10 lip 2016

,,Ostatnia nocka" One- Shot.

Beta: Lee Hyomi 
,,O świcie gorąca kawa 
Z kolegami w pracy 
Chleb i smalec 
Wszystko co chcesz
Jest na tacy
Potem odbierasz 
Dziecko ze szkoły 
Popołudnie z żoną 
Romantyczne wieczory 
W sobotę 
Diabelski młyn i karuzela 
Jezioro z widokiem na zakład 
Niedziela 
Kolejny tydzień 
Znowu robota 
Rozmawiasz o życiu 
O drobnych kłopotach
Wieczorem gazeta, stół 
Wódka z sąsiadem 
Iwana w szatni robi 
Ty masz lepszą posadę 
Papieros się pali 
Popiół strącasz w popielnicę 
Nazajutrz znowu kontrolujesz matrycę 
Zebrana siła
Uwidoczniona w diodach 
Stan mocy w cyfrach 
No i w stopniach 
Pręty uranu zanurzone w cieczy 
Kończysz zmianę 
Protokół piszesz w zeszyt   
Tego kwietniowego dnia 
Coś w powietrzu wisi.
Miasto otoczone lasem.
Ludzie mówią ciszej. 
Psy przestały szczekać,
Do piwnic zeszły koty
Rowerem jedziesz
Bo masz blisko do roboty
Jesteś już w zakładzie  
Niby jest normalnie
Witasz się z Saszką
Podbijasz kartę
Wchodzisz do dyspozytorni
Po schodach 
Z każdym stopniem 
Stąpasz po grobach 
Gorący sarkofag 
Jeszcze o tym nie wiesz 
Za życia twoim bliski 
Skóra sczernieje 
Czerń i czarno będzie 
Helikoptery 
Beton i ewakuacja 
Ze strefy 
Normalny grób
Powinien być zimny 
Ale ten jest jakiś inny
To miasto już nie ma  
Swoich spraw 
Nie ma 
kawy rano
w teatrze nie ma braw   

Normalny grób 

Powinien przecież być zimny 
Ale ten jest jakiś inny
Metaliczny smak pyłu 
Wciąż go czują martwi żywi 
MIASTO CAŁY CZAS JEST

ONI SĄ NA NIBY''
 ~Elektronikt ,,Czarnobyl"



- Tylko proszę, uważaj tam. Wiem, że dziś jest ten eksperyment. Błagam cię, jeśli będziesz widział, że coś jest nie tak, uciekaj. Mam złe przeczucia. Nie zwracaj uwagi na nic, po prostu wiej. - Szeptałem Iwanowi do ucha przy okazji poprawiając mu kołnierzyk białego stroju roboczego. Chłopak spojrzał na mnie ogromnymi szafirowymi oczami, uśmiechnął się lekko i rzekł.
- Sasza nie panikuj. Nic mi nie będzie, w elektrowni są sami zawodowcy, zresztą stawi się nawet sam Diatłow.
- Dobrze wiesz, że ja mu nie ufam. Nie sądzę, żeby znał się choć trochę na reaktorach. Na moje oko robotę w elektrowni załatwiła mu mamusia i solidnie zapłaciła, żeby dostał ten swój status ,,Zastępcy naczelnego inżyniera". - Mówiłem z wyrzutem w głosie. Naprawdę nie ufałem temu gościowi, nie jestem może wybitnie zdolny i nie wiem wszystkiego o energii atomowej, brakuje mi dużo wiedzy, ale i tak sporo wiem. A kiedy zapytałem Diatłowa o najprostszą rzecz czyli: ,,Ile watów ma czwarty reaktor" zbył mnie i kazał wziąć się do roboty. Miałem podejrzenia co do tego, że nie zna się na tym co robi, a to wydarzenie tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. 
Podniosłem wzrok i spojrzałem na ukochanego. Był wyższy ode mnie o całe dwadzieścia centymetrów, miał mocno zarysowaną szczękę, dziesięciodniowy zarost - moim zdaniem idealny – pełne, lekko różowe usta, grube ciemne brwi oraz to co najbardziej, poza oczami uwielbiłem: włosy – czarne, średniej długości, miękkie w dotyku i zawsze roztrzepane zupełnie jak on, ale za to tak bardzo go kochałem. Był inny niż wszyscy. Taki pokręcony na swój własny sposób, zamknięty w swoim świecie, w którym na pierwszym planie była elektrownia, oraz ja. Nie liczyło się dla niego nic poza mną i pracą, sam mi to kiedyś powiedział. 
- Jeśli chcesz możesz iść ze mną, będziesz miał mnie na oku. - Powiedział wyrywając mnie tym samym z zadumy.
- Dobrze wiesz jakie zasady panują w pracy. Skończyłem już zmianę i nie mogę wejść na teren elektrowni. - Spojrzałem na niego smutno, kiedy tylko zobaczył mój wzrok od raz postawił torbę na podłodze i bardzo mocno mnie przytulił. Odwzajemniłem uścisk. Przyłożyłem ucho do jego klatki piersiowej i wsłuchiwałem się w jego spokojne bicie serca. Nie wiem jak długo się tak tuliliśmy, ale z uścisku wyrwało nas dziewięć głośnych uderzeń zegara, który stał w rogu przedpokoju i właśnie wybijał godzinę dwudziestą pierwszą. 
- Saszka, muszę już iść. – Wyszeptał. 
- Wiem. - Odparłem smutno i niespodziewanie wpiłem się w jego miękkie wargi. Chłopak lekko zaskoczony oddał pocałunek. Nie był to zwykły całus, ten był inny. Pełen namiętności, niepewny, ale spokojny. Tak jakbyśmy całowali się pierwszy raz.
- Kocham cię. - Powiedziałem, kiedy skończyliśmy.
- Ja ciebie też. Bardzo. - Iwan jakby na przypieczętowanie tych słów złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Zabrał torbę i chwycił za klamkę.
- Tylko pamiętaj. Jeśli coś zacznie się dziać, uciekaj.
- Będę pamiętał.
- Obiecaj, błagam. - Wyszeptałem. Iwan odwrócił się zaskoczony i powiedział.
- Przysięgam na moją miłość do ciebie.

***

 Od wyjścia Iwana minęło pięć godzin. Za dwie miał wracać do domu.  W normalnych okolicznościach spałbym. Oczywiście zawsze bałem się, że coś może się stać mojemu ukochanemu, ale tego dnia miałem tak okropne przeczucia, że nie byłem w stanie zmrużyć oka. Dobrze wiedziałem jak wygląda praca, w końcu sam zajmowałem tam stanowisko. Najdrobniejszy błąd mógł kosztować życie wielu ludzi.
 Siedziałem przy oknie, cały czas wlepiając wzrok w ogromny komin elektrowni, który widać było doskonale dzięki oświetleniu. Wraz z Iwanem mieszkaliśmy w szesnastopiętrowym bloku oddalonym niecałe sześć kilometrów od elektrowni. Z racji tego, że nasze małe mieszkanie znajdowało się na piętnastym piętrze doskonale widziałem ulice, którą zwykle do domu wracał Iwan.
Eksperyment, który mieli dziś przeprowadzać miał sprawdzić czy układy elektrowni jądrowej mogą zapewnić dostarczanie mocy elektrycznej dostatecznej do utrzymania w ruchu układu awaryjnego chłodzenia rdzenia i układów zabezpieczeń w okresie od chwili utraty zasilania elektrycznego do chwili dostarczenia mocy przez generatory z napędem diesla. W związku z tym trzeba było wyłączyć czwarty reaktor, poprzez stopniowe zmniejszanie mocy. Niby nic trudnego, ale coś nie dawało mi spokoju. Co jeśli reaktor ma jakieś wady? A jeśli któryś z pracowników zawini i zrobi jakiś błąd? Zawsze kiedy w elektrowni przeprowadzano jakieś eksperymenty lub badania, obawiałem się, że  coś może zawieść i wszystko się rozsypie, rozpadnie, zniknie niosąc za sobą ogromne szkody. 
Chwyciłem kubek, który wcześniej postawiłem na parapecie i zerknąłem do niego. Na dnie leżały tylko fusy po herbacie którą wcześniej wypiłem. Westchnąłem i zabrawszy szklankę ze sobą, wygrzebałem się spod koca, którym byłem opatulony po czym udałem się do kuchni. Przy okazji zerknąłem na zegar. Było piętnaście minut po pierwszej. Wlałem wody do czajnika i postawiłem go na kuchence gazowej. Kiedy woda powoli się gotowała wsypałem kilka łyżeczek herbaty do dzbanka i czekając na gwizdy czajnika podszedłem do okna. Z niego miałem idealny widok na plac zabaw przed naszym blokiem. Lampy, które znajdowały się przy drodze oświetlały cały teren. Z racji tego, że były już późne godziny nocne zdziwiłem się trochę, iż na huśtawce ktoś siedzi. Przyglądałem się chwilę tej małej osóbce. Usłyszałem gwizd czajnika, szybko wlałem wodę do dzbanka, odczekałem minutę, żeby dobrze się zaparzyła i przelałem płyn do kubka. Gasząc światło w kuchni zerknąłem na zegar. 1:20.  ~Jeszcze godzina i będę mógł spokojnie wtulić się w ukochanego by następnie zasnąć w jego objęciach~ Ta myśl wywołała lekki uśmiech na mojej twarzy. Wróciłem do pokoju, usiałem w fotelu, okryłem się kocem i znów wlepiałem wzrok w okno. ~Pewnie już dawno skończyli eksperyment~ Myślałem. Sięgnąłem po kubek i w momencie kiedy już łapałem go za ucho, ten nagle pękł. Zupełnie niespodziewanie. Herbata rozlała się po całym stoliku, a szkło spadło na podłogę. 
- Jasna cholera! - Zakląłem pod nosem, cały czas zastanawiając się, co mogło spowodować nagły rozpad szklanki. Znów wygrzebałem się spod koca i już zacząłem schylać się po szkło, kiedy usłyszałem okropny huk. Niewidzialna ręka ścisnęła mój żołądek, a nogi dosłownie się pode mną ugięły. Roztrzęsiony wyjrzałem przez okno. To co zobaczyłem, sprawiło, że cały mój świat nagle się zawalił. Łzy popłynęły po policzkach, a przeraźliwy krzyk, który wydobył się z mojego gardła zakłócał drugi wybuch. Wszystkie moje najgorsze koszmary, w tym momencie się spełniły. Już wiedziałem dlaczego tak cholernie bałem się o Iwana. Przez łzy widziałem tylko ogromną łunę ognia która trawiła czwarty blok reaktora.  

*** 
 Byłem załamany. Żołądek cały czas miałem ściśnięty, a kłujący ból w sercu sprawił, że nie mogłem złapać oddechu. Zacisnąłem dłoń na klatce piersiowej próbując rozmasować bolące miejsce. Z tym, że ból zamiast słabnąć nasilał się. Zacząłem walczyć o każdy oddech, upadłem na podłogę i zwinąłem się w kłębek. Chciałem wstać, pobiec pod elektrownię, zobaczyć Iwana. Całego i zdrowego. Tak cholernie się o niego bałem. Próbowałem się podnieść, ale ból mi na to nie pozwalał. Pierwszy raz od tak dawna płakałem. Nie, przepraszam. W tamtym momencie ryczałem. Łzy spływały po mojej twarzy hektolitrami. Ten ból i myśl, że najważniejszej osobie w moim życiu coś mogło się stać, sprawiły iż nie potrafiłem się powstrzymać od płaczu. Leżałem tak na tej podłodze, powoli zaczynałem dławić się łzami bezsilności i strachu. Starałem się choć trochę uspokoić, ale złe myśli, które krążyły po mojej głowie nie pozwalały mi na to.  Leżąc na tej zimnej podłodze i starając się wygrać walkę z emocjami usłyszałem przeraźliwy ryk syren. Wtedy jakby z automatu zapomniałem o bólu, jak oparzony zerwałem się z podłogi i ignorując ból w klatce piersiowej udałem się jak najszybciej to było możliwe do drzwi, w pośpiechu założyłem buty i nie zwracając na nic uwagi pognałem do schodów. Wybiegłem na środek drogi i zacząłem machać rękami tuż przed nadjeżdżającym wozem straży pożarnej. Kiedy pojazd zatrzymał się wskoczyłem do kabiny ignorując zdziwione spojrzenia strażaków. 
- Pracuje pan w elektrowni? - Spytał mundurowy siedzący za kierownicą. 
- Oczywiście. - Odpowiedziałem. 
- Co tam się stało, że wybuchł pożar? - Zadał pytanie następny. Wzruszyłem ramionami, byłem zbyt roztrzęsiony, żeby opowiadać im całą historię. 
- Pierwszy raz widzę, żeby ktoś był tak bardzo zmartwiony pożarem w pracy. - Skomentował trzeci ze strażaków, a pozostałych trzech, zaczęło się śmiać z jego żałosnego żartu. Gdyby tylko wiedział co wtedy czułem, albo gdyby jakaś jego bliska osoba akurat w dniu wybuchu była na nocnej zmianie, tuż przy reaktorze wcale nie byłoby mu do śmiechu. 
- Nie możesz jechać szybciej?! Tobie się nie śpieszy, bo to twoim zdaniem tylko głupi pożar i musisz zarywać nockę, a tam teraz w męczarniach mogą umierać dziesiątki osób! Ogień może spalać im skórę, a ty śmiejesz się z jakiegoś nieudanego żartu, zamiast przyśpieszyć! – Ryknąłem, kiedy trzeci już z rzędu wóz strażacki nas wyprzedził. Mężczyzna spojrzał na mnie oburzony, a atmosfera wewnątrz kabiny zrobiła się tak gęsta, że można byłoby kroić ją nożem. Mimo to strażak mocno przyspieszył, tak że wszystkich wgniotło w fotele. Jechaliśmy jeszcze niecałą minutę, a ja w tym czasie ze stresu zacząłem obgryzać paznokcie.
- Masz. - Strażak siedzący najbliżej podał mi maskę gazową. Spojrzałem na niego zaskoczony, a ten lekko się uśmiechnął i odwrócił głowę w drugą stronę. Zatrzymaliśmy się kilka metrów od płonącego budynku. Ogień był ogromny, a promieniowanie musiało przekraczać tam dawkę śmiertelną co najmniej dwadzieścia razy, ale w tamtym momencie jakoś mało obchodziło mnie moje zdrowie, liczył się tylko Iwan. Musiałem wiedzieć co z nim. Założyłem maskę i wyskoczyłem z wozu, nie siląc się nawet na zwykłe ,,Dzięki". Od razu pędem rzuciłem się do drzwi prowadzących do wnętrza elektrowni. Wszędzie było pełno kurzu i dymu, strach i niepewność nie sprawiły, że całkowicie zapomniałem czym ten ,,kurz" naprawdę był. Radioaktywny pył, który mógł wywołać chorobę popromienną, a nawet doprowadzić do śmierci. Poprawiłem maskę i skierowałem kroki do sterowni. Po drodze mijałem wielu nieznajomych ludzi, których losem zbytnio się nie przejmowałem. Kiedy byłem już pod drzwiami do sterowni ktoś mocno złapał mnie za łokieć. Zdenerwowany odwróciłem się i zobaczyłem znajomą osmoloną twarz, również zakrytą maską. 
- Nie wchodź tam, promieniowanie cie zabije! - Andriej, mój dobry przyjaciel krzyczał w moją stronę starając się przekrzyczeć huk turbin. 
- Ale tam może być Iwan. - Odparłem i podszedłem do skanera z zamiarem otworzenia drzwi. 
- Sasza uspokój się! - Przyjaciel próbował odciągnąć mnie od drzwi. Łzy rozpaczy i bezsilności kolejny raz poleciały po mojej twarzy. - Musimy stąd iść! - Spojrzałem na niego jak na wariata i zacząłem mu się wyrywać. 
- CHYBA CIĘ PORĄBAŁO, MUSZĘ ZOBACZYĆ CO Z IWANEM! MUSZĘ GO ZNALEŹĆ! - Ryknąłem na niego, i niczym psychopata zacząłem kopać go po nogach. Andriej nie poddawał się i mocno mnie trzymał. - Puść mnie proszę, ty nic nie rozumiesz! 
- Chcesz ryzykować życie? A co jeśli Iwan wraca teraz do domu cały i zdrowy? Teraz to on się o ciebie martwi! - Złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę. - Chodź, tu jest niebezpiecznie. - Chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą. Spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi, cały czas ciągnął mnie w stronę wyjścia, a ja szurałem za nim nogami, miałem wrażenie, że nagle robią się jak z waty, a żołądek wywracał się na drugą stronę. Szliśmy korytarzem i co chwilę mijaliśmy mdlejących lub wymiotujących pracowników w osmolonych strojach. W normalnych okolicznościach pomógłbym każdemu z nich, ale teraz liczył się tylko Iwan.
- Widziałeś go dziś? - Spytałem przyjaciela. Chłopak przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.
- Już niedaleko do wyjścia, odwiozę cie do domu. Nie możesz tu zostać. - Nie zwróciłem uwagi na to co powiedział.
- WIDZIAŁEŚ GO, PRAWDA?! - Zatrzymałem się i odwróciłem go twