8 sie 2015

Zrozumieć Uczucia Rozdział 2

Blog Bety: Czwarty Grzech
  
 - Puść. - powiedział drżącym głosem.
Patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie chciałem mu zrobić krzywdy, więc poluźniłem uścisk. Jednak on nie zmienił wyrazu twarzy.
- Jak odszczekasz tę ''księżniczkę''.- powiedziałem spokojnie, a jego morda wygięła się w złośliwy uśmiech przepełniony bólem.
- Nigdy!  - rzekł, jednak po chwili tego pożałował.
Złapałem go mocniej i przycisnąłem do ściany. Kolano wepchnąłem między jego uda a twarz przybliżyłem do jego. Z boku wyglądało to zapewne tak, jakbym chciał go pocałować, ale nie zrobiłbym tego. Nie podniecali mnie faceci. Mimo tego, że wydawał się być cholernie przestraszony, oblizał zachęcająco usta. Nie wiedząc co zrobić, puściłem go i wycofałem się. Zareagował śmiechem.
- Widzę, że księżniczka jest sto procent hetero. - mówił cicho z nutą ironii. Niby się śmiał, ale w jego głosie nadal było słychać strach. Rozcierając nadgarstki, znów rzucił się na łóżko.
- Ty pierdolony chuju! - krzyknąłem i po raz kolejny miałem go zaatakować, kiedy potknąłem się o pasek mojej torby szkolnej, którą najwyraźniej wcześniej położyłem byle jak akurat w tym miejscu. Czarny na ten widok zareagował jeszcze większym śmiechem.
- Księżniczko, pomogę Ci wstać.- rzucił się ochoczo na pomoc. Ukląkł na jednym z poranionych kolan i cicho syknął, jednak nie powstrzymało go to od dalszego wkurwiania mnie. Podał mi rękę.
- Spierdalaj. I radzę ci się lepiej zamknąć w łazience, bo gdy wrócę, to na pewno się  z tobą policzę! - warknąłem i nie zwracając uwagi na Czarnego, opuściłem pokój.
 Byłem tu od kilku godzin, a miałem już dość wszystkiego i wszystkich. Powoli ruszyłem korytarzem, po którym kręciło się kilku uczniów. Czerwone lampy wiszące na suficie nadawały holowi mrocznego klimatu. Szedłem i szedłem, aż w pewnym momencie moją uwagę przykuła tablica z ogłoszeniami. Wśród ogłoszeń typu ''Zgubiłem telefon'' albo ''Miły chłopcze z niebieskimi włosami odezwij się do wspaniałej dziewczyny ze stołówki''. W końcu znalazłem to, co mnie interesowało. Plan piętra oraz szkoły. Korytarz miał kształt litery ''L'', a pokoje były ponumerowane w dziwny sposób: 470.472.479.475... Popieprzone to jakieś, z resztą, cała ta buda była popieprzona. Rozejrzałem się. Ani po lewej, ani po prawej stronie nikogo nie ujrzałem. Szybkim ruchem zerwałem kartkę i włożyłem ją do kieszeni, później wszystko ogarnę. Jakoś trafię do pokoju Phila. Nie minęły dwie minuty, a już stałem przed odpowiednimi drzwiami. Nie chciałem tam iść, bo przeczuwałem, że to się źle skończy. Przecież gdy się zgodzę, to cały mój plan wyrwania boskiej laski legnie w gruzach, gdyż całe dnie będę spędzał nad książkami. O Matuchno! Zostało mi pięć minut. Jeśli teraz czegoś nie wymyślę, to będę w czarnej dupie. A nie lubię być w dupie. Ani nic swojego do niej wkładać. Kręciłem się nerwowo po korytarzu. Trzy minuty. Kurwa mać!
- Ej, szukasz guza? - zapytał jakiś przerośnięty gimbus, który tak po prostu wyrósł tuż za mną. Był dużo wyższy ode mnie. Czarne dresy oraz szary T-Shirt mocno podkreślały jego budowę, a szerokie barki i umięśnione ręce sygnalizowały, bym jednak jak najszybciej się stąd wyniósł. Był to przykład typowego ''mięśniaka z dzielni''. Chciałem się wycofać, jednak przypomniałem sobie, że jeśli teraz się poddam to będę obrywał przez cały rok. Wcale, ale to wcale mi się to nie uśmiechało
- Nie - rzekłem spokojnie, choć w ogóle spokojny nie byłem. Chłopak chwilę głupio się uśmiechał.
- Wiesz, że jesteś na moim terenie? A na mój teren bez pozwolenia się nie wchodzi. Lecz jeśli już się wejdzie to dostaje się wpierdol. Więc albo zaraz ci wpierdolę, albo wypierdalaj! - Krzyknął. Zrobił to z pewnością specjalnie, chcąc zwołać wszystkich i pokazać jaki jest super, bo umiał bić słabszych od siebie. Cwel. W jednej chwili stało się tyle rzeczy, że nawet nie zdążyłem mrugnąć. Gdy powoli analizowałem obecną sytuację, on podszedł do mnie i wbijając mi kolano w brzuch, powalił na ziemię. Kiedy zwijałem się z bólu, leżąc na twardej podłodze, z pokoju, do którego miałem wejść, wypadł Phil jak poparzony i jednym ciosem zrobił to samo z moim oprawcą, co on przed chwilą ze mną. Ciekawe skąd wiedział. Pewnie obserwował całe zdarzenie przez dziurkę od klucza. Spod przymrużonych powiek obserwowałem dokładnie jego poczynania, najpierw kopał go po brzuchu, a później całą piętą stanął na jego palcach. Widziałem z jaką zaciętością kopie całe ciało mięśniaka, ten mimo swojego strasznego wyglądu wił się z bólu i krzyczał.
- Phil, przestań. - powiedziałem, podnosząc się z ziemi, nadal czując pulsowanie w miejscu, w które oberwałem, ale to w porównaniu z tym, co Phil robił jemu, było sto razy lepsze od tego, co zafundował mięśniakowi. Może i byłem okropny, lubiłem sobie zaczynać, ale nie lubiłem robić innym krzywdy. Wolałem raczej zaczepki słowne niż fizyczne. Ale jeśli przyszłoby co do czego, potrafiłem porządnie kogoś pobić, jednak - tak jak już wcześniej to określiłem - znacznie wolałem ataki słowne.  
 -Spierdalać stąd! - krzyknął Dresiarz, zostawiając w końcu chłopaka leżącego na podłodze. Z jego nosa leciała krew, a palce, na których wcześniej Phil kilka razy stanął, zsiniały. Można było powiedzieć, że zrobiło mi się go trochę szkoda, w końcu nic takiego mi nie zrobił, ale dresiarz pokazał, iż mógłby być dobrym ochroniarzem. W całym tym zamieszaniu nie zauważyłem grupki osób obserwujących to zdarzenie. Olałem ich, no bo przecież nikt nie poleci na skargę, wiedząc na co było stać Phila. Nim się spostrzegłem, zostałem wepchnięty do jego pokoju - Siadaj. - rzekł nadal lekko poirytowany, pokazując na łóżko. Jego lokum było inne niż moje. Był to tylko jeden mały pokoik z szafą, łóżkiem oraz biurkiem. Na jednej z szarych ścian wisiał telewizor plazmowy. To był chyba jedyny szczegół, dzięki któremu można było odróżnić to pomieszczenie od pokoju w psychiatryku. Po za drzwiami wejściowymi, były jeszcze jedne które pewnie prowadziły do małej toalety urządzonej w podobny sposób do tej w moim pokoju. Phil ręką wskazał mi łóżko, a sam usiadł wprost mnie na krześle. - Boli? - zapytał z troską w głosie, przechylając się lekko do przodu.
-Nie, już nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Co ci grozi za uderzenie tego gościa, nie boisz się dyrektora? - zadałem pytanie, chcąc trochę odbiec od zbliżającymi się wielkimi krokami tematu.
- To mój ojciec. - rzekł uśmiechając się smutno. Jedyne co teraz odczuwałem to szok. Po pierwsze, nie wyglądał na syna dyrektora, a po drugie, dlaczego zajmował pokój przypominający więzienie? Przecież powinien był mieć mniej więcej taki jak mój. Coś konkretnego musiało być na rzeczy.- Kiedyś ci powiem-Wyprzedził moje pytanie.No cóż kiedyś się dowiem- A teraz przejdźmy do konkretów. - powiedział, opierając się na krześle i zakładając ręce na piersi. Nie widać było już po nim wcześniejszej zmiany humoru. - Namyśliłeś się? - dociekliwie zapytał, unosząc brwi. Wiedziałem że nie uda mi się tego opóźnić.
- Powiedzmy, żeeee - przeciągnąłem, nie chcąc udzielić od razu odpowiedzi. W końcu zawsze to jakiś dodatkowy czas na wymyślenie czegoś. Przez chwilę milczałem. Spojrzałem za okno i przyszło olśnienie, jakbym tam zobaczył podpowiedź. Jednak wcale tak nie było, dziwny zbieg okoliczności. - Mam pewną propozycję.
- Lepszej od codziennego odrabiania pracy domowej w zamian za obronę chyba nie ma, ale skoro nalegasz... Słucham. - oparł się na krześle, ręce skrzyżował  a nogi rozprostował. Wydawał się być bardzo wyluzowany w porównaniu ze mną. Świdrował mnie wzrokiem, co mnie nieco peszyło i krępowało. Odchrząknąłem, myśląc, że to go zniechęci do dalszego gapienia się na mnie, ale się myliłem. ~Brawo Alex. Kurwa, brawo.Jesteś w dupie~Pomyślałem. Potarłem ręce ze zdenerwowania i znów odchrząknąłem, tym razem patrząc na Phila.
- Proponuję... Zamianę - zacząłem niepewnie, skup się Alex, skup się do cholery! Warknąłem do siebie w myślach. Chłopak siedzący kilka kroków ode mnie wydawał się być niewzruszony. - Myślę że jest coś innego... Co mógłbym robić w zamian za ''ochronę'"- zaproponowałem i jednocześnie pomyślałem o tym, że po chuj mi była ta ochrona, skoro sam nieźle wyglądałem, miałem trochę tych mięśni, a i kurs karate za sobą. Poradziłbym sobie. Ale jeśli zaatakowałoby mnie kilku mięśniaków takich, jak ten przed drzwiami, nie dałbym rady, to chyba logiczne. Dwóch na jednego to banda łysego. A tak jak już kilka razy wspomniałem, wolałem przemoc słowną.
- Jest coś takiego. - z zamyślenia wyrwał mnie głos dresiarza. Siedział teraz oparty łokciami o kolana, jednak wzrokiem nadal mnie wertował. - Ale ostrzegam, to będzie coś znacznie cięższego niż odrabianie pracy domowej. - przełknąłem głośno ślinę, jednak nie przerywałem mu, gdyż chciałem wysłuchać do końca. - Zadanie wykonywałbyś tylko dwa razy w tygodniu. - na chwilę zamilkł nadal obserwując mnie bacznie. - Lub raz, będzie to zależało od mojego humoru oraz stanu. - propozycja wydawał się być kusząca, choć nie znałem szczegółów.
- Co miałbym robić? - zapytałem kiedy przez kilkanaście sekund nie kontynuował, z pewnością czekając na jakiś mój ruch.
- Tak jak już wspomniałem, raz lub dwa razy w tygodniu wychodziłbyś poza teren szkoły.Nieopodal niej jest mały park. Zawsze o siedemnastej jest tam pewien  mężczyzna, wysoki i postawny, zwykle w dresach i czarnej bluzie z kapturem naciągniętym na oczy. Będzie miał dla ciebie paczkę, małą torebkę śniadaniową, w której znajduje się ważna dla mnie rzecz. W zamian za nią ty dajesz mu drugą taką. Zwykła wymiana. Potem jak gdyby nigdy nic wracasz do budy dajesz mi to co do mnie należy i wracasz do siebie. Ja zapewniam ci ochronę. To znaczy. Gdy ktoś cię skrzywdzi lub pobiję ja zrobię mu to samo. Wchodzisz w to? - zakończył oczekując odpowiedzi. Zdradzały to uniesione do góry brwi.
- Co jest w tych paczkach? - zapytałem ciekawie. Skoro miałem coś robić, to chyba musiałem wiedzieć, czym się będę zajmować.
- Tego na razie ci nie powiem. Ach, zapomniałem dodać... Masz kategoryczny zakaz zaglądania do którejkolwiek, rozumiesz? - przecież i tak tam zajrzę. Vegowie słyną z ciekawości. Więc chyba wiadomo. - Nawet o tym nie myśl, sprawdzę to czy zaglądałeś, czy nie.~ Kurwa. ~ przekląłem w myślach ~ Aż tak moja mimika twarzy to zdradzała? Będę musiał nad tym koniecznie popracować. ~ skarciłem siebie w myślach. Propozycja wydawała się być zachęcająca, ale konsekwencje.... Ciekawe co mogło mi grozić za wyjście poza teren szkoły. Wywalenie? To jest chyba był jedyny minus całej tej propozycji.
- Wchodzę w to. - odparłem po chwili zastanowienia, Phil uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę na znak zawarcia ''paktu''.
- Cieszę się, bądź u mnie jutro o piętnastej. Zaprowadzę cię, zapoznam z nim i takie tam. - powiedział, wstając - Zaparzyć ci herbaty? - Co do...? Ja tu ledwo co nie zszedłem na zawał z nadmiaru emocji, a on właśnie spytał się czy sobie z nim pogadam przy herbatce? Brzmiało kusząco.
- Chętnie. - jedyne, co mnie zastanawiało to to, gdzie przyrządzi napoje, skoro nie było czegoś w rodzaju kuchni. Ku mojemu zdziwieniu wciągnął telefon i w błyskawicznym tempie wybił numer
- To co zwykle dwa razy! - Powiedział szybko i oschle. Zastanawiałem się, do kogo dzwonił. Czy mogła to być jakaś jego dziewczyna, którą tak jak mnie "chronił", a może po prostu ogólnie podawali tu różne napoje? Nie, to głupie. Spojrzałem na niego. Jego wyraz twarzy był łagodny, znów wpatrywał się we mnie czarnymi jak smoła oczami. Swoją drogą pierwszy raz takie widziałem. Mroczne i takie nienaturalne.
- Phil? - zacząłem powoli - Co grozi za opuszczanie terenu szkoły? - spytałem otwarcie, bez żadnego skrępowania, odkąd zawarliśmy coś w stylu rozejmu. Zamyślił się na chwilę i powiedział
- Jak nie dasz się przyłapać to nic, jednak kiedy już wpadniesz dostajesz szlaban.~ Nie! Tylko nie to! ~Jeśli miało być tak, jak w starej szkole, to ja dziękuję, postoję


                                                                  ~San Diego   pół roku temu~
,,- Vega! Co ty robisz?! Rozkwasiłeś koledze nos! I jeszcze śmiesz mi się  stawiać! - Krzyczał gruby, prosiakowaty  facet. Jego twarz wyrażała złość, a pulsująca na czole żyłka utwierdzała tylko w tym przekonaniu. Trzymał rękę na ramieniu chłopaka, któremu z nosa leciała krew.
- Zapłacisz mi za to, gnojku! - wykrzyknąłem.
- Vega do cholery! Nie widzisz, co narobiłeś?! Jeszcze śmiesz mu grozić w mojej obecności?! Do mojego gabinetu, już! - warknął prowadząc rannego ucznia z pewnością w kierunku gabinetu higienistki. Omiotłem wzrokiem korytarz, po lewej stronie stało sporo uczniów w półkolu, przyglądali się całemu zdarzeniu 
- Koniec przedstawienia! Wypierdalać! - krzyknąłem na zgromadzonych i włożywszy ręce do kieszeni czarnych, dresowych spodni, obrałem kierunek gabinetu prosiaka. Po niecałej minucie stanąłem przed obitymi na fioletowo drzwiami. 
- Wchodź, Vega! - Usłyszałem chrumkanie za sobą... To z pewnością dyrektor. 
Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Pomieszczenie było małe, na lewej ścianie wisiał gigantyczny obraz przedstawiający dawnego dyrektora, a na prawej dużych rozmiarów plazma. Ściany gabinetu pomalowane były na oczojebny zielony. Jak ten knur tu wytrzymywał? Dyro zajął miejsce za biurkiem na skórzanym fotelu, a mi przypisane było drewniane krzesło, które z pewnością stało kiedyś w którejś klasie. Przeszedłem dwa kroki po czerwonym dywanie i usiadłem. Dość często tu gościłem. 
- Więc Vega zostajesz dziś po lekcjach i razem z dwoma, jak na razie osłami i rozrabiakami sprzątasz halę sportową oraz stołówkę. Jeszcze jeden taki wybryk, a wylatujesz ze szkoły, bez żadnego ''ale''. Reszty na temat twojego szlabanu dowiesz się w sekretariacie. Żegnam! - Krzyknął pokazując mi ręką drzwi. Westchnąłem. Znowu szlaban. Który to raz już w tym tygodni? Chyba trzeci"


  Kiedy sobie przypominałem minę starego dyrektora, jak składałem papiery o rezygnacji ze szkoły, za każdym razem chciało mi się śmiać
- Halo Alex, mówię do ciebie! - z zamyślenia wyrwał mnie rozbawiony głos Phila, omiotłem go oszołomionym spojrzeniem i zakodowałem, że odpłynąłem na dobre kilka minut.
- C...Co prze... Przepraszam. Odpłynąłem. - Wydukałem, przyznając się do niesłuchania go.
- Właśnie widzę. - Odparł rozbawiony. - Mówił...-- Przerwało mu pukanie do drzwi- O herbata przyszła.- Wstał i poszedł otworzyć.
- Przyniosłem to o co prosiłeś


                                            
 ~~~~~~~~
Drugi rozdział za nami, przepraszam za to że taki krótki, ale obiecuję następny będzie dłuższy i bardziej dopracowany. Tak wiem, wspomnienie Alexa z starej szkoły wygląda jak wstawione na ostatnią chwilę ale tak naprawdę to napisałam je pierwsze. Taki miałam plan, żeby wyglądał jak niedopracowany.W tym rozdziale nie dzieje się może dużo , ale w następnym sporo się dowiecie.

 Pozdrawiam 

3 komentarze:

  1. Zapowiada się... ciekawie. Pisz(cie?) dalej, z chęcią poczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, piszemy dalej. Jutro około 20 możesz się spodziewać kolejnego rozdziału ;) ~Himana

    OdpowiedzUsuń

Zostaw komentarz każdy dla nas bardzo wiele znaczy i mobilizuje do dalszej pracy.