dalej istniała jakaś blokada, jakieś "ale", coś niejasnego. Ryan nie potrafił się przełamać.
- Ryan, powiedz mi... powiedz mi, kurwa... co tu się działo? On wam coś robił? Nie wiem, bił? Od Daniela słyszałem, że to stary pijak... cholera, Ryan, powiedz coś...
Kasztanowłosy złapał go za ramię.
Czy mógł mu powiedzieć?
- Kiedyś prawie zabił Willa... odkąd ciocia Ellen nie żyje ciągle pije. Dniem i nocą. Musiałem go wyjebać... to nie moja wina.
Wyszeptał cicho brunet. Wnętrzności mu się skręcały. Oczy zaczynały piec.
Powiedział to. Nie wszystko, ale to o co prosił Nathan. Uwierzył mu. Zaufał. Gdyby kasztanowłosy to zmarnował... chyba nikomu nigdy nie zaufa już tak jak jemu.
Chłopak milczał. Ryan nie widział jego twarzy. Ale wszystko na chwilę się zatrzymało, gdy poczuł rękę Nathana na swoim policzku.
Delikatnie przejechał po gojących się już ranach opuszkami palców. Miał taką przyjemnie chłodną dłoń. Przynoszącą ukojenie dla tego wewnętrznego gorąca.
Przypatrywał mu się, tak jakby lekko zszokowany. Ta chwila zdawała się trwać wiecznie. Nathan chciał cofnąć rękę, speszony.
Ryan przycisnął ją znów do swojego policzka. Nath miał taką miłą w dotyku skórę. Niczym aksamit albo jedwab. A do tego tak miło lodowatą.
Dopiero po chwili przyszło mu na myśl, jak to wygląda z punktu widzenia kasztanowłosego. Odskoczył do tyłu, jak oparzony. Dzikość i nieufność na nowo zaczęła w nim szaleć.
Cholera, co też on najlepszego zrobił.
- Ja... ja już się położę...
Powiedział cicho Nathan. W jego szeroko otwartych oczach wdzięcznie odbijało się światło księżyca. Brunet zadrżał. Zapewne znowu wyszedł na jakiegoś idiotę. A do tego spedalonego.
- Jasne...
Skinął głową i usiadł przy stole przy niskim krześle. Nath odwrócił się i skierował kroki w stronę dużego pokoju. Odwrócił się jeszcze tylko raz, by powiedzieć:
- Dobranoc Ryan.
Ryan odpowiedział, choć wiedział, że tej nocy już nie uśnie.
~*~
Sen zmorzył go dopiero nad ranem, a i tak około siódmej zbudził go hałas dobiegający z pomieszczenia obok.
Podniósł powoli głowę, otrząsając się z resztek snu. Cały był ociężały, a kark bolał go niemiłosiernie. Nie odczuwał z tego powodu jednak niezadowolenia. Czego mógł się spodziewać, zasypiając oparty o kuchenny stół?
Wstał i rozprostował się. Kuchnię wypełnił nieco stłumiony przez zasłony blask porannego słońca. Pachniało jajecznicą.
Wszedł do dużego pokoju, jeszcze trochę zamroczony. Nathan siedział na podłodze, krzyżując nogi i kończył właśnie porcję jajecznicy, którą zapewne sam sobie upichcił.
Widząc bruneta, uśmiechnął się lekko.
- Dzień dobry.
Ryan z trudem powstrzymywał ziewanie. Tymczasem kasztanowłosy odłożył talerz i podniósł się z podłogi. Miał na sobie nieco przydługą, białą bokserkę i te krótkie dżinsowe spodenki, opinające mu tyłek.
Ryan przygryzł wargę.
- Will jeszcze śpi?
- Jak zabity.
Odparł Nathan, wspinając się na palcach, by dosięgnąć sznurka od zasłon. Koszulka podwinęła się trochę, ukazując lekkie wcięcie w pasie kasztanowłosego. Materiał dżinsów napiął się.
Ryan zorientował się, że patrząc na Nathana, stanął mu.
Odwrócił się szybko i pognał do kuchni. Przerażony, usiadł na krześle i spróbował się uspokoić. Nalał sobie zimnej wody mineralnej do szklanki.
