6 wrz 2015

Zrozumieć Uczucia Rozdział 5

Blog BetyCzwarty Grzech 

             Kiedy dotarłem w końcu pod klasę, uświadomiłem sobie, że jestem straszliwie głodny, tylko nie wiedziałem, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem. Z pewnością, jest tu stołówka i serwują śniadania, ale ja, jako nowicjusz,  nie miałem o tym zielonego pojęcia. Usiadłem na ławce obok klasy i znów pożałowałem, że nie mam numeru do Phila. No cóż będę musiał poczekać, aż w końcu pożegna się z tą burdelówą i przyjdzie na lekcje. Według zegarka na beżowej ścianie do rozpoczęcia pierwszej mojej lekcji zostało piętnaście minut. Przez ten czas mogę umrzeć z głodu... no cóż, nie każdy umiera jak bohater. 
- Hej, mogę usiąść? - Usłyszałem nad sobą, melodyjny, cienki, damski głos. Był dziwnie podobny do głosu dziewczyny dubbingującej Lunę z filmu "Harry Potter". Spojrzałem do góry i zobaczyłem anioła. Cudowną dziewczynę z czarnymi niczym smoła włosami do pasa, wspaniałą figurą, nie wspominając już o dużym biuście czy też mało krzykliwych rysach twarzy. Jej delikatnie zaróżowiona cera oraz brązowe oczy nadawały jej twarzy uroku. 
- Oczywiście - Odpowiedziałem po dokładnym zlustrowaniu jej ciała. Uśmiechnęła się lekko i poprawiwszy swoją czarną sukienkę sięgającą do kolan, zajęła miejsce obok mnie. Nie przyglądała mi się, gdyż wyciągnęła książkę - po okładce stwierdzając, że do biologii - i rozłożyła podręcznik na kolanach. Dopiero po dłużej chwili w końcu spojrzała na mnie, tymi pięknymi czekoladowymi oczami, uśmiechając się lekko. 
- Dziękuję, cieszę się, że nie jesteś taki jak inni... Nie ważne. Sally - Wyciągnęła do mnie dłoń, a ja po końcówkach palców stwierdziłem, że dużo gra na gitarze - poznałem po lekko powykrzywianych paznokciach i poniszczonym naskórku. Ideał mojej kobiety, piękna gra na gitarze i... No właśnie tyle o niej wiem. 
- Alex - Odpowiedziałem zalotnie i przywitałem się z nią tak jak z Olivią. Kiedy już zakończyłem ten badziewny pokaz dobrych manier, spojrzałem na mojego cudownie pięknego Anioła. - Wspaniale się rumienisz. - Powiedziałem kiedy dostrzegłem na jej policzkach ładne zaczerwienienia. Dziewczyna spuściła głowę, starając się zakryć włosami twarz. 
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. - Zmieniła temat, co było do przewidzenia. Sam tak robiłem. 
- Jestem w tej szkole dopiero od wczoraj, może zechciałabyś mi pokazać, co i gdzie jest? - To mogła być jedyna szansa na wyrwanie takiej boskiej laski. 
-Na prawdę? Chcesz, żebym JA pokazała ci szkołę? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, kładąc nacisk na "Ja" co zabrzmiało dość dziwnie. Widocznie miała jakiś problem, przez który mogła mieć jakieś kłopoty w budzie. Phil mówił, że zna wszystkich, więc pewnie powie mi o niej nieco więcej. Na razie sam starałem się czegoś o niej dowiedzieć. 
- Pewnie, dlaczego nie? Jesteś wspaniałą dziewczyną, więc nie będziemy się nudzić. - Nie mam pojęcia dlaczego, ale zabrzmiało to bardzo dwuznacznie. 
- Pierwszy dzień w szkole a już laski podrywa. - Usłyszałem kpiące szepty jakichś lafirynd, prawdopodobnie rok młodszych ode mnie, które wyglądem przypominały burdelówy. Gardziłem takimi osobami, tak samo jak pedałami. 
- Jeszcze taką ciotowatą kujonicę. Żałosne... - Odpowiedziała blondynie ruda, intensywnie mierząc naszą dwójkę. 
- Żałosne to jesteście wy! - Warknąłem w ich stronę.
- Ja pierdole, Karen idziemy, nie warto zadawać się z takimi burakami. - Znów odezwała się Ruda, i wziąwszy pod rękę towarzyszkę, odeszły. Poza pedałami i dziwkami nie lubiłem jeszcze zachowania takiego jak to! 
- Nie przejmuj się. Powiedziały tak bo są po prostu głupie. - Powiedziałem do Sally, widząc smutny wyraz jej twarzy, który mnie nieco skruszył.
- W takim razie wszyscy są głupi w tej szkole. - Odparła obojętnie, wzruszając ramionami, ale jednak dało się zauważyć, że wciąż była smutna. Widząc to, miałem ochotę ją zwyczajnie przytulić.
- Ej aniele, nie smuć się przy mnie nic ci nie grozi. - mówiłem zalotnym tonem i obejmując ją ramieniem. Poczułem jak po jej ciele przechodzi dreszcz. O taaak ona już jest moja. 
- A-lex! - Usłyszałem radosne wołanie za sobą, którego głos poznałem od razu. Jeżeli on zawsze będzie się wpierdzielał w momencie, kiedy go nie potrzebuję, to wyjebię mu z gonga.
- Aniele, wybacz na chwilę - Zwróciłem się do Sally, po czym odwróciłem się i z morderczym uśmiechem na ustach wysyczałem do Phila, który ośmielił się przerwać mi, takiemu samcowi alfa, ten zacnym podryw. - Chciałeś czegoś?! 
