Beta: Lee Hyomi
,,O świcie gorąca kawa
Z kolegami w pracy
Chleb i smalec
Wszystko co chcesz
Jest na tacy
Potem odbierasz
Dziecko ze szkoły
Popołudnie z żoną
Romantyczne wieczory
W sobotę
Diabelski młyn i karuzela
Jezioro z widokiem na zakład
Niedziela
Kolejny tydzień
Znowu robota
Rozmawiasz o życiu
O drobnych kłopotach
Wieczorem gazeta, stół
Wódka z sąsiadem
Iwana w szatni robi
Ty masz lepszą posadę
Papieros się pali
Popiół strącasz w popielnicę
Nazajutrz znowu kontrolujesz matrycę
Zebrana siła
Uwidoczniona w diodach
Stan mocy w cyfrach
No i w stopniach
Pręty uranu zanurzone w cieczy
Kończysz zmianę
Protokół piszesz w zeszyt
Tego kwietniowego dnia
Coś w powietrzu wisi.
Miasto otoczone lasem.
Ludzie mówią ciszej.
Psy przestały szczekać,
Do piwnic zeszły koty
Rowerem jedziesz
Bo masz blisko do roboty
Jesteś już w zakładzie
Niby jest normalnie
Witasz się z Saszką
Podbijasz kartę
Wchodzisz do dyspozytorni
Po schodach
Z każdym stopniem
Stąpasz po grobach
Gorący sarkofag
Jeszcze o tym nie wiesz
Za życia twoim bliski
Skóra sczernieje
Czerń i czarno będzie
Helikoptery
Beton i ewakuacja
Ze strefy
Normalny grób
Powinien być zimny
Ale ten jest jakiś inny
To miasto już nie ma
Swoich spraw
Nie ma
kawy rano
w teatrze nie ma braw
Normalny grób
Powinien przecież być zimny
Ale ten jest jakiś inny
Metaliczny smak pyłu
Wciąż go czują martwi żywi
MIASTO CAŁY CZAS JEST
ONI SĄ NA NIBY''
~Elektronikt ,,Czarnobyl"
~Elektronikt ,,Czarnobyl"
- Tylko proszę, uważaj tam. Wiem, że dziś
jest ten eksperyment. Błagam cię, jeśli będziesz widział, że coś jest nie tak,
uciekaj. Mam złe przeczucia. Nie zwracaj uwagi na nic, po prostu wiej. -
Szeptałem Iwanowi do ucha przy okazji poprawiając mu kołnierzyk białego stroju
roboczego. Chłopak spojrzał na mnie ogromnymi szafirowymi oczami, uśmiechnął
się lekko i rzekł.
- Sasza nie panikuj. Nic mi nie będzie, w elektrowni
są sami zawodowcy, zresztą stawi się nawet sam Diatłow.
- Dobrze wiesz, że ja mu nie ufam. Nie
sądzę, żeby znał się choć trochę na reaktorach. Na moje oko robotę w elektrowni
załatwiła mu mamusia i solidnie zapłaciła, żeby dostał ten swój status
,,Zastępcy naczelnego inżyniera". - Mówiłem z wyrzutem w głosie. Naprawdę
nie ufałem temu gościowi, nie jestem może wybitnie zdolny i nie wiem
wszystkiego o energii atomowej, brakuje mi dużo wiedzy, ale i tak sporo wiem. A
kiedy zapytałem Diatłowa o najprostszą rzecz czyli: ,,Ile watów ma czwarty reaktor"
zbył mnie i kazał wziąć się do roboty. Miałem podejrzenia co do tego, że nie
zna się na tym co robi, a to wydarzenie tylko utwierdziło mnie w tym
przekonaniu.
Podniosłem wzrok i spojrzałem na
ukochanego. Był wyższy ode mnie o całe dwadzieścia centymetrów, miał mocno zarysowaną
szczękę, dziesięciodniowy zarost - moim zdaniem idealny – pełne, lekko różowe
usta, grube ciemne brwi oraz to co najbardziej, poza oczami uwielbiłem: włosy –
czarne, średniej długości, miękkie w dotyku i zawsze roztrzepane zupełnie jak
on, ale za to tak bardzo go kochałem. Był inny niż wszyscy. Taki pokręcony na
swój własny sposób, zamknięty w swoim świecie, w którym na pierwszym planie
była elektrownia, oraz ja. Nie liczyło się dla niego nic poza mną i pracą, sam
mi to kiedyś powiedział.
- Jeśli chcesz możesz iść ze mną, będziesz
miał mnie na oku. - Powiedział wyrywając mnie tym samym z zadumy.
- Dobrze wiesz jakie zasady panują w
pracy. Skończyłem już zmianę i nie mogę wejść na teren elektrowni. - Spojrzałem
na niego smutno, kiedy tylko zobaczył mój wzrok od raz postawił torbę na
podłodze i bardzo mocno mnie przytulił. Odwzajemniłem uścisk. Przyłożyłem ucho
do jego klatki piersiowej i wsłuchiwałem się w jego spokojne bicie serca. Nie
wiem jak długo się tak tuliliśmy, ale z uścisku wyrwało nas dziewięć głośnych
uderzeń zegara, który stał w rogu przedpokoju i właśnie wybijał godzinę
dwudziestą pierwszą.
- Saszka, muszę już iść. – Wyszeptał.
- Wiem. - Odparłem smutno i
niespodziewanie wpiłem się w jego miękkie wargi. Chłopak lekko zaskoczony oddał
pocałunek. Nie był to zwykły całus, ten był inny. Pełen namiętności, niepewny,
ale spokojny. Tak jakbyśmy całowali się pierwszy raz.
- Kocham cię. - Powiedziałem, kiedy
skończyliśmy.
- Ja ciebie też. Bardzo. - Iwan jakby na
przypieczętowanie tych słów złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Zabrał
torbę i chwycił za klamkę.
- Tylko pamiętaj. Jeśli coś zacznie się
dziać, uciekaj.
- Będę pamiętał.
- Obiecaj, błagam. - Wyszeptałem. Iwan
odwrócił się zaskoczony i powiedział.
- Przysięgam na moją miłość do ciebie.
***
Od wyjścia Iwana minęło pięć godzin.
Za dwie miał wracać do domu. W normalnych okolicznościach spałbym.
Oczywiście zawsze bałem się, że coś może się stać mojemu ukochanemu, ale tego
dnia miałem tak okropne przeczucia, że nie byłem w stanie zmrużyć oka. Dobrze
wiedziałem jak wygląda praca, w końcu sam zajmowałem tam stanowisko.
Najdrobniejszy błąd mógł kosztować życie wielu ludzi.
Siedziałem przy oknie, cały czas
wlepiając wzrok w ogromny komin elektrowni, który widać było doskonale dzięki
oświetleniu. Wraz z Iwanem mieszkaliśmy w szesnastopiętrowym bloku
oddalonym niecałe sześć kilometrów od elektrowni. Z racji tego, że nasze małe
mieszkanie znajdowało się na piętnastym piętrze doskonale widziałem ulice,
którą zwykle do domu wracał Iwan.
Eksperyment, który mieli dziś przeprowadzać
miał sprawdzić czy układy elektrowni jądrowej mogą zapewnić dostarczanie mocy
elektrycznej dostatecznej do utrzymania w ruchu układu awaryjnego chłodzenia
rdzenia i układów zabezpieczeń w okresie od chwili utraty zasilania
elektrycznego do chwili dostarczenia mocy przez generatory z napędem diesla. W
związku z tym trzeba było wyłączyć czwarty reaktor, poprzez stopniowe zmniejszanie mocy. Niby nic
trudnego, ale coś nie dawało mi spokoju. Co jeśli reaktor ma jakieś wady? A
jeśli któryś z pracowników zawini i zrobi jakiś błąd? Zawsze kiedy w
elektrowni przeprowadzano jakieś eksperymenty lub badania, obawiałem się,
że coś może zawieść i wszystko się rozsypie, rozpadnie, zniknie niosąc za
sobą ogromne szkody.
Chwyciłem kubek, który wcześniej
postawiłem na parapecie i zerknąłem do niego. Na dnie leżały tylko fusy po
herbacie którą wcześniej wypiłem. Westchnąłem i zabrawszy szklankę ze
sobą, wygrzebałem się spod koca, którym byłem opatulony po czym udałem się do
kuchni. Przy okazji zerknąłem na zegar. Było piętnaście minut po
pierwszej. Wlałem wody do czajnika i postawiłem go na kuchence gazowej. Kiedy
woda powoli się gotowała wsypałem kilka łyżeczek herbaty do
dzbanka i czekając na gwizdy czajnika podszedłem do okna. Z niego miałem
idealny widok na plac zabaw przed naszym blokiem. Lampy, które znajdowały się przy
drodze oświetlały cały teren. Z racji tego, że były już późne godziny
nocne zdziwiłem się trochę, iż na huśtawce ktoś siedzi. Przyglądałem się chwilę
tej małej osóbce. Usłyszałem gwizd czajnika, szybko wlałem wodę do
dzbanka, odczekałem minutę, żeby dobrze się zaparzyła i przelałem płyn do
kubka. Gasząc światło w kuchni zerknąłem na zegar. 1:20. ~Jeszcze godzina
i będę mógł spokojnie wtulić się w ukochanego by następnie zasnąć w jego
objęciach~ Ta myśl wywołała lekki uśmiech na mojej twarzy. Wróciłem do
pokoju, usiałem w fotelu, okryłem się kocem i znów wlepiałem wzrok w okno.
~Pewnie już dawno skończyli eksperyment~ Myślałem. Sięgnąłem po
kubek i w momencie kiedy już łapałem go za ucho, ten nagle pękł. Zupełnie
niespodziewanie. Herbata rozlała się po całym stoliku, a szkło spadło
na podłogę.
- Jasna cholera! - Zakląłem pod nosem,
cały czas zastanawiając się, co mogło spowodować nagły rozpad szklanki.
Znów wygrzebałem się spod koca i już zacząłem schylać się po szkło, kiedy
usłyszałem okropny huk. Niewidzialna ręka ścisnęła mój żołądek, a
nogi dosłownie się pode mną ugięły. Roztrzęsiony wyjrzałem przez
okno. To co zobaczyłem, sprawiło, że cały mój świat nagle się
zawalił. Łzy popłynęły po policzkach, a przeraźliwy krzyk, który wydobył
się z mojego gardła zakłócał drugi wybuch. Wszystkie
moje najgorsze koszmary, w tym momencie się spełniły.
Już wiedziałem dlaczego tak cholernie bałem się o Iwana. Przez łzy
widziałem tylko ogromną łunę ognia która trawiła czwarty blok
reaktora.
***
Byłem załamany. Żołądek cały czas
miałem ściśnięty, a kłujący ból w sercu sprawił, że nie mogłem złapać
oddechu. Zacisnąłem dłoń na klatce piersiowej próbując rozmasować bolące
miejsce. Z tym, że ból zamiast słabnąć nasilał się. Zacząłem walczyć o każdy
oddech, upadłem na podłogę i zwinąłem się w kłębek. Chciałem wstać, pobiec
pod elektrownię, zobaczyć Iwana. Całego i zdrowego. Tak cholernie się o
niego bałem. Próbowałem się podnieść, ale ból mi na to nie pozwalał. Pierwszy
raz od tak dawna płakałem. Nie, przepraszam. W tamtym momencie ryczałem. Łzy
spływały po mojej twarzy hektolitrami. Ten ból i myśl, że najważniejszej osobie
w moim życiu coś mogło się stać, sprawiły iż nie potrafiłem się powstrzymać od
płaczu. Leżałem tak na tej podłodze, powoli zaczynałem dławić się łzami
bezsilności i strachu. Starałem się choć trochę uspokoić, ale złe myśli, które
krążyły po mojej głowie nie pozwalały mi na to. Leżąc na tej zimnej podłodze
i starając się wygrać walkę z emocjami usłyszałem przeraźliwy ryk syren. Wtedy
jakby z automatu zapomniałem o bólu, jak oparzony zerwałem się z podłogi i
ignorując ból w klatce piersiowej udałem się jak najszybciej to było możliwe do
drzwi, w pośpiechu założyłem buty i nie zwracając na nic uwagi pognałem do
schodów. Wybiegłem na środek drogi i zacząłem machać rękami tuż
przed nadjeżdżającym wozem straży pożarnej. Kiedy pojazd zatrzymał
się wskoczyłem do kabiny ignorując zdziwione spojrzenia strażaków.
- Pracuje pan w elektrowni? - Spytał
mundurowy siedzący za kierownicą.
- Oczywiście. - Odpowiedziałem.
- Co tam się stało, że wybuchł pożar?
- Zadał pytanie następny. Wzruszyłem ramionami, byłem
zbyt roztrzęsiony, żeby opowiadać im całą historię.
- Pierwszy raz widzę, żeby ktoś był tak
bardzo zmartwiony pożarem w pracy. - Skomentował trzeci ze strażaków, a
pozostałych trzech, zaczęło się śmiać z jego żałosnego żartu. Gdyby tylko
wiedział co wtedy czułem, albo gdyby jakaś jego bliska osoba akurat w dniu
wybuchu była na nocnej zmianie, tuż
przy reaktorze wcale nie byłoby mu do śmiechu.
- Nie możesz jechać szybciej?!
Tobie się nie śpieszy, bo to twoim zdaniem tylko głupi pożar i musisz
zarywać nockę, a tam teraz w męczarniach mogą
umierać dziesiątki osób! Ogień może spalać im skórę, a
ty śmiejesz się z jakiegoś nieudanego żartu, zamiast przyśpieszyć! –
Ryknąłem, kiedy trzeci już z rzędu wóz strażacki nas wyprzedził. Mężczyzna spojrzał
na mnie oburzony, a atmosfera wewnątrz kabiny zrobiła się tak gęsta,
że można byłoby kroić ją nożem. Mimo to strażak mocno przyspieszył,
tak że wszystkich wgniotło w fotele. Jechaliśmy jeszcze niecałą minutę, a ja w
tym czasie ze stresu zacząłem obgryzać paznokcie.
- Masz. - Strażak siedzący najbliżej podał
mi maskę gazową. Spojrzałem na niego zaskoczony, a ten lekko się uśmiechnął i
odwrócił głowę w drugą stronę. Zatrzymaliśmy
się kilka metrów od płonącego budynku. Ogień był ogromny, a promieniowanie
musiało przekraczać tam dawkę śmiertelną co najmniej dwadzieścia razy, ale w
tamtym momencie jakoś mało obchodziło mnie moje zdrowie, liczył się tylko Iwan.
Musiałem wiedzieć co z nim. Założyłem maskę i wyskoczyłem z wozu, nie siląc się
nawet na zwykłe ,,Dzięki". Od razu pędem rzuciłem się do drzwi
prowadzących do wnętrza elektrowni. Wszędzie było pełno kurzu i dymu, strach i
niepewność nie sprawiły, że całkowicie zapomniałem czym ten ,,kurz"
naprawdę był. Radioaktywny pył, który mógł wywołać chorobę popromienną, a nawet
doprowadzić do śmierci. Poprawiłem maskę i skierowałem kroki do sterowni. Po
drodze mijałem wielu nieznajomych ludzi, których losem zbytnio się nie
przejmowałem. Kiedy byłem już pod drzwiami do sterowni ktoś mocno złapał mnie
za łokieć. Zdenerwowany odwróciłem się i zobaczyłem znajomą osmoloną twarz,
również zakrytą maską.
- Nie wchodź tam, promieniowanie cie
zabije! - Andriej, mój dobry przyjaciel krzyczał w moją stronę starając się
przekrzyczeć huk turbin.
- Ale tam może być Iwan. - Odparłem i
podszedłem do skanera z zamiarem otworzenia drzwi.
- Sasza uspokój się! - Przyjaciel próbował
odciągnąć mnie od drzwi. Łzy rozpaczy i bezsilności kolejny raz poleciały po
mojej twarzy. - Musimy stąd iść! - Spojrzałem na niego jak na wariata i
zacząłem mu się wyrywać.
- CHYBA CIĘ PORĄBAŁO, MUSZĘ ZOBACZYĆ CO Z
IWANEM! MUSZĘ GO ZNALEŹĆ! - Ryknąłem na niego, i niczym psychopata zacząłem
kopać go po nogach. Andriej nie poddawał się i mocno mnie trzymał. - Puść mnie
proszę, ty nic nie rozumiesz!
- Chcesz ryzykować życie? A co jeśli Iwan
wraca teraz do domu cały i zdrowy? Teraz to on się o ciebie martwi! - Złapał
mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. - Chodź, tu jest niebezpiecznie. -
Chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą. Spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem,
ale chłopak nie zwrócił na to uwagi, cały czas ciągnął mnie w stronę wyjścia, a
ja szurałem za nim nogami, miałem wrażenie, że nagle robią się jak z waty, a
żołądek wywracał się na drugą stronę. Szliśmy korytarzem i co chwilę mijaliśmy
mdlejących lub wymiotujących pracowników w osmolonych strojach. W normalnych
okolicznościach pomógłbym każdemu z nich, ale teraz liczył się tylko Iwan.
- Widziałeś go dziś? - Spytałem
przyjaciela. Chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
- Już niedaleko do wyjścia, odwiozę cie do
domu. Nie możesz tu zostać. - Nie zwróciłem uwagi na to co powiedział.
- WIDZIAŁEŚ GO, PRAWDA?! - Zatrzymałem się
i odwróciłem go twarzą w swoją stronę. - Został w sterowni, tak? - Andriej zmieszany
spuścił głowę w dół.
- Sasza, on... - Zaczął i uciekł wzrokiem
w bok. Do głowy przychodziły mi najgorsze scenariusze, ale prawda była znacznie
gorsza, niż wszystko co uroiło mi się w głowie razem wzięte. - On miał dziś
dyżur przy reaktorze.
***
Nawet nie pamiętałem drogi którą
Andriej odwoził mnie do domu, nie pamiętałem jak wyszliśmy z elektrowni, nie
pamiętałem jak zdjąłem maskę, ale pamiętałem słowa przyjaciela ,,Miał dziś
dyżur przy reaktorze" To oznaczało tylko jedno, najgorszy finał tragedii,
najgorsze zakończenie historii. Chciałem wierzyć w to, że Iwan jednak żyje. Że
czeka na mnie w domu. Ale wszystko wskazywało na to, że nawet nie zobaczę jego
ciała.
Nie miałem siły płakać. Czułem tylko
smutek i ogromny ból w sercu. Ból straty, tego co było dla mnie
najważniejsze. Iwan Laszuk. Dwudziestoośmioletni pracownik
elektrowni w Czarnobylu. Zapalony elektryk. Budowę, pracę i zastosowanie
reaktorów miał w jednym palcu. Nikt nigdy nie przypuszczałby, że maszyna, którą
kochał... zabije go w ciągu kilku sekund.
- Nie potrzebujesz niczego? - Zapytał
Andriej kiedy weszliśmy do mojego pokoju.
- Potrzebuję Iwana. - Rzuciłem się na łóżko
i zwinąłem w kłębek. Nie mogłem w to uwierzyć, liczyłem na to, że to
tylko koszmar i, że zaraz się obudzę. Nie
potrafiłem pogodzić się z myślą, iż mojego
ukochanego... już nie ma. - Która godzina? - Zapytałem.
Andriej zrobił zdziwioną minę, ale odwrócił się i spojrzał na
zegar.
- Druga.
- Za pół godziny Iwan wraca z pracy. Znów
będę mógł się do niego przytulić, a wszystko okażę się tylko
bezsensownym snem. - Mamrotałem pod nosem, a łzy powoli spływały mi po twarzy.
Nie zauważyłem, kiedy przyjaciel ukląkł przy moim łóżku i
zaczął delikatnie głaskać mnie po włosach cały
czasz szepcząc ,,Cii"
- Sasza, postaraj się przespać.
Ochłoniesz. - Mówił spokojnym tonem, choć widziałem, że ledwo powstrzymuje
emocje.
- Nie dam rady usnąć bez Iwana, rozumiesz?
Poczekam na niego, on zaraz wróci. - Spojrzałem na Andrieja, po jego osmolonym
policzku płynęła łza zostawiając czarną smugę za sobą, kiedy spostrzegł że mu
się przyglądam szybko starł ją wierzchem dłoni. - Dlaczego akurat dziś musiał
mieć dyżur przy reaktorze? Dlaczego, nic mi o tym nie powiedział? Czemu nie
uciekał? Obiecał przecież! - Przyjaciel cały czas gładził mnie po włosach i
starał się uspokoić. Kolejna fala łez popłynęła z moich oczu, nie mogłem się
powstrzymać. Te emocje, ta strata sprawiły, że nie byłem w stanie nad sobą
panować. Coś jeszcze mamrotałem pod nosem przy okazji cały czas czyszcząc
spojówki, aż w końcu zapadłem w niespokojny sen, który nadszedł
niespodziewanie.
***
Powoli otworzyłem oczy i zaspanym wzrokiem ogarnąłem pomieszczenie. Spałem zaledwie kilka godzin, ale przez cały ten czas męczyły mnie koszmary. Jeszcze dobrze się nie rozbudziłem, a z moich oczu znów wylały się łzy na wspomnienie wczorajszego dnia. Na chwiejnych nogach podszedłem do okna, nie chciałem tego robić, ale mimo wszystko nie mogłem się powstrzymać. Znad krateru po bloku czwartym dalej unosił się dym, nad nim zaś latały śmigłowce, a po drodze non stop jeździły wozy strażackie i karetki. Nie potrafiłem patrzeć na elektrownie, nie potrafiłem patrzeć na Czarnobyl i Prypeć. Nie mogłem znieść myśli, z praca i miasto, które kochałem zabrało mi tę jedyną, najważniejszą osobę. Że stanęły na drodze do naszego szczęścia. W tamtym momencie zamiast smutku pojawiła się złość. Odwróciłem się na pięcie i pognałem do szafy. Wyciągnąłem pierwszy lepszy plecak z jej dna i rzuciłem go na stolik, po chwili jednak uświadamiając sobie bardzo ważną rzecz. Dzień wcześniej leżało na nim rozbite szkło, którego teraz nie było. Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju i spostrzegłem biały strój roboczy. ~Andriej pewnie został na noc ~ Pomyślałem. ~Skoro tak, to pójdę zobaczyć gdzie jest. Podziękuje mu za wszystko i przy okazji się z nim pożegnam~ Taki plan zrodził się w mojej głowie. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem w stronę pokoju gościnnego, przy okazji zerknąłem na zegar. Szósta piętnaście. Spałem zaledwie pięć godzin, ale nie byłem w stanie znów śnić koszmary z udziałem Iwana. Otworzyłem drzwi do pokoju i omiotłem go wzrokiem. Wszystko było na swoim miejscu, nawet łóżko było w nienaruszonym stanie. ~Czyżby Andriej już poszedł?~ Spytałem samego siebie w myślach. Westchnąłem i wycofałem się z powrotem do przedpokoju. Ruszyłem do kuchni. Musiałem napić się kawy. Kiedy tylko przekroczyłem próg moje serce stanęło. Oczy zapaliły się iskrą nadziei, a nogi zwyczajnie odmówiły posłuszeństwa. Przy stole, na jednym z krzeseł, odwrócony do mnie plecami siedział mężczyzna, którego poznałbym nawet z zamkniętymi oczami
- Iwan. - Pisnąłem. - Proszę niech ktoś
powie, że to nie halucynacje. - Szepnąłem. Stałem jak wryty w progu, niezdolny
do wykonania jakiegokolwiek ruchu. W tym czasie Iwan szybko zerwał się z
krzesła i podbiegł do mnie. Najmocniej jak tylko potrafiłem wtuliłem się w jego
ramiona.
- Gdyby to były halucynacje, nie mógłbyś
mnie tak ściskać. - Wydusił z siebie, a ja lekko poluźniłem uścisk. Chłopak
złożył delikatny pocałunek na moim czole, i szepnął. - Obiecałem, że będę
uciekał jeśli coś się będzie działo i obietnicy dotrzymałem. - Spojrzałem na
niego szklącymi oczami, miałem ochotę płakać ze szczęścia.
- Dlaczego nie wróciłeś od razu do domu? -
Spytałem drżącym głosem.
- Wróciłem, ale cie nie zastałem.
Wiedziałem że poszedłeś mnie szukać, pobiegłem pod elektrownię, ale
dowiedziałem się, że już wróciłeś, kiedy przyszedłem do domu Andriej powiedział
mi, że byłeś wykończony i śpisz, więc wolałem cie nie budzić. - Znów wczepiłem
się w jego ramiona. Miałem go. Znów miałem go przy sobie, całego i zdrowego,
nie byłem w stanie powstrzymać emocji. Gdyby nie to, że jego ramiona były dla
mnie największym szczęściem, skakałbym wtedy po ścianach.
Pół roku później.
Dwa
dni po katastrofie, zapakowaliśmy wszystkie rzeczy do samochodu i opuściliśmy
Prypeć już na zawsze. Wiedzieliśmy, że promieniowanie jest zbyt duże żeby tam mieszkać,
dlatego też znaleźliśmy
małe mieszkanie w Kijowie.
Władze obiecały nam, że jak tylko zakończą budować specjalne miasto
dla pracowników Elektrowni dostaniemy tam własny kąt, i
oczywiście dalej będziemy zajmować swoje posady w pracy, długo
zastanawialiśmy się z Iwanem czy dalej chcemy tam pracować, i doszliśmy do
wniosku, że potrafimy robić tylko to i nie ma mowy o zmianie pracy, nie możemy
żyć przeszłością. Iwan przez kilka dni po wybuchu ciągle wymiotował, ale na
szczęście nie była to ostra choroba popromienna, i tak zdążył mnie mocno
nastraszyć, już raz prawie go straciłem, nie chciałem czuć tego bólu
kolejny raz. Iwan nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak fatalnie czułem się
z fałszywą myślą, że nawet nie było szans na znalezienie jego
ciała.
Andriej również miał objawy choroby
popromiennej, jednak wszystko wróciło do normy i wydaje się, że wszystko jest w
porządku.
- Co tam piszesz? - Spytał Iwan.
Podniosłem wzrok i szybko zamknąłem zeszyt. Stał nade mną z dwoma
kubkami parującego płynu.
- Znalazłem przepis na ciasto w
gazecie i przepisuję go, żeby nie zgubić. -
Skłamałem uśmiechając się do niego. Chłopak tylko westchnął
i postawił szklanki na stole. Nachylił się w moją stronę i złożył delikatny
pocałunek na moich ustach. - Co ci się tak zebrało na czułości? - Zapytałem,
ale nie otrzymałem odwiedzi, gdyż chłopak kolejny raz wpił się w
moje usta.
- Kocham cię. - Szepnął.
- Ja ciebie też, nie wiem co bym
bez ciebie zrobił.
- Ale ja się nigdzie nie wybieram, i mam
nadzieję, że ty też.
KONIEC!
~~~~~~~~
Witajcie! Pisanie tego One-Shota sprawiło mi ogromną frajdę, milo jest napisać o czymś co bardzo mnie kręci. Historia Czarnobyla jest piękna, dlatego postanowiła, że upiększą ją jeszcze bardziej i dołożę swoje trzy grosze.
Z racji tego, że nie wyrobiłam się z napisaniem rozdziału, postanowiłam że dodam tego shota z którego jestem bardzo zadowolona.
Napiszcie w komentarzu, czy wam się podobał i czy chcielibyście przeczytać jakąś dłuższą historię opartą na wydarzeniach z kwietnia 1986 roku. ~Himana
Piękne i nie ma co się rozwodzić
OdpowiedzUsuńJest spoko. I nie stać mnie na nic więcej, ale wciąż czekam na kolejny rozdział "Z Popiołów".
OdpowiedzUsuńPiękne
OdpowiedzUsuń