O cholera. To już zaczynało się robić naprawdę niepokojące. Modlił się w duchu, by Nathan nie wszedł teraz do kuchni.
Stanął mu na widok Nathana. Naprawdę. Brunet próbował to jakoś logicznie wytłumaczyć, ale nie potrafił.
Przez chwilę w jego głowie zakiełkowała myśl, że może po prostu... kasztanowłosy mu się podoba.
Zganił sam siebie w myślach. Dlaczego też ostatnimi czasy wszystko co miało związek z wokalistą miało jakiś podtekst erotyczny? Czemu te wszystkie uczucia wdarły się do jego mózgu i za nic nie chciały go opuścić?
Ale to było całkiem logiczne wyjaśnienie. Może po prostu się w nim zakochał.
W jednej chwili Ryan poczuł się strasznie rozbity. Niemożliwe, nie mógł być pedałem. A co jeśli był? Wtedy zaliczał się do jakichś podludzi. Przynajmniej tak mówiło społeczeństwo. Ot i taki podczłowiek, zwierzę z prymitywnymi instynktami.
Jeżeli się nad tym głębiej zastanowić... Ryan spróbował sobie przypomnieć, ile razy czuł pociąg fizyczny do jakiejś przedstawicielki płci pięknej. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek pożądał jakiejś dziewczyny. Mógł się zakochać w jej osobowości i pięknym uśmiechu, ale nigdy nie myślał o tym, by uprawiać z jakąkolwiek seks.
Jego rozmyślania przerwało wejście Nathana do kuchni.
- Pójdziemy na randkę?
No kurwa, że też w takim momencie.
Brunet niemalże opluł się wodą, przed chwilą upitą ze szklanki. Nathan mówił to takim tonem, jakby zapytał się o dzisiejszą pogodę.
- Cooo...?
Wydusił z siebie Ryan. Kasztanowłosy odpowiedział mu chichotem.
- Kurwa mać, pójdziemy się przejść? Daj spokój, nie widzisz, że się wydurniam?
Ryan wywrócił teatralnie oczami. No tak, zabawne, naprawdę prześmieszne.
- To idziemy, czy nie? Przy okazji zdążymy wpaść do Huntera.
Brunet skinął głową. Chociaż cholernie mu się nie chciało nigdzie chodzić i jedyne, o czym marzył to wygodne łóżko, chciał spędzić trochę czasu sam na sam z Nathem.
- Jasne, wezmę prysznic i idziemy... jakbyś mógł, to obudziłbyś Willa...
~*~
Spojrzał na siebie i stwierdził, że znowu schudł. Jeszcze trochę i będzie wyglądał jak Dan.
Ryan roześmiał się cicho. Nie, nigdy tak nie będzie. Prawdę mówiąc, był dość dobrze zbudowany, choć daleko mu było do typowego mięśniaka z osiedla.
Znów zlustrował całego siebie od góry do dołu krytycznym wzrokiem. Nigdy nie podobał się żadnej dziewczynie. To znaczy być może którąś czymś urzekł, nie wykluczał tego, ale bardziej chyba swoją niedostępnością. Był jak zamknięte na kłódkę, niepozorne pudełko, w środku jednak wypełnione skarbami. A to nakręcało większość lasek.
Nie wyglądał źle. Ale teraz modni byli wychudzeni chłopcy o długich włosach i nieskazitelnie czystych twarzach. Tacy jak Daniel i Nathan. Ryan przypominał bardziej chłopca z poprzedniej dekady.
Miał niemodne włosy, bo za krótkie, jedynie do ramion. Trochę rozczochrane.  Jedyne, co w sobie lubił to swoją skórę. Niepokojąco bladą, niemalże białą, usłaną cieniutkimi, błękitnymi nitami żył. I w sumie oczy też miał całkiem ładne. Błyszczące.
Gdyby był dziewczyną, byłby całkiem całkiem, ale niestety był chłopakiem.
I dlatego nigdy Nathan nie zwróci na niego uwagi.
Znowu. Znowu myśli o Nathanie. Boże, to już zaczynało robić się męczące. Ciągle tylko Nath, Nath i Nath. Jakby nie mógł zastanowić się nad czymś innym.