- Nie jesteś głodny? - Odpowiedział pytaniem na pytanie śmiejąc się głośno. Lubił się śmiać, ale uśmiech miał nieziemski i nie przeszkadzało mi to... Właściwie to nie wiem nawet dlaczego o tym pomyślałem. Wyciągnął z torby - jak mniemałem po opakowaniu - dwie bułki.  Starałem się zachować obojętny wyraz twarzy, jednak nie wyszło mi to dobrze.
- Ja pierdziele, stary, ratujesz mi życie. Zdechłbym tu z głodu.- Wyrwałem mu pożywienie z ręki i wrzuciłem do swojej torby, nie chcąc jeść przy dziewczynie. Tata zawsze mówił, że to niekulturalne... Mawiał też, żeby zawsze dziękować, ale akurat tego nie brałem nigdy do serca, zupełnie odruchowo.
- Może tak dziękuję? - Powiedział Phil uśmiechając się. 
- Taaa, idź już. - Tym razem to Sally się roześmiała. Phil wywrócił tylko oczami i odszedł z założonymi na piersi rękami. Przez chwilę między mną a brunetką panowała cisza. Ona czytała podręcznik a ja, jak ten debil, wlepiałem w nią wzrok. Dopiero teraz zauważyłem, że na twarzy nie miała ani jednego grama "tapety", paznokcie również nie były pomalowane, włosy też raczej nie były farbowane. Zdziwiło mnie, bo przecież teraz nawet dziewczyny z podstawówki eksperymentują z make-upem, ale nie ukrywałem, że podobało mi się to. Przecież naturalne jest piękne! 
- Więc jak będzie? Pokażesz mi szkołę? - Zacząłem w końcu rozmowę po dłuższej ciszy.
- Dziś o szesnastej? Wtedy kończę lekcje i mogłabym ci co nieco pokazać. - Odpowiedziała podnosząc głowę znad książki. 
- Dobra. -  Odpowiedziałem od razu, nie zastanawiając się w ogóle. Dziewczyna obdarzyła mnie szczerym uśmiechem i znów wróciła do przerwanej czynności. Wtedy znów w zasięgu mojego wzroku pojawił się Phil, który rozmawiał z grupką jakichś chłopaków stojących z rękami w kieszeniach i obserwowali każdą przechodzącą osobę. Kiedy Dresiarz dostrzegł, że się na niego patrzyłem, uśmiechnął się. Właśnie wtedy przypomniało mi się, że dziś z Philem mieliśmy iść do tego gościa, od którego miałem zabierać te dziwne pakunki. No cóż, mus to mus.
- Sally - Znów zagadałem do niej 
- Hm?
- Bo wiesz, ja dziś jednak nie mogę, idę z Philem na miasto. Wiesz wczoraj się przeprowa...
- Nie ma problemu, jakoś się zgadamy i oprowadzę cię kiedy indziej - przerwała mi w połowie zdania. Wydawała się być zadowolona z tego powodu. Dlatego wysnułem dwa wnioski - albo cieszyła się z tego, że tak czy inaczej się spotkamy albo po prostu ulżyło jej, że nie musiała mnie oprowadzać dzisiaj. Może jednak mnie nie polubiła? Szybko otrząsnąłem się z tych głupawych myśli. Może i czasem miałem duże ego, ale rozsądnie myśląc - która dziewczyna by nie polubiła chłopaka, który właśnie niedawno ją obronił przed idiotycznym gadaniem lafirynd? Uśmiechnąłem się do niej głupawo i szczerze, chcąc jeszcze coś dodać:
 - Słuchaj, fajnie że się zdeklarowałaś, ale muszę iść, zobaczymy się później. - żegnając się, wziąłem swoją torbę i ruszyłem korytarzem z zamiarem dołączenia do Phila i jego ekipy. Idąc tak i rozmyślając o tym, co miało się wydarzyć za kilka godzin natknąłem się... Tak, właśnie na Setha i oczywiście z kim? Tak, właśnie z Danielem. Można by powiedzieć, że zastałem ich w dość nietypowej sytuacji 
- Cześć, nie pożegnałeś się wczoraj. - mówił Czarny CAŁUJĄC GO W POLICZEK! No kurwa! Mieszkam sobie z pedałem w pokoju! To znaczy, ja to wcześniej podejrzewałem ale teraz widziałem to na własne oczy. Dziwak, widząc mnie, przekrzywił ironicznie głowę i poruszył sugestywnie brwiami, co mnie już na maksa zirytowało. Pokazałem mu fuck'a i ruszyłem dalej, kiedy za sobą usłyszałem jeszcze kawałek ich rozmowy, z której wynikało, że nie są razem tylko po prostu "się lubią". 
- Przyjacielu, powiem ci jedną rzecz. Kiedy coś związanego ze mną dzieje się obok mnie, ja po prostu spierdalam.- Odparł Daniel, a ja idąc dalej, śmiałem się pod nosem. 
- O, skończyłeś wyrywać laski? W takim razie przedstawię cię moim znajomym. - Powiedział Phil kiedy w końcu dotarłem do celu. - Ten cienias po lewej - wskazał na chłopaka z blond włosami sięgającymi do ramion, ze słuchawkami w uszach i ogólnie sprawiającego wrażenie człowieka, który na wszystko miał wyjebane, a jedynie stał tu dla szpanu. - To Vincent. Ten co się tak szczerzy to Thomas. - tym razem wskazał na potężnego faceta z bardzo agresywnymi rysami twarzy. Trzymał ręce w kieszeni czarnych dresów i zawzięcie żuł gumę. - To jest Eddie. Spoko ziomek. - Eddie miał styl jak Phil i można było powiedzieć, że lekko go przypominał po za tym, że jego włosy były raczej brązowe niż czarne, a oczy niebieskie. Z  łatwością mógłbym powiedzieć, że to bliźniaki. - Chłopaki... to Alex, nowy.
- Tak Alex, dobrze kombinujesz. Jesteśmy rodziną. - Powiedział Eddie patrząc na mnie. Ciekaw byłem skąd wiedział, że o tym myślałem? Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać czy jak myślę, to tak bardzo było to po mnie widać. Będę musiał nad tym popracować. Podałem każdemu rękę i podjąłem się rozmowy z nimi. 
- Wszyscy chodzicie do jednej klasy? 
- Nie - Odparł od razu Phil - Ale tworzymy zespół. - dodał zaraz, na co szczęka mi opadła, kiedy to usłyszałem. Czy to było możliwe, że ktoś taki, jak dresiarz, a właściwie to czterech dresów posiadał jakiś talent? Ciekawie by było, gdyby poszukiwali jakiegoś gitarzysty, może spełniłoby się marzenie taty? Odnieślibyśmy sukces, a on gdzieś tam na górze, byłby dumny. 
-A...ale - Zająknąłem się, nadal będąc w szoku - Nie wyglądacie na takich, którzy posiadają jakieś talenty. - Za to zdanie dostałem w łeb od Vincenta, który postanowił wrócić do świata żywych i wyjął słuchawki z uszu. Wszyscy, z Thomasem na czele, który najwyraźniej lubił się śmiać, skoro przez cały czas uśmiechał się. Może był gejem i mu się spodobałem? Zaraz... O czym ja właśnie pomyślałem?! Teraz to już jestem pewien, że jebie mi na banie. 
- A widzisz, kochaniutki. Pozory mylą. - Odpowiedział mi Thomas, o którym wcześniej myślałem, i od razu na zwrot "kochaniutki" przeszły mnie ciarki. Czy wszyscy w tej szkole są pedałami?
- To co tam tworzycie? - Zadałem kolejne pytanie, chcąc odwrócić od siebie te dziwne myśli.
- Robimy internety. - Odparł Vincent. 
- Dokładnie to nagrywamy covery różnych piosenek na YouTube - Sprostował Eddie.
- Thomas gra na perkusji, Eddie zajmuje się gitarą, Vincent to basista, a ja śpiewam. - Powiedział Phil. 
- Ty? Śpiewasz? - Powiedziałem kpiąco, prychając cicho i znów dostałem po głowie, lecz tym razem od dresiarza. Jakoś nie mogłem uwierzyć w to, że ta ciota potrafiła śpiewać
- Udowodnić ci? - Odpowiedział, stając na wprost mnie i wykonując ruch typu ''a wpierdolić ci?''
- Pewnie, tylko czekaj, aż znajdę gdzieś zatyczki do uszu. - Odparłem, a reszta po raz kolejny się roześmiała.
- Serio, nie jest tak źle, on na prawdę ma talent. - Wtrącił się Thomas. 
- W takim razie jak przyjdziesz do mnie po lekcjach, będziesz zbierał szczękę z podłogi. 
- Dobrze, że nie uszy. - odpowiedziałem i w tym momencie zadzwonił dzwonek. 
- To do później. - powiedział Vincent kierując się razem z Thomasem prawdopodobnie w stronę swoich klas. Nawet nie zdążyłem zobaczyć, pod które drzwi dokładnie podeszli, ponieważ zostałem wepchnięty do sali razem z pozostałymi uczniami. Pomieszczenie było dość spore; cztery rzędy dwuosobowych ławek, tablica, biurko i kilka plansz chemicznych - nic nadzwyczajnego, ale moją uwagę przykuł nie wygląd klasy lecz młody mężczyzna - na oko z trzydzieści lat. Na złamanym, sądząc po kształcie, nosie miał okulary w czarnych oprawkach. Krótko przycięte kasztanowe włosy sięgały mu za ucho, a czarny garnitur nadawał mu wygląd studenta rozpoczynającego rok szkolny.
- Alex, chodź, siedzimy razem. - Usłyszałem głos Phila, a za chwilę poczułem rękę na swoim nadgarstku. W mgnieniu oka siedziałem już w ławce. Mężczyzna, na którego wcześniej patrzyłem, teraz stał oparty jedną ręką o pierwszą ławkę, gdzie siedziała Sally. 
- Witam was. - Odezwał się w końcu zachrypniętym głosem.- Nazywam się Mark Patton, jestem waszym nowym nauczycielem matematyki. - Kontynuował po lekkiej pauzie. Nie wiedziałem jak innym, ale ten nauczyciel nie przypadł mi do gustu.  

*** 
          
Po za nowym nauczycielem matematyki, na lekcjach nie działo się nic ciekawego. Fizyczka to jakaś wieśniara, która ubierała się po prostu jak wieśniak, chemiczka to starsza babka przypominająca Skłodowską-Curie, ksiądz uczący religii non stop się modlił i twierdził, że i tak wszyscy jesteśmy satanistami i jedyne co nam w głowie, to palenie kościoła. Babka ucząca biologii wyglądała ohydnie. Jedyne osoby, które przypadły mi do gustu to matematyk i ojciec Phila, który uczy historii. Wygląda na około pięćdziesięcioletniego mężczyznę z lekko skrzywionym kręgosłupem, około metr siedemdziesiąt wzrostu, krótkie, ale gęste czarne włosy i okulary w białych oprawkach. Miał miły dla ucha głos i wyglądał sympatycznie. Cały dzień siedziałem z Dresiarzem w  ławce i praktycznie nic nie zapamiętałem z tego, co mówili do mnie nauczyciele, bo cały czas z nim gadałem. Opisał mi chyba wszystko; każdą osobę, każdego nauczyciela, wszystkie pomieszczenia, stołówkę, no po prostu wszystko. Mogłem teraz powiedzieć, że zostaliśmy kumplami, a on mimo pozorów był spoko gościem. Przez trzy przerwy gadałem z Sally i powoli, ale powoli zbliżałem się do niej, a ona nie opierała się mojemu urokowi. Jeszcze dwa dni i będzie moja, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Było mi strasznie głupio, że tak ją zlałem z tym oprowadzaniem po szkole, ale naprawdę nie miałem ochoty odmówić dresiarzowi, któremu w każdej chwili może odwalić palma i po prostu może mi przyjebać. Ostatecznie nie znałem do końca Phila. Przez resztę tego dnia nie widziałem Setha i nie ukrywałem, że byłem z tego powodu szczęśliwy. Nawet w pokoju po lekcjach go nie zastałem, a jedynie mignął mi się podczas jedzenia obiadu na stołówce ale nie natknąłem się na niego bezpośrednio. Właśnie szedłem do Phila, z którym miałem wyjść na miasto po "towar". Byłem tak cholernie ciekawy, co to będzie, ale wiedziałem, że dziś nie uda mi się tego ani sprawdzić, ani też wyciągnąć informacje od gościa, z którym miałem się spotkać. Nie pukając wparowałem do pokoju dresiarza, który akurat wiązał wysokie buty. O dziwo, nie miał na sobie dresów, tylko jeansy i szeroką białą bluzę z kapturem. 
- A co, gdybym teraz obracał jakąś panienkę? - Zapytał nawet nie podnosząc głowy.
- To popatrzyłbym jak żałośnie to robisz. - Odparłem, siadając na krześle i zabierając jedno jabłko z tacy stojącej na stole. Phil w końcu przerwał wykonywaną czynność i spojrzał na mnie z rozbawieniem w oczach. 
- Dziękuję - Odpowiedział, śmiejąc się cicho. Po chwili byliśmy gotowi do wyjścia. To znaczy on był gotowy, bo ja czułem się, jakbym czekał na dziewczynę a nie na prawie dorosłego faceta. To jeszcze to, a zapomniałam tego a i jeszcze tamtego... telefon, okno w łazience, żelazko... Czy każda kobieta zachowuje się tak samo, czy to tylko moje byłe?
- Gotowy na przygodę?- Znów zadał pytanie, zamykając drzwi na klucz.
- Można tak powiedzieć. Trochę się boje, że ktoś nas przyłapie. 
- Nie musisz, znam super przejście, gdzie żaden z nauczycieli nie chodzi i nie ma prawa nas złapać.- Odparł cicho tak, aby nikt nie słyszał. 
- I znów po schodach?Winda nadal nie działa? - Spytałem po raz kolejny, a Phil pokiwał z rozbawieniem głową, z pewnością przypominając sobie zdarzenia ze wczorajszego popołudnia. Właśnie teraz uświadomiłem sobie, że byłem tu dopiero jeden dzień, a tyle już o tej szkole wiedziałem.


~~~~~~~~
Witajcie! To ja wasza Himana, mam nadzieję, że ktoś czekał na rozdział i, że wybaczycie mi ten poślizg. Ale wiecie jak to jest wena raz przychodzi a raz odchodzi. Rozdział słaby mało się w nim dzieje. Ale wynagrodzę wam to w kolejnym rozdziale. Połowa będzie z perspektywy Alexa a druga z perspektywy Czarnego. Będzie się działo, jednak nie jestem pewna czy wyrobię się z nim do kolejnej soboty, ale jeśli nie dam rady pojawi się ogłoszenie. Kolejna sprawa koniec sierpnia czyli czas na podsumowanie, wraz z Chandelir prowadzimy blog od miesiąca. Nie jest to pierwszy, porównując ten z poprzednim... jest zajebiście. 2000 wyświetleń mieliśmy przez trzy miesiące a teraz w zaledwie miesiąc. Po prostu WOW. Dziękuję wam z całego mojego metalowego serducha. 

1 wrz 2015

Z Popiołów cz.5

V.
Cały świat zawirował i Ryan przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje.
Dopiero, gdy znów poczuł usta Kathy, smakujące szampanem i trochę wymiocinami, zrozumiał, co się dzieje.
Jest na imprezie, on i Kathy sami w pokoju, a ona właśnie się do niego dobiera. Ryan stał w bezruchu jak kłoda. Przez głośny szum krwi w uszach nie słyszał już nawet głośnej muzyki i pisków z pomieszczenia obok.
Spanikował. Co powinien zrobić? Zaczął myśleć w ekspresowym tempie, chwilowo ignorując pocałunki Papużki i jej ciche, mające w nim wzbudzić pożądanie, jęki.
Okej, na pewno jest pijana. Tak, to było nawet bardziej niż pewne. Widział, ile wypiła. Nie zachowywała się normalnie. Może jest po prostu zamroczona alkoholem, albo się wygłupia. Nie, w sumie ta druga opcja odpada. Wszystko wyglądało cholernie realnie.  Choć z drugiej strony, to zupełnie naturalna kolej rzeczy po takiej ilości spożytego alkoholu.
Ale... czy to nie jest tak, że pijany człowiek wypowiada trzeźwe myśli?
Ryan zląkł się. Jeżeli Kathy przez cały ten czas była w nim zakochana i dopiero po alkoholu zdobyła odwagę na to czy w mniej lub bardziej inwazyjny sposób mu to wyznać to... jest w niezłej dupie.
To nie tak, że Ryan uważał ją za nieatrakcyjną. Była naprawdę śliczną dziewczyną, miała ładną twarz i zgrabne ciało. Ale... nigdy jej nie pożądał. Nie było między nimi chemii. Jedyne uczucie jakie wobec niej żywił to zwykła przyjaźń. A poza tym... nigdy nie pragnął kobiety. Kilka razy zdarzało mu się zakochać w dziewczynie, jednak nigdy nie był to prawdziwy fizyczny pociąg, a jedynie fascynacja charakterem, osobowością, .
- Co tak stoisz Ryan... jestem cała twoja...
Jęknęła ponętnie, nie przestając go całować.
- Kathy... przestań, nie mogę... nie teraz...
Wtedy dziewczyna zaczęła się ocierać o jego krocze, kompletnie ignorując jego odmowę. Poczuł jak narasta w nim obrzydzenie. Gdyby tylko nie pachniała jak szczochy menela to może by jeszcze jakoś to przetrzymał i poczekał, jak jej się znudzi, albo jak coś odwróci jej uwagę. Jednak w tej sytuacji...
Kathy podniosła głowę i spojrzała na niego podejrzliwie. Oczy miała przeszklone, policzki zaczerwienione i do tego potargane włosy.
 - Co jest...? Nie chcesz mnie zerżnąć?
Wybełkotała i w tym samym momencie dostała torsji. Rzygała mu się na buty. Wzdrygnął się.
Tego było już za wiele. Musiał zakończyć tą komedię.
- Kathy do cholery! Uspokój się! Jesteś pijana!
Nie mógł już wytrzymać i emocje zaczęły brać górę. Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią.
- Nie rozumiesz, że "nie" znaczy "nie"?! Ja pierdolę, opanuj się dziewczyno. 
Skrycie wiedział, że nie powinien był tego robić. Ale nie potrafił już przestać. Najpierw dobierała się do niego, potem go obrzygała. Gdy na nią patrzył było mu niedobrze. Jak można się doprowadzić do takiego stanu?
Wtedy Kathy uderzyła go w policzek. W ten zraniony. Cicho zawył z bólu, kiedy rana zaczęła piec. Spojrzał na koleżankę. Chwiała się, a w oczach miała łzy.
-  Ty skur... pierdolony... a ja cię... ja cie kurwa kocha-ałam!
Brunet zapowietrzył się.
O kurwa.
- Kathy... wypiłaś, nie wiesz co mówisz...
Jęknął. Prawdę mówiąc już nie za bardzo wierzył w to co mówił. Chciał, żeby to było prawdą. Żeby tylko mówiła głupoty po pijanemu.
- Ryan... czemu ty zawsze musisz być takim zimnym chujem...
Burknęła, zataczając się.
Była naprawdę nieźle napierdolona. Ryan dostrzegł, że chwilowo przestała zwracać na niego uwagę. Zanim się zorientował, wyszedł z pokoju, a następnie z mieszkania, nic nikomu nie mówiąc.
Szedł ciemną ulicą, drżąc z zimna. W tej chwili sam siebie nienawidził. Zachował się jak tchórz. Pierdolony tchórz. Uciekł. Zostawił ją tam samą w takim stanie. Wiedział, że kiedy za kilka dni spotkają się w pracy, o ile nie nawet jutro na koncercie...
Będzie wściekła. Na pewno. Teraz, gdy oddalił się od całej tego całego galimatiasu poczuł, że naprawdę jest zimnym chujem. I do tego tchórzliwym.
Kathy powiedziała mu, że go kocha. A on spierdolił. Ale po prostu... nie chciał tego wiedzieć, ani o tym słyszeć. Nie dostrzegał tych wszystkich spojrzeń, które mu posyłała, bo... po prostu nie chciał ich dostrzegać. Nie mógł jej dawać nadziei. Robił wszystko, by jej nie zranić.
A jednak to zrobił.
Serce powoli zaczęło się uspokajać z każdym krokiem naprzód. Szum krwi w uszach ustał a oddec się uspokoił. Wszystko wracało do normy.
Ale poczucie winy pozostało.
~*~
- Cholera... cholera, kurwa, cholera...
Nathan siedział na jednej z drewnianej skrzyń i ogryzał paznokcie. Był spięty, zresztą jak oni wszyscy. Ryan i bliźniaki rozkładali sprzęt na scenie, skręcali, stroili. Huntera całkowicie pochłonęło strojenie bębnów. Nie docierało do niego praktycznie nic. Dan miał im pomóc, ale gdzieś zniknął, zapewne wyszedł na papierosa, robił tak zawsze gdy nie chciało mu się ruszyć dupska i pomóc coś przenieść albo przesunąć. Nie dla niego fizyczna praca.
Chłopakom szło dość opornie, ale brunet nie miał serca zmuszać wystarczająco już zestresowanego Natha do takiej roboty.
Zostało im jeszcze pięć minut, a Daniela wciąż nie było.
- Nath!
Kasztanowłosy podniósł głowę.
- Mógłbyś poszukać Dana? Zaraz zaczynamy, a tego skurwysyna jeszcze nie ma.
- Jasne...
Nathan skinął głową i zszedł ze sceny. Przeszedł przez kuchnię i zaczął się rozglądać. Po chwili znikł Ryanowi z oczu.
Gerard skończył ze swoim basem i oparł się o głośnik.
- Jak było na imprezie u Kathy, Ryan?
Cholera. Brunet wiedział, że Gerard o to zapyta. Na twarzy miał wymalowany swój szeroki uśmiech, pozornie wesoły, jednak skrycie wredny. Nie mógł przepuścić takiej okazji. Musiał mu dopiec.
