13 sie 2017

Zrozumieć Uczucia Rozdział 30

Alex
     Budzę się. Słońce świeci mi prosto w twarz przez to, że zapomniałem zasłonić okno. Zaraz. Przecież ze swojego łóżka nie mam na nie tak dobrego widoku! Czuję jak coś ugniata mnie w prawy bok. Zerkam w tamtą stronę. Czarna czupryna. Nie jest to żadna dziewczyna. Patrzę niżej. McLann. Jest nagi. Ja też. Obejmuję go jedną ręką. Mam pustkę w głowie. CO JEST KURWA?!
     Głowa nie dość, że pusta to jeszcze boli jak cholera. Pierwsze w życiu kac, który męczy mnie nad ranem, a nie zaraz po chlaniu. Lekko odsuwam go od siebie. Siadam na łóżku, zsuwając stopy na podłogę. Trafiam na coś mokrego i lepkiego. Modlę się żeby to nie było to, o czym myślę.
Kurwa.
      Jednak to prezerwatywa, w dodatku zużyta. Mam ochotę coś rozwalić. Aby powstrzymać furię udaję się pod prysznic. Chcąc się pocieszyć myślę, że już jestem goły, więc oszczędzę czas na rozbieranie się. Zerkam na zegarek, który wskazuje godzinę dziewiątą trzydzieści dwie w czwartek. Zajebiście. Kończy się druga z rzędu lekcja z chemiczką.
      Dawno nie czułem się takim gównem. Staję pod zimnym strumieniem. Zmywam z siebie pot i resztki spermy z nadzieją, że to nasienie na brzuch należy do mnie, a nie do czarnowłosego. Po pięciu minutach w końcu dociera do mnie, co się działo dnia poprzedniego.
     - Ja pierdole! - Warknąłem pod nosem. Zachciało mi się imprez! Nie dość, że się schlałem, pieprzyłem się w kiblu ledwo poznaną laskę, to jeszcze wyruchałem McLanna i niech mnie chuj, ale było mi przyjemnie! Tyle, że chyba na razie nie chciałem tego powtarzać. Seth pewnie jest wniebowzięty, ale ja nadal nie wiedziałem czy chcę czegoś więcej. Nie byłem pewien swoich uczuć. To wszystko nie było łatwe, niby chciałem uprawiać z nim seks i z własnej, nieprzymuszonej woli to zrobiłem, w dodatku było mi dobrze…Ale, wciąż nie byłem gotów na związek z facetem. Tak właściwie to ja chyba w ogóle nie byłem gotów na żaden związek. Byłem uprzedzony, nie nadawałem się do stałego związku. Nie potrafiłem z żadną laską wytrzymać dłużej, niż tydzień, więc co tu wspominać o facetach, gdzie nigdy nie brałem takiej możliwości pod uwagę. To nawet nie można było nazwać zauroczeniem, tylko chwilową fascynacją nową osobą. Jednak jakiś cichy głos z tyłu mojej głowy mówił, że przecież już od dłuższego czasu toczę wojnę z samym sobą, jeżeli chodzi o uczucie do Setha. Starałem się go ignorować, ale wracał, jak natrętna mucha.
     Kiedy wstępnie się ogarnąłem, nagi poszedłem do pokoju po jakieś ubrania. Starałem się poruszać najciszej jak tylko się dało. I chyba mi się udało, bo Seth dalej spał jak zabity, co mnie cieszyło. Wiem chamsko, że go nie obudziłem, ale bałem się konfrontacji z nim. Wiedziałem, że wcześniej czy później ona nastąpi, ale mając wybór wolałem, żeby jednak ta chwila przyszła jak najpóźniej. Wyszedłem z naszego mieszkania i pobiegłem pod klasę, w której miałem lekcje. Oczywiście, że się spóźniłem, ale na szczęście chemia już minęła, więc miałem szansę przeżyć. Wpadłem do klasy nawet nie pukając.
     - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie! - Wydukałem, robiąc słodkie oczka do nauczycielki angielskiego. Niestety mój urok osobisty na nią nie działał. Odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła okulary.