Westchnął. Na co on w ogóle liczy? Przecież mu przejdzie. Nie ma się czego bać. Ta dzisiejsza sytuacja... to przejdzie, to minie.
Wszedł pod prysznic i odkręcił wodę. Gorące krople spływały po jego ciele.
Musiał być realista. Kasztanowłosy nigdy nie chciałby... z nim być. Nie, on był normalny. Poza tym miał Clarice. Przepiękną i mądrą, a do tego cholernie seksowną dziewczynę.
A Ryan był tylko idiotą, któremu nagle zachciało się faceta.
Musiał jednak przyznać, że nigdy nie czuł czegoś takiego. Pożądania. A co jeśli... naprawdę był gejem i dopiero teraz wszystko wyszło na jaw?
 - Pierdolenie.
Burknął sam do siebie i zaczął cicho nucić Without Light.
~*~
- Klucze masz na szafce nocnej, kanapki w lodówce, będę tak koło osiemnastej w domu.
Powiedział Ryan i pocałował młodszego brata czule w czoło, po czym wyszedł i razem z Nathanem udali się w stronę parku.
W dzień Water Street nie wyglądała już tak ponuro i przerażająco jak w nocy. To miejsce miało w sumie swój własny klimat. Poza tym pod pewnym względem Ryan był mocno przywiązany do tego miejsca.
Park mieścił się niedaleko szkoły, do której uczęszczał Ryan. Pamiętał, jak jeszcze kilka lat temu przychodził tutaj na wagary. Westchnął, na myśl o tych wszystkich wspomnieniach.
Wtedy park był niezadbany, ale teraz wszystko się pozmieniało. Postawiono nowe ławki, kosze na śmieci i plac zabaw, poza tym kręciło się też tu dużo więcej ludzi. Ogólnie to miejsce wyglądało pięknie wczesną jesienią, kiedy przez lekko już pożółkłe liście prześwitywały promienie słońca.
Nathan szedł obok niego i wdychał chłodne, jesienne powietrze. Spacerowali w nieco niezręcznym milczeniu.
- Tutaj chodziłem do szkoły.
Powiedział brunet, by przerwać ciszę i wskazał na budynek prześwitujący między drzewami.
- A ja tam gdzie Dan. W sumie to byliśmy też nawet w jednej klasie.
Ano tak. Przecież Dawkins nie zdał dwa razy. Prędzej czy później musiał się zrównać z młodszym od niego Nathanem.
- W ogóle to ja się cieszę, że wyszedłem już budy. Nic nie jest tak zajebiste jak ta upragniona wolność.
Roześmiał się Nath.
Wyszli z parku i trafili na Green Street. Jedną z najdziwniejszych i najbardziej niebezpiecznych ulic. Brunet nie chciał tędy przechodzić, ale nie sposób było się dostać z parku do centrum, nie przechodząc tą ulicą.
Oboje z Nathanem mijali teraz żebraków siedzących na brudnym chodniku, jęczących do samych siebie ćpunów i przyglądające im się zalotnie prostytutki. Istny raj dla patologii. Tutaj namnażały się takie marginesy społeczne. Najwięcej było ich właśnie tu.
Wtem coś przykuło uwagę Ryana. Na początku nie zwrócił uwagi na kilku chłopaków stojących przy trzech dziwkach. Częsty widok. Ale dostrzegł w nich coś znajomego...
- Ej Nath... to nie są czasem kumple Pierce'a?
Zatrzymali się na chwilę.
- O kurwa, to oni. Tam nawet chyba stoi ten kutasiarz Pierce.
Kasztanowłosy miał rację. Tam stał teddy boy. I przystawiał się do jakiejś niskiej kurewki, kołyszących się na wysokich szpilkach. Dwie koleżanki dziewczyny przyglądały się temu z kamiennymi twarzami, paląc papierosy. Kumple Pierce'a chichotali.
Dziewczyna coś krzyknęła i chciała się odsunąć, ale w tym momencie Pierce z całej siły uderzył ją w twarz, a ona zachwiała się i upadła.
W brunecie zagotowała się krew. Nie mógł na to pozwolić.
- Ryan!
Zawołał kasztanowłosy, ale ten już go nie słuchał. Dobiegł do byłego wokalisty i zanim ten zdążył się zorientować, Ryan uderzył go z całej siły w brzuch. Dwie kurewki uciekły z piskiem. Pierce zatoczył się i upadł na kolana. Kiedy brunet chciał go popchnąć, teddy boy złapał go za wyciągniętą rękę i zręcznym ruchem powalił na ziemię.
- Proszę, proszę, z kim my się spotykamy...
Powiedział, wyszczerzając się. Ryan próbował wstać, ale wtedy poczuł cholerny ból w ramieniu, na które przed chwilą upadł.
Nathan już stał przy nim i podniósł go. Kasztanowłosy i Pierce spojrzeli na siebie. We wzroku Nathana było obrzydzenie, a w oczach teddy boy'a głęboka pogarda. Mierzyli się spojrzeniami jak wściekłe koty.
- Wilkinson... i ty, Hince. Jaki ten świat jest mały.
Ryan odwrócił się. Martwił się trochę o tę dziewczynę, którą przed chwilą uderzył Pierce. Wtedy z przerażeniem stwierdził, że to... Mary Rose. Siostra Huntera. Leżała na ziemi i cicho łkała, skulona.
- Mary...?
Wykrztusił z siebie brunet.
- Zaskoczony? Nie wiedzieliście, że ta mała to dziwka? Przecież o tym mówi już całe miasto. Że córka Taylora się puszcza. I to z wrogiem swojego rodzonego brata.
Pierce mówił o tym z wielką wyższością. We wzroku miał dumę. Jego kumple przyglądali się Ryanowi i Nathanowi z nijakimi wyrazami twarzy. Najwyraźniej nie za bardzo ich to obchodziło, choć może w ich postawie było też coś drwiącego.
- Zajebiście ssałaś mi kutasa, maleńka, ale nakręciłaś mnie już za bardzo. Jak sama nie dasz mi przyzwolenia, tym gorzej dla ciebie... bo ja nie mam zamiaru rezygnować, kotku.
Powiedział Pierce z przesadną słodyczą w głosie. Uczynił krok w stronę Mary, ale w tym samym momencie Nathan podbiegł do niego, by mu przywalić. Pierce jednak był szybszy i zgrabnie złapał rękę kasztanowłosego.
- Uważaj Hince. Już nie masz obok siebie Dana. Już nikt cię nie obroni.
Wtedy Nathan z całej siły kopnął byłego wokalistę w krocze. Pierce wydał z siebie jęk pełen bólu i skulił się. Chłopcy Pierce'a już ruszyli w stronę kasztanowłosego, ale teddy boy zatrzymał ich gestem ręki.
- Zostawcie go, idioci. Poradzimy sobie z nimi inaczej... 
Warknął chłopak, zataczając się. Dwóch jego przydupasów podtrzymywało go, gdy oddalali się w stronę szkoły. Pierce jeszcze krzyczał zza rogu.
- Uważaj lepiej, Hince! Ty mały gnojku! Nigdy nie wiadomo kto z twojej jebanej rodziny może dostać kulkę, więc uważaj!
Po czym zniknęli.
Chłopcy podeszli do Mary, dalej cicho łkająceaj. Nathan potrzepał nią, tak jakby trochę zirytowany, a ona podniosła głowę i szybko wstała, odskakując od nich jak oparzona. Usiadła na schodach do bloku, przy którym jeszcze przed chwilą siedziały jej tchórzliwe koleżanki.
Wszyscy milczeli.
- Słuchaj Mary...
Zaczął Ryan, ale ona mu przerwała.
- Ja wiem! Ja wiem, że nie powinnam tego kurwa robić! Ale zachciało mi się... zachciało mi się zmiany. Ja nie chciałam już być tą grzeczną dziewczynką rodziców, żyjącą w cieniu. Bo Nicholas to, Dennis tamto, Hunter sramto, a ty musisz się uczyć Rosie... Dosyć! Tylko nauka, nauka i nauka...!
Ruda szlochała już na dobre. Ryan pogrzebał w kieszeni koszuli i podał jej swoją ostatnią chusteczkę. Ból ramienia stawał się coraz bardziej nieznośny.
Dziewczyna zaczęła ocierać łzy. Po jej twarzy spływał rozmazany makijaż.
- Obciągnęłam mu... tak, obciągnęłam! Myślałam, że mnie rozumie...
Nathan wywrócił oczami. Co go tak strasznie irytowało?
- To źle myślałaś.
Mary wstrząsnął kolejny wybuch płaczu. Zignorowała słowa Nathana.
- I jeszcze koleżanki mnie na to namówiły... na to całe... kurwienie się... a teraz mnie zostawiły! Kurwa mać!
Ryan ostrożnie położył Rudej dłoń na ramieniu. Dalej był zszokowany tym jak z takiej ładnej i naturalnej dziewczyny zmieniła się w uliczną lafiryndę. Te cycki niemalże na wierzchu, tyłek i pizda ledwie zasłonięte krótkimi dżinsowymi szortami i obcasy na których w ogóle nie umiała chodzić.
Westchnął. Współczuł jej. Prawdę mówiąc, zawsze ją lubił. Była miła. Ale trochę za bardzo naiwna.
I właśnie ta naiwność doprowadziła do jej upadku.
W pewnym momencie wstała i otrzepała ubranie z brudu i ziemi. Westchnęła głęboko, jeszcze powstrzymując szloch.
- Proszę... nie mówcie Hunterowi, że mnie tutaj widzieliście... on nie może wiedzieć...
_____
HEEEEEJ~!
Uwaga, oto nowe "Z Popiołów"! Wielki powrót! Woohoo!
Już myślałam, że straciłam wenę na to opowiadanie na zawsze, ale proszę! Nagle wróciła i mam masę jeszcze lepszych pomysłów na urozmaicenie historii. C:
Rozdziały znowu zaczynają pojawiać się w poniedziałki. Ten jest akurat dziś, w niedzielę, bo zaległy i choć wydaje się być nieco krótki jak na mnie, dużo się w nim dzieje. Naprawdę dużo!
W tym rozdziale powitaliśmy dwójkę starych znajomych. No i między Ryanem a Nathanem zaczęło się już dziać nieco więcej.
Mam dla was niespodziankę! Ale pojawi się ona tak gdzieś w połowie tygodnia, bo muszę mieć jeszcze czas na jej zrealizowanie.
A więc... mam nadzieję, że rozdział się podobał!
~Chandelier

7 komentarzy:

  1. W końcu! Na żadne inne opowiadanie nie czekam tak bardzo, jak na to ;) Na serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaaay, cieszę się. Naprawdę strasznie mi miło. ♥
      I co sądzisz? O tym rozdziale? Może być? 8D

      Usuń
    2. Tak, jest świetny, ładnie ujęte zostały sceny, w których widać, że coś pomiędzy nimi się powoli rozwija. Jeśli chodzi o akcję, to muszę jeszcze czekać na jej dalszy rozwój, żeby ją ocenić :D

      Usuń
  2. Przemyślenia Ryan'a mają swój specyficzny charakter, uwielbiam to.
    No jaaaaa, znowu było tak blisko ;-; Oni są uroczy
    A Nathanek sobie żarty stroi, serio, no nie wierzę xd
    Czekam na kolejny, oby szybko :3
    Weny ~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny, długaśny rozdział jak zwykle w poniedziałek. ^^
      Dziękuję bardzo. ♥♥

      Usuń
  3. O boże *-* doprowadziłaś mnie do tego że zastanawiałam się czy nie zostać lesbijką aby móc zostać twoją żoną :D Ja wiedziałam, że coś będzie między Nathanem i Ryanem oni tak do siebie pasują <3 Nadal uwielbiam Willa ale coraz bardziej nie lubię Mary. Mam nadzieję iż w jakiś taktowny sposób pozbędziesz się Pierce'a, niech zdechnie :) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział, bardzo się cieszę,że wróciłaś <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, jak słodko. ♥
      Mary to specyficzna postać i mimo że na razie widać ją tylko od tej złej strony, to być może kolejne rozdziały pozwolą poznać ją w lepszym świetle.
      Następny rozdział w poniedziałek, ale już teraz zapowiadam, że będzie długi i pełen akcji. c:
      Również pozdrawiam~♥♥♥

      Usuń

Zostaw komentarz każdy dla nas bardzo wiele znaczy i mobilizuje do dalszej pracy.