- Zmyłem się po jakimś czasie.
Odparł lakonicznie Ryan, modląc się w duchu, by to wystarczyło. Nie chciał wspominać wczorajszego wieczoru. Dużo dałby, by wymazać go z pamięci.
- Nie przeleciałeś jej?
Ryan lubił bliźniaków. Oboje byli zabawnymi, nieco pokręconymi zawadiakami. Jednak szczerze mówiąc, brunet większą sympatią pałał do spokojniejszego i bardziej przyjacielskiego Pete'a.
Gerard najzwyczajniej w świecie był złośliwy.
- Gery, ja cię proszę, to moja przyjaciółka. Nie ma między nami żadnej chemii. Naprawdę. Poza tym... nie jest w moim typie.
Ryan zaryzykował, ale udało się. Starszy bliźniak pokiwał głową i po chwili stracił zainteresowanie. Jednak obudził w Ryanie demony wczorajszego dnia i na nowo wzbudził w nim wstyd, poczucie winy i wstręt do koleżanki.
Brunet naprawdę nie chciał myśleć o Kathy. Wiedział, że ją zranił. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, nie poszedłby na tą imprezę wcale. To był zły pomysł... wolałby żyć w nieświadomości o uczuciach Kathy.
Tak bardzo chciał ją przeprosić, ale nie potrafiłby stanąć przed nią teraz i powiedzieć jej w twarz, jak bardzo mu przykro.
Nie. Nie powinien się tak o to obwiniać. Była pijana. Dobierała się do niego. Zarzygała mu ulubione buty. To też jej wina.
Westchnął i dostrzegł w oddali rozwichrzone blond włosy Dana.
- Książę raczył się stawić.
Prychnął Pete, ale Dan nawet się na niego popatrzył. Spojrzał w stronę siedzących w barze ludzi. Nadal dużą część z nich stanowili pijacy, jednak po raz pierwszy Ryan dostrzegł tu młodzież i ludzi w ich wieku, którzy bez skrępowania im się przyglądali.
Wśród nich brunet dostrzegł Matta i Damiena z wczorajszej imprezy. A więc przyszli. Czy gdzieś niedaleko nich stała Kathy?
- Chłopaki, słuchajcie, mam rewelację, ale to wam powiem po koncercie. Teraz... napierdalamy!
Przybili sobie piątki, a Ryan zszedł ze swoją gitarą ze sceny. Z Danem grali na zmianę. Usiadł na jednej ze skrzyń gdzieś w cieniu. Ludzie na widowni go nie widzieli, ale on za to ich widział doskonale.
Nathan wyszedł na scenę i krzyknął coś w stronę młodzieży stojącej niedaleko sceny. Niektóre dziewczyny zaczęły piszczeć, chociaż po nich widać było, że są już nieźle naprute. Reszta ludzi przyglądała im się sceptycznie.
Welcome To The Jungle wybrali właściwie dlatego, że był to energiczny utwór, który rozruszałby widownię i podkręcił atmosferę. Nathan świetnie pasował do tej piosenki. Jego mocny, niski głos brzmiał zupełnie inaczej niż głos pierwotnego wykonawcy i może właściwie... trochę lepiej? Przynajmniej dla Ryana. Nigdy nie lubił jęczenia Axla.
Kasztanowłosy był niezwykle charyzmatyczny i żywiołowy. Biegał po całej scenie, śpiewał tak głośno jak tylko się dało, bez żadnej zadyszki. Młodzi początkowo tylko im się przyglądali, jednak po chwili, gdy zamroczył ich już alkohol, zaczęli tańczyć i śpiewać razem z wokalistą. Dużo dziewczyn przepchało się pod scenę i wiło się tuż przed Nathanem, który jednak o dziwo nie zwracał na nie większej uwagi.
Powód? Ryan po chwili go dostrzegł. Gdzieś w tłumie, między pijakami mignęła mu sylwetka Clarcie. Rzeczywiście tam była. Razem z kilkoma koleżankami. Chyba jako nieliczne siedziały i wpatrywały się sztywno w scenę. Clara nawet się nie uśmiechała.
Następnie mieli zagrać utwór, który napisał Nathan. Cold Hearted Bitch. Ryan szybko połączył fakty.
O cholera. Czyżby kasztanowłosy wiedział, że jego dziewczyna tu będzie? Brunet był niemal na pewno pewny, że była to piosenka o niej. Czytał tekst kilka razy.
- Żeby nie było... teraz zagramy coś swojego.
Daniel odwrócił się w stronę Ryana i skinął głową. Teraz jego pora.
Brunet nie chciał, żeby było go bardzo widać, więc stanął gdzieś w cieniu. Podpiął gitarę do wzmacniacza i westchnął cicho. Był gotowy.
- Uwaga, powitajcie Cold Hearted Bitch! No dalej! Powitajcie tą zimną sukę!
Ryan wzdrygnął się. Ostatnio słyszał te dwa słowa nieco za często.
Zaczęli grać. Utwór był szybki, szarpany, żywiołowy. Nathan skakał po całej scenie, przemieszczał się niczym błyskawica, raz w jedną, raz w drugą stronę.
- A soul made of ice! And careless bluish stare!
Ryan kątem oka spojrzał na Clarice. Zero reakcji z jej strony. Utrzymywała kamienny wyraz twarzy. Maskę bez uczuć.
Jeżeli ją to nie wzruszało, to rzeczywiście musiała być w środku zimna niczym lód.
- Whataya want from me boy? I told you, fuck off, boy!
Tu Nath zaśpiewał wyższym głosem, naśladując dziewczynę. Nawet zchlane obszczymury odwróciły się i zdawały słuchać.
- Such a cold hearted bitch, cold hearted bitch! You're cold hearted bitch, cold hearted bitch!
Widownia zaczęła śpiewać refren razem z nimi. Właściwie to brunet był zaskoczony, że idzie im tak dobrze. Ryan powinien być zestresowany, ale brudny głos Nathana dodawał mu odwagi. Wysunął się nieco z cienia.
- Śpiewajcie ze mną! Cold hearted bitch, cold hearted bitch!
Teraz cały bar powtarzał za Nathanem. Dziewczyny piszczały, chłopcy wtórowali Nathanowi, podnosząc gu górze szklanki napełnione whisky.
Nim Ryan się obejrzał, utwór się skończył. Nathan ściągnął z siebie skórzaną kurtkę, w której zaczęło być mu gorąco. W tym czasie, gdy się przebierał. jakiś pijak krzyknął spomiędzy ludzi.
- To mogłaby być piosenka o mojej żonie!
Nathan roześmiał się do mikrofonu. Ryan pomyślał, że ma naprawdę uroczy śmiech. Pełen dziwnej słodyczy, kontrastującej z jego głębokim głosem.
Potem poszło już z górki. Upita młodzież tańczyła do wszystkiego. Śpiewali po jednej piosence każdego znanego rockowego zespołu. I wtedy nadszedł czas na Without Light.
Ryan bardzo chciał towarzyszyć Nathanowi w tym utworze. Cieszył się, gdy usłyszał, że to już pora na jego i kasztanowłosego wspólne dzieło. Przymknął oczy i znów widział przed sobą gasnący płomyk. Wstrząsnął nim lekki dreszcz podniecenia.
Znów tylko on i muzyka. Jednak nie na długo. Wkrótce do jego małego intymnego światka wtargnął Nathan i jego śpiew.
You've burned your own skin... and turned yourself to ash...
Ryan uśmiechnął się. Gasnący płomyczek. Wers za wersem. Coraz słabsze światło. Nie sposób go już uratować.
 - 'Cause you're here without a light... 'cause you're here without...
Jeszcze chwilka ciszy.
Wybuch. Palenisko zapłonęło ogromnym, jasnym płomieniem. Nathan krzyknął do mikrofonu i rozłożył ręce, tak jakby naśladując odlatującego ptaka.
- I will hold you high! I will spread your wings! I will make you shine like a flaming phoenix!
Ryan wsłuchiwał się w wersy piosenki i pomyślał... że oni wszyscy są tutaj marnym popiołem. Omiótł wzrokiem widownię. Dzieciaki które ledwo puściły maminą kiecę i skrywają dorosłych, byleby tylko zaimponować znajomym. Niszczą sobie życie, łaknąc jedynie atencji. Podstarzałe pijaki, które nie mają już nic poza bezwartościową butelką whisky.
Wtedy uznał, ze i oni są marnym prochem. Jego kumple, z którymi właśnie występował. Wszyscy. Nawet on. Jedynie Nathan był tutaj feniksem.
Chociaż... czy na pewno?
Ryan oddałby wszystko, byleby tylko znów się odrodzić i zapłonąć, żyć na nowo.
Otworzył lekko przymknięte oczy i podniósł wzrok. Nagle serce zaczęło bić mu szybciej. W tłumie dostrzegł kolorową burzę włosów Kathy. Przez chwilę wydawało mu się, że ich spojrzenia spotkały się. Wstrzymał oddech i niemal wypadł z rytmu, ale po chwili się uspokoił.
Nie mógł teraz zawalić.
Ich koncert zakończył się późną nocą. Dużo osób jeszcze nalegało na bisy, ale chłopcy byli już zmęczeni.
Ryan poczuł, że ludzie ich kochają. Chłopcy nie spodziewali się takiego sukcesu. Przepełniała ich radość, a szczególnie widać to było po Nathanie, zaczerwienionym i drżącym z podekscytowania. Dan również chodził dumny jak paw, przelotnie flirtując z kilkoma dziewczynami.
Brunet spojrzał na kasztanowłosego. Widział spełnienie w jego oczach. Jego marzenie powoli się spełniało.
Zaraz po nich na scenę wszedł facet, którego widzieli ostatnio, ten ustylizowany na Elvisa. Zaczęli szybko składać sprzęt. Bliźniaki i Hunter już wyszli, prawdopodobnie razem z Danem, Nathan gdzieś zniknął, a Ryan próbował wyjść przez tylne drzwi.
Za zakrętem znajdowało się wyjście awaryjne. Brunet już miał tam podbiec, kiedy usłyszał czyjeś głosy. Zatrzymał się i zaczął się przysłuchiwać.
- Nie, nie musisz się tłumaczyć... naprawdę Nath... rozumiem. To moja wina.
Rozpoznał glos Clarice. Rozmawiała z Nathanem. Ryan wiedział, że to nietaktowne, ale pokusa okazała się zbyt silna. Zaczął podsłuchiwać.
- Clara, zachowałem się jak ostatni cham! Dotarło to do ciebie?
W głosie kasztanowłosego był wyrzut.
- Więc co mam zrobić?
- Nie wiem, może walnij mnie w ryj, to wszystko załatwi.
Prychnął Nath.
- Teraz ty też jesteś wredny.
Chwila ciszy. Tak jakby oboje zastanawiali się, co powiedzieć.
- Gdybym wiedział, że tu jesteś... nie zaśpiewałbym.
- W takim razie twoje przeprosiny nie są szczere. Skoro nie wiedziałeś, to zaśpiewałeś. Nie udawaj takiego skruszonego, Nathaniel. Po co to robisz? Czemu mnie oszukujesz?
Wymowne milczenie.
- Nie powiesz mi...
Jęknęła Clarice, wzdychając.
- Clara, ja...
- Nathan, przestań! Nie chcę już tego słuchać! Pozwól mi wyjaśnić jedną rzecz... nie zachowałam się wtedy fair. I może jestem zimną suką. Ale fakt, że... postanowiłeś to obwieścić całemu miastu... to też nie jest fair, Nathan.
Głos dziewczyny mimo że spokojny, miał w sobie nutę bólu. Ta piosenka naprawdę musiała mocno w nią ugodzić. Nathan zawarł w tym tekście tyle złych rzeczy. Ryan nie znał za bardzo Clarice, ale widząc ją... nie wydawało mu się, żeby wszystkie te zarzuty były prawdziwe, Cóż, może i była snobką... ale nie zimną suką.
- Dorośnij wreszcie. Wszystko co mówisz, co piszesz... to rani... naprawdę.
- Clara, ja... prze...
Wtedy jednak dziewczyna wyszła z budynku. Ryan czekał, aż Nathan pobiegnie za nią. Jednak... nic takiego nie nastąpiło. Kasztanowłosy stał w miejscu. Nie ruszył się ani o milimetr. Brunet zdziwił się.
To wszystko było takie dziwne. W bezpośredniej konfrontacji z Clarice, Nathan zdawał się okazywać skruchę, przepraszał ją. Ale gdy tylko znikała, całe jego poczucie winy ulatniało się.
Czyżby... mu nie zależało?
Ryan poczuł, że jest wycieńczony. Nie miał już siły nawet na myślenie. Pogłówkuje nad tym jutro.
~*~
- Naprawdę było tyle ludzi?!
Will siedział na łazienkowej podłodze, cały drżący z podekscytowania. Mimo że Ryan niemalże padał już z nóg, nie mógł nie opowiedzieć młodszemu bratu o koncercie. Will zamiast iść spać, wyczekiwał go przez kilka godzin. Zasługiwał na nagrodę, w postaci opowieści.
- Naprawdę. Wszyscy tańczyli i śpiewali. Było superowo.
Blondyn przez cały czas się uśmiechał, ale nagle zrzedła mu mina. Ryan rzucił mu pytające spojrzenie.
- Obiecaj, że zabierzesz mnie na następny koncert.
Brunet westchnął. Will prosił go o to już odkąd tylko dowiedział się o zespole. Ale Ryanowi ciągle coś wypadało. Albo po prostu zapominał.
- No dobra... jeżeli w ogóle jeszcze jakiś będzie.
Blondyn prychnął.
- Nie żartuj.
Ryan roześmiał się i wycisnął resztki pasty do zębów na szczoteczkę.
- A jak Daniel? I reszta? A zresztą, co ja pytam, na pewno nie wypadli tak dobrze, jak mój wspaniały brat!
- Schlebiasz mi.
Will przez chwilę milczał, tak jakby zastanawiał się, co powiedzieć.
- A Nathan? Jak Nathan?
Brunet wypłukał usta wodą i wzruszył ramionami.
- Świetnie, jak zwykle. Ludzie go uwielbiają. Jest energiczny, żywiołowy i tak dalej.
Brat Ryana chciał jeszcze coś powiedzieć, ale brunet szybko mu przerwał.
- Will, jest późno, powinieneś już dawno leżeć w łóżku, jutro nie wstaniesz.
Blondynek wywrócił oczami i westchnął z poirytowaniem. Wstał i ociągając się, ruszył w stronę swojego pokoju.
- Dobranoc!
- Dobranoc.
Ryan zgasił światło w łazience i szczerze mówiąc... senność w większości minęła. Ale i tak powinien się położyć. Zasłużył na odpoczynek.
Spojrzał na pustą kanapę. Powoli przyzwyczajał się już do braku wuja Joe'a. Właściwie... żałował, że nie wypieprzył go na zbity pysk wcześniej. Chociaż w sumie... teraz przynajmniej miał jasny powód do pozbycia się go.
Ryan odetchnął. Dzisiejsza noc prawdopodobnie zaważyła na całym jego życiu. Już nic nie będzie takie samo. Wszystko się zmieni. Miał nadzieję, że na lepsze.
Już kierował się w stronę pokoju, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Przez chwilę pomyślał, że się przesłyszał. Przecież kto by czegoś od niego chciał o tej godzinie? Jednak po chwili znów ktoś zastukał.
Brunet zląkł się lekko. A co, jeżeli to wujek Joe? Albo jakiś jego kolega, którego stary pijaczyna nasłał, by wykurzyć jego i Willa z mieszkania? Ostrożnie podszedł do drzwi i uchylił je.
Jakież było jego zdziwienie, gdy za drzwiami zastał kasztanowłosego.
- Nathan?
Wymruczał z niedowierzaniem.
- We własnej osobie.
Nath miał na sobie te same ciuchy co dzisiaj na koncercie, a na ramieniu widniał obficie wypchany plecak.
- Przeszkadzam?
- Um... właściwie to miałem się już kłaść... potrzebujesz czegoś?
Kasztanowłosy westchnął i przygryzł wargę. Przez chwilę zbierał się w sobie, by coś powiedzieć.
- Słuchaj... wiem, że jest cholernie późno, ale... mógłbym u ciebie przenocować?
_____
Ha! Jest! Trochę przykrótkie, ale myślę, że w miarę akcji jest. Dzisiaj pierwszy września i teoretycznie powinnam mieć mniej czasu na pisanie, ale nie martwcie się! Obiecuję, że was nie zaniedbam. :3
Dobrej nocy feniksy!
~Chandelier