     - Witam. Może kawki zaparzyć? Nie było pana na poprzednich lekcjach, wchodzi pan jak do siebie  połowie lekcji. Czy mogę, chociaż wiedzieć, co zatrzymało panicza i było ważniejsze od zajęć?- Zapytała kpiąco. 
     - Czy muszę się zagłębiać w szczegóły? - Zapytałem, aby choć odrobinę wydłużyć czas na wymyślenie kitu dla anglistki.
     - Czemu nie? Od razu dostanie pan ocenę z mitów. - Kilka osób się zaśmiało,  kąciki ust anglistki również drgnęły, ale dalej zachowywała kamienny wyraz twarzy. Tępe kołatanie w czaszce sprawiało, że nie byłem w stanie nic sensownego wymyślić. Dlatego poszedłem po najniższej linii oporu. 
     - Mówił już ktoś pani, że wspaniałe leży na pani ta sukienka?- Zapytałem takim zmysłowym tonem, że nawet mnie to urzekło. Klasa znów zawtórowała śmiechem. Fogg opadła zmieszana i zaskoczona na krzesło, po czym sama zaczęła się śmiać. Pokiwała głową z dezaprobatą, po czym powiedziała. 
     - Dziękuję za komplement, ale nie pozostawię pańskiego wybryku  bez nagany. Nie mam ochoty na wysłuchiwanie bajeczek. Dlatego napiszę pan na jutro referat na temat nieodpowiedzialności. Szczegóły pracy podam panu po lekcji, a teraz proszę z łaski swojej zająć miejsce i skupić się na lekcji. - Kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę ławek. Stojąc do niej tyłem zrobiłem głupią minę naśladując anglistkę. Dziewczyny widząc to roześmiały się w głos, ale za raz widząc minę Fogg zamilkły. 
     Miłym zaskoczeniem był widok Phila siedzącego w ostatniej ławce. Uśmiechnąłem się do niego i pomaszerowałem w jego stronę. Siedział oparty na ręce i zamyślony patrzył przed siebie.
     - Elo stary, dobrze cię widzieć! - Powiedziałem siadając. Przywitałem się z nim uściskiem dłoni, a on uśmiechnął się do mnie.
     - A to twoja zasługa, że tu jestem. Daniel nadal myśli, że coś mi dałeś, przeszukał mój pokój, a jak nic nie znalazł to zaczął obmacywać moje ciało w poszukiwaniu świeżych wkłuć. Dla żartu powiedziałem mu, że wciągałem, a on wściekł się, trzasnął drzwiami i wyszedł. - Parsknąłem śmiechem.
     - Żałosne, nadal nie wiem, czemu mi nie ufa. – Powiedziałem, niespiesznie wyciągając książki.  
     - Tak czy siak. – Kontynuował i obejrzał się na Danielsa. - Nadal jest obrażony i się nie odzywa, a za to, że teraz razem siedzimy znowu zrobi my jakiś wywód. - Zaśmiałem się cicho i niedbale rozsiadłem się na krześle.
     - Alex? - Po długiej ciszy, kiedy starałem się skupić na lekcji, co kompletnie mi nie wychodziło, bo moje myśli wciąż krążyły wokół McLanna, Phil szturchnął mnie w rękę i zapytał. - Pamiętasz jak  dawałem ci te chwyty na gitarę?
     - Łoo, wieki temu to było, ale pamiętam.
     - Co powiesz na próbę po lekcjach? - Zapytał. Szelmowski uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Był to znakomity pomysł, ponieważ dał mi kolejną wymówkę od konfrontacji z Sethem.
     - Zajebiście, jestem za. - Phil kiwnął głową, wyrwał kartkę z zeszytu i szybko na niej nabazgrał. "Próba. U mnie. Po lekcjach." Po czym cisnął nią w Eddiego. Zdziwiony chłopak odwrócił się i zmierzył groźnym wzrokiem Phila oraz kartkę. Pokręcił głową z politowaniem i schylił się po nią. Po rozwinięciu i odczytaniu pokazał nam uniesiony w górę kciuk.
     - No, to jesteśmy umówieni. - Przybiliśmy żółwika. Jeszcze pięć minut męczyłem się w klasie. Po usłyszeniu upragnionego dzwonka szybko udałem się do Fogg. Gadała jak najęta o mojej nieodpowiedzialności, ale w końcu podała mi ten zasrany temat i wymuszając przeprosiny pozwoliła odejść. Byłem głodny jak jasna cholera, dlatego nie zwracając uwagi na wołanie Phila i Eddiego ruszyłem w stronę stołówki, licząc na jakieś resztki ze śniadania. Pewnym krokiem wkroczyłem przez plastikowe drzwi i od razu się wycofałem.
     - Kurwa mać! - Zakląłem opierając się o ścianę. Pierdolony McLann siedział i wpierdalał kanapki. Czułem jak moje wnętrzności kurczą się i grają smutną balladę o tytule "Nie jadałem nic od wczorajszego wieczora." Chciałem coś zjeść, ale nie chciałem się spotkać z Sethem. Jeszcze nie teraz!
     Chwilę myślałem jak to rozegrać. Byłem skłonny wpaść, zabrać pierwszą lepszą rzecz do jedzenia i udać, że go nie widzę, ale znając jego zaraz zacząłby mnie gonić. W tym momencie zza rogu wyszły dwie dziewczyny z równoległej klasy, które kojarzyłem z wyglądu, ale kompletnie nie pamiętałem jak miały na imię.
     - Hej, Sandra!- Zwróciłem się do tej ładniejszej. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i zaśmiała się łagodnie.
     - Jestem Veronica, Alex.
     - Byłem blisko. Wybacz.- Dziewczyny wybuchły śmiechem.- Słuchaj mam do ciebie ogromną prośbę.
     - Dawaj! - Dobrze, że trafiłem akurat na nią. Była bezproblemowa i skłonna do pomocy.
     - Jestem okropnie głodny, zaspałem na śniadanie, ale na stołówce jest pewna osoba, z którą nie chcę się spotkać. Wiszę jej kasę, a dziś kończy się termin spłacania długu.- Wymyśliłem bajeczkę na poczekaniu. Nawet dobrze mi to wyszło.- I czy mogłabyś mi przynieść jakąś  kanapkę albo coś? Byłbym okropnie wdzięczny! - Dziewczyna kiwnęła ochoczo głową.
     - Jasne nie ma problemu! - I z przyjaciółką wmaszerowała do pomieszczania. Łatwo poszło. I dobrze. Chwilę później wróciła z dwiema ogromnymi bułkami, zapakowanymi w folię. Oczy mi się zaświeciły na ten widok. Pisnąłem jak mała dziewczynka, po czym przytuliłem ją i ucałowałem w policzek.
     - Jesteś genialna. Dziękuję! - Wzruszyła ramionami i śmiejąc się odeszła.

***

     Nawet nie wiedziałem, jakim cudem udawało mi się unikać Setha. Na lekcjach siadałem z Philem, parę ławek przed nim, wiec do momentu, kiedy się nie odwracałem nie musiałem na niego patrzeć. A gdy tylko dzwonił dzwonek od razu wypadałem z klasy i uciekałem jak najdalej się dało. Zwykle była to albo biblioteka albo górny korytarz, na którym nie mieliśmy w tym dniu lekcji. Dopiero przed ostatnią lekcją, kiedy wchodziliśmy do klasy, spotkaliśmy się w drzwiach.
     - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - Zapytał z lekkim wyrzutem, ale cholernie pociągającym tonem. Chyba nie był zły za to unikanie i poranną ucieczkę, ale wiedziałem, że kulminacja nastąpi, kiedy spotkamy się sam na sam w pokoju.
     - Nie chciałem cię budzić, bo… tak słodko spałeś. - Odparłem szeptem z lekkim zawahaniem. Zdecydowanie za dużo kłamałem.
     Seth spojrzał na mnie robiąc, pewnie nieświadomie, słodkie oczy, a na jego policzkach wykwitły czerwone rumieńce.
     - Usiądziesz ze mną? - Zapytał z nadzieją w głosie, kiedy doszliśmy do ławki Phila.
     - Wybacz, Phil wrócił po długiej nieobecności, a Daniels się na niego wypiął. Prosił żebym mu dotrzymał towarzystwa.- Gdyby ktoś podpiął mnie dziś rano do wykrywacza kłamstw, to jak Boga kocham wieczorem urządzenie byłoby zepsute z powodu ogromu kłamstw. Westchnął, a uśmiech spełzł z jego twarzy.
     - Szkoda. – Odwrócił się i skierował do swojej ławki, na drugim końcu klasy. Ja za to usiadłem obok Dresiarza, który uśmiechał się dziwacznie.
     - Co? - Spytałem głupio.
     - Pedał rumieni się na twój widok jak dziewica. - Zaśmiałem się lekko na to stwierdzenie. - Ale pasujecie do siebie.
     - Chcesz w pysk? - Warknąłem od razu.
     - Kurwa, czemu ty się tak wzbraniasz przed prawdą? - Zapytał i przysunął się bliżej. - Mam ci przypomnieć jak zareagowałeś w windzie, podczas naszego pierwszego spotkania? - Mruknął cicho. Przeszedł mnie dreszcz. Bardzo dobrze pamiętałem, co się wtedy wydarzyło.
     - Phil! - Walnąłem go otwartą ręką w potylicę. - Nie będziemy o tym rozmawiać! Sam sobie nie potrafię z tym poradzić, a jeszcze każdy dokłada swoje trzy grosze!- Warknąłem i wlepiłem wzrok w zeszyt do matematyki. Dresiarz podniósł tylko ręce w geście obrony i dodał.
     - Powiem ci tylko tak. Seks z facetem jest znacznie lepszy niż z babą. Przynajmniej masz pewność, że cię nie wrobi w pieluchy. - Puścił mi oczko i zaśmiał się histerycznie. ~Seks z facetem jest zdecydowanie lepszy, nie tylko z tego jednego powodu~ przemknęło mi przez myśl. Źle ze mną. Rzekłbym nawet, że w chuj źle.

***

     Ledwie zadzwonił dzwonek, a mnie już nie było w klasie. Jak najszybciej pognałem do pokoju, aby tylko nie spotkać się sam na sam z Sethem. Rzuciłem torbę i zabrałem gitarę. Niestety marnowałem mój cenny czas na szukanie kartki z chwytami, bo przez moją nieuwagę znalazła się na samym dnie półki z książkami. Nawet nie wiedziałem, jakim cudem. Kiedy ruszyłem do drzwi, usłyszałem szczęk zamka.
     - O chuj! - Zakląłem pod nosem. Do pomieszczenia wmaszerował Seth. Głowę miał zwieszoną i ewidentnie był nie w humorze. Chyba zaczęło do niego docierać, że specjalnie go unikam.
     - Alex! - Warknął wkurzony. Na bank zorientował się, w co gram. - Musimy pogadać. Teraz! – Dodał, kiedy otwierałem usta żeby zaprotestować. 
     - Seth, proszę cię. Nie odstawiaj scen. - Palnąłem głupio. - Mam próbę, dobrze wiesz, jakie to dla mnie ważne. Wrócę za dwie godziny, wtedy pogadamy. 
     - Tak oczywiście. - Sarknął. - Znów się wykpisz, a ja znów nie będę wiedzieć, na czym stoję! - Pchnął mnie mocno do tyłu i ruszył w stronę łazienki. Kiedy był przy drzwiach odwrócił się i syknął. - Daniel się, co do ciebie nie pomylił. Ty naprawdę myślisz tylko fiutem i jesteś cholernym egoistą. Nie liczysz się z uczuciami innych, ważne jest dla ciebie tylko zaspokojenie TWOICH potrzeb. - Trzasnął drzwiami i przekręcił klucz. Chwilę potem usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Czułem, że powinienem go przeprosić i w końcu ogarnąć dupę, by pokazać mu jak jest, ale kompletnie nie wiedziałem jak mu to przekazać. Machnąłem ręką i ruszyłem do pokoju Phila.

***   

     - Co tak wcześnie? - Zapytał zaskoczony Phil, kiedy bez pukania wszedłem do jego azylu. Stał pod oknem i palił papierosa. 
     - Mogę sobie iść, skoro tak ci to przeszkadza! - Warknąłem. Seth wystarczająco wyprowadził mnie z równowagi, dlatego tak się rzucałem.
     - Siadaj i przestań pierdolić. - Wskazał ręką łóżko, na które opadłem. Od razu oparłem ręce na kolanach, a twarz ukryłem w dłoniach. Poczułem jak materacu ugina się obok, a Dresiarz klepie mnie po plecach. - Co się stało? - Głęboko westchnąłem. Wiedziałem, że jemu mogę zaufać, a chciałem to z siebie w końcu wyrzucić. Nie miałem, z kim o tym porozmawiać. Nie do końca ufałem Adamowi, Eddie’ mu tak samo. To tylko zwykli kumple, z resztą oni by tego nie zrozumieli, sto procent hetero. Paul po pierwsze nadal się nie odzywa, a ja tym bardziej nie zamierzałem go przepraszać, a po drugie, zaraz wyśpiewałby wszystko Sethowi, potęgując moje załamanie. Sally była we mnie zakochana i chyba spodziewała się czegoś więcej niż tylko przyjaźni, więc na pewno przykro by jej było gdybym zaczął się jej wyżalać. Po za tą paczką nie miałem jakichś przyjaciół, tylko sporo znajomych, którym nie ufałem ani krzty. Phil mógł mnie zrozumieć, był bi, miał faceta, trochę to ogarniał, więc przynajmniej mogłem mu się wyżalić. I tak zrobiłem opowiedziałem mu wszystko, od wyjścia do klubu, po dzisiejszy ranek. Phil ani razu mi nie przerwał, słuchając uważnie. Kiedy skończyłem, chłopak zbierał szczękę z podłogi, gapiąc się na mnie wytrzeszczonymi oczami.
     - Alex, nie obraź się, ale jesteś pieprznięty. - Spojrzałem na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. - No tak. Toczysz wojnę z samym sobą, nie chcesz się pogodzić z tym, że coś do niego czujesz, bo zawsze kręcił się kobiety. Byłeś homofobem i nagle to się zmieniło, jednak w tobie ciągle tkwią te uprzedzenia. Może się boisz, iż zostaniesz odrzucony, albo, że ktoś będzie cię traktował tak jak ty niegdyś traktowałeś ludzi innej orientacji. Słuchaj, nie masz się, czego bać, sam mówiłeś, że twój brat jest zachwycony myślą, że ty i Seth możecie zostać parą. W szkole też raczej nie będzie problemu, bo ludzie wyszli z tego ciemnogrodu i lubią to, co jest inne. - Przerwał oczekując aż coś powiem.
     - Jakoś mnie to nie podbudowało. - Westchnąłem.
     - Bo nie chcesz, żeby cię to, kurwa, podbudowało. Boisz się prawdy i nie chcesz jej przyswoić. Jesteś uparty jak osioł! - Wstał i stanął na wprost mnie. - Ogarnij się! Weź się w garść! Pogódź się z uczuciami. A po próbie idź do Setha i sobie wszystko wyjaśnijcie. Powiedz mu, co czujesz!
     - To chyba najlepsze rozwiązanie. - Bąknąłem i opadłem na łóżko. Chwile tak leżałem i gapiłem się sufit, kiedy do pomieszczenia wszedł Eddie ze wspaniałym Les Paulem w ręce. Przywitał się z nami uściskiem dłoni.
     - Miło, że znowu wracasz do formy! - Rzucił do Phila i przytulił go po przyjacielsku klepiąc po plecach. - Brakowało mi tych prób. Kilka chwil potem do pokoju wpadł Thomas. Z uśmiechem od ucha do ucha jak zwykle, wniósł ze sobą jeden z bębnów i pałeczki.
     - Pomożecie?- Zapytał i kiwnął głową na korytarz. Niechętnie podniosłem się z łóżka i poszedłem w wskazanym kierunku. Wnosząc bębny i talerze Toma uświadomiłem sobie, że dawno go nie widziałem. Na twarzy miał lekki zarost i zauważyłem, że zrobił sobie tatuaż na ramieniu. Gałęzie drzewa, przynajmniej tak mi się wydawało. Ale sam w sobie był ładny, przykuł moją uwagę. Kiedy skończyliśmy, rozsiedliśmy się i powoli planowaliśmy, co i jak ma to wyglądać. W końcu nie byliśmy jeszcze w całym składzie.
     - Phil? - Zwrócił się do dresiarza Śmieszek, bo tak sobie pozwoliłem nazwać Toma. - Na pewno chcesz to zaśpiewać? Nie jest to trudna piosenka, jeśli chodzi o tonację, bo twój głos do tego pasuje, ale o sam tekst. - Dresiarz zmierzył  go wzrokiem.
      - Właśnie ze względu na tekst chcę ją zaśpiewać! Nie martw się o mnie nie jestem wrażliwym jelonkiem! - Warknął
     - Ta, przez ostatni miesiąc tak wyglądałeś. - Bąknął w jego stronę. Phil podniósł się z podłogi i ruszył w jego stronę. Zareagowałem instynktownie. Stanąłem pomiędzy nimi i złapałem Dresiarza za ramiona, odpychając go do tyłu.
     - Ogarnijcie dupy. Phil odpuść! – Krzyknąłem, gdy dresiarz zaczął się wyrywać. Chłopak posłał Tomowi groźne spojrzenie i pokazał nieprzyzwoity gest. Perkusista wywrócił oczami.
     - Jak z dziećmi. - Skomentował Eddie. Drzwi otworzył się i do pomieszczenia powolnym krokiem wszedł Vincent. Trzymał niedbale bas i jak zwykle żuł gumę. Nie wyglądał na zadowolonego z życia, zresztą nigdy nie wyglądał na szczęśliwego.
     - Cześć! - Przywitał się Tom.
     - Ta. - Bąknął, a ja wymieniłem z Eddiem zaskoczony spojrzenie. - Zaczynamy? Czym szybciej to skończymy tym lepiej. - Dodał, wyjmując nuty.
     - Vincent, już dawno ci powiedziałem, że jeśli tak bardzo chcesz odejść to droga wolna. - Spokojnie rzekł Dresiarz.
     - A ja już dawno ci powiedziałem, że to ostatnia piosenka, którą razem nagramy, po czym możesz sobie szukać nowego basisty! - Fuknął.
     - No i super. - Skomentował. - Z wielką chęcią.
     - Czy każda próba tak wygląda? - Szepnąłem do Eddiego. Chłopak uśmiechnął się lekko.
     - Idzie się przyzwyczaić. - Między Dresiarzem, a Basistą nadal trwała wymiana zdań, ale nie do końca słuchałem, bo myślami byłem daleko. Skoro Vincent chce zrezygnować, to znaczy, że chłopcy będą musieli znaleźć nowego basistę. A zwykła sześciostrunowa gitara, dużo nie różni się od czterostrunowego basu. W mojej głowie zrodził się chytry plan. Jest szansa, iż spełnię i swoje marzenie i marzenie swojego taty.
     - Koniec tych kłótni, bo nic nie zrobimy! - Zarządził Tom. - Czym wcześniej to nagramy, tym szybciej uwolnimy się od Vincenta.
     - Też się kurwa cieszę! - Krzyknął wspomniany chłopak. Phil klasnął w ręce i odsunął stół.
     - Alex, nie znasz jeszcze piosenki, wiec na razie patrz jak to idzie, a potem zagracie z Eddiem. - Phil zwrócił się do mnie. Przytaknąłem i opadłem na łóżko. Kiedy się rozstawili Tom uderzył w bębny, a chwilę po nim weszła gitara. Phil zaczął śpiewać.

      Trwasz w bólu,
     Odbierz sobie życie, odbierz sobie życie, używając kokainy
     Ale ja jestem tym, kim jestem,
    Więc robię, co mogę, kiedy tylko mogę,
    Ale tak naprawdę, cholera, nie mogę zrobić nic.

    Kiedy 
wysłuchałem całej piosenki zrozumiałem, dlaczego Tom pytał czy Phil jest pewien swojej decyzji. Piosenka była strasznie przytłaczająca. Wokalista dawał mi kartkę z chwytami jeszcze przed śmiercią Olivii, ale teraz na pewno piosenka nabrała dla niego innego, mocniejszego, bardziej dołującego znaczenia. Musiałem koniecznie posłuchać oryginału, ale jak dla mnie Phil zaśpiewał to po mistrzowsku! Wielki ukłon w jego stronę! 
     - No i jak? - Zapytał, kiedy skończył śpiewać, a zespół skończył ostatnie partie. Wstałem i zacząłem klaskać. Moje klimaty, a oni odwalili kawał dobrej roboty, zastanawiałem się czy na pewno jestem tam potrzebny. 

***

     Próby trwały około dwóch godzin. Właściwie to tylko ja i Eddie ćwiczyliśmy, a Phil sobie podśpiewywał pod nosem. Tom i Vincent po godzinie stwierdzili, że jest zajebiście i poszli do siebie, więc została tylko nasza trójka. Kiedy Eddie postanowił udać się na zasłużony odpoczynek, ja specjalnie długo zwijałem swoje rupiecie. 
     - Phil? - Zacząłem kulawo.
     - Co tam młody? - Poczochrał mnie po włosach robiąc z nich bocianie gniazdo. Był w zadziwiająco dobrym humorze. 
     - Tak sobie pomyślałem, że skoro Vincent chce odejść, to… logiczne jest, iż teraz poszukujecie basisty. - Phil założył ręce na piersi i uśmiechnął się cwaniacko. - No i bas, a zwykła gitara dużo się nie różnią, dla mnie to kilka dni nauki gry. Może mógłbym zostać nowy basistą? - Spojrzałem na niego z prośbą wymalowaną na twarzy. 
     - Nie, Alex. - Rozwarłem szeroko oczy. I już miałem zapytać, dlaczego, ale on śmiejąc się odpowiedział. - Ty musisz być naszym nowym basistą! - Kiedy to usłyszałem, machinalnie rzuciłem się na niego i przytuliłem jak najlepszego przyjaciela, który wrócił z zaświatów. - Wiedziałem, że się zgłosisz. - Puściłem go i spojrzałem na niego zaskoczony.
     - Wiedziałeś? 
     - No ba. Widziałem jak mrużyłeś oczy, gdy o tym rozmawiałem z Vincentem. - Szturchnął mnie w ramie. - Zawsze byłeś przewidywalny. - Na chwilę zamilkł, oczekując jakiejś odpowiedzi, ale ja już wyobrażałem sobie jak kiedyś stoję na scenie z basem w ręku. Phil śpiewa, Eddie nawala solo na gitarze, a Tom świetnie się bawi uderzając w gary. Rozmarzyłem się, a błogi uśmiech zagościł na mojej twarzy. - Uważam, że powinieneś już iść. Bo Seth na ciebie czeka. - Brutalnie zakończył moją wizję, sprowadzając myśli na ziemię. Kiwnąłem tylko głową i pożegnawszy się z nim ruszyłem do siebie.
     Nie byłem zbytnio zestresowany, nawet nie układałem w głowie tego, co miałem mu powiedzieć. Podobno najlepsze rzeczy dzieją się, gdy człowiek jest spontaniczny, więc postanowiłem spróbować. Potem przyjdzie czas na żałowanie swoich decyzji. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do naszego azylu. 
     Nieprzyjemny skurcz ścisnął mój żołądek, kiedy na łóżku Setha, poza nim ujrzałem Bennett ‘a siedzącego w jego nogach. Kiedy tylko mnie ujrzeli, Bennett spokojnie powiedział:
      - To ja już pójdę. Miło było. - Seth uśmiechnął się lekko i skinął głową. Uścisnęli sobie dłonie i tyle go widziałem. Nawet lepiej, bo dziwna złość we mnie wrzała, gdy tylko go widziałem. Upewniłem się, że wyszedł, po czym niespiesznie odstawiłem gitarę na stojak i usiadłem na łóżku, patrząc Czarnemu prosto w oczy.   Kiedy zacząłem otwierać usta, żeby coś powiedzieć, Seth zerwał się i zaczął zmierzać do wyjścia. Szybko się poderwałem, złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Przybrał tę swoją ironiczną maskę, ale mimo tego, że wyprowadziło mnie to z równowagi nie odezwałem się słowem na ten temat. 
     - Chyba mieliśmy porozmawiać? - Prychnął cicho i próbował się wyrwać, ale ścisnąłem jego rękę mocniej. - Sam mówiłeś, że jestem dziecinny, a teraz nie zachowujesz się lepiej. - Dodałem spokojnie. - Opanuj się, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
     - A ja nawet wiem, co. - Zaczął. - Chcesz mi powiedzieć, że byłeś pijany i teraz tego żałujesz, nie powinno się to wydarzyć, mam spiąć pośladki i zapomnieć… Nie robić sobie nadziei. - Był całkiem pewien swoich słów. Zaśmiałem się cicho, przez co McLann spojrzał na mnie dziwacznie. - I jeszcze cię to śmieszy. Żałosny jesteś! - Warknął i zaczął się szarpać. 
     - Uspokój się i daj mi dojść w końcu do słowa! - Podniosłem głos. Spełnił moją prośbę, ale nadal miał zaciśnięte wargi. - Dziękuję. A teraz mnie posłuchaj. Bo chciałem ci powiedzieć coś całkowicie odwrotnego. - Jego szczęka zjechała do samej podłogi. - To, co się wczoraj stało... To nie był błąd. Cieszę się, że to zrobiliśmy, cholernie mi się podobało. Pozwoliło mi to trochę odkryć, czego chcę. 
     - Alex? - Wtrącił. Przyłożyłem palec do jego ust.
     - Cii, słuchaj mnie uważnie. - Uciszyłem go. - Nie będę tego powtarzał, bo powiem to pierwszy i ostatni raz. Chcę zostać twoim partnerem.         

__
* Fragment piosenki Cocaine- Nomy'ego. Miałam ogromną ochotę wkleić tu cały tekst, ale zajęłoby to za dużo miejsca

Beta: Inverno\m/
Blog Bety:Bo nie poznaliśmy się po to, by o sobie zapomnieć 
Wattpad Bety: "Take me home" 

~~~~~~~~~~~~
Witajcie! :D Sprawnie mi poszło :D Rozdział był już gotowy od dawna ale jakoś nie było czasu żeby go wstawić :/ Ale mam nadzieję, że rozdział jest satysfakcjonujący :3 Piszczcie w komentarzach czy podoba wam się taki obrót spawy. Ja sam cieszę się że wreszcie do tego doszło bo już miałam dość opisywania myśli Alexa, bo biedactwo nie mogło się pogodzić ze swoimi uczucia :D 
Mam jeszcze dwie urodzinowe informacje :D
Według moich obliczeń wynika że opowiadanie ma już ponad 2 lata :D 1 sierpnia obchodziło swoją drugą rocznicę :D Na śmierć o tym zapomniałam :D Chciałam wam podziękować za to ze jesteście ze mną, że wspieracie mnie w chwilach załamania (nigdy nie zapomnę kiedy napomknęłam o drobnym problemie a aż dwie osoby odezwały się w wiadomości prywatnej. Dla takich chwil warto tworzyć!) Uwielbiam wasze komentarze, niekiedy zabawne, a czasem dające kopniaka i motywację!To opowiadanie jest tworzone głównie dla was! Zwykle gdy mam ochotę to rzucić w cholerę myślę sobie że sama jestem czytelnikiem i nie chciałabym gdyby ktoś bez słowa zostawił opowiadanie które czytam! Dlatego ten odcinek możecie potraktować jako  urodzinowy prezent! :D
Oraz druga rzecz. Jutro nasz główny bohater obchodzi urodziny! :D Niby postać fikcyjna a mam ochotę życzyć mu Wszystkiego najlepszego bo sama jutro świętuję urodziny! :D Wszystkie postacie mają daty urodzin ważnych dla mnie osób, i dlatego każdą z nich kocham :D
Na koniec powiem wam tylko tyle.
Dziękuję, przepraszam, czekajcie!
~Himana <3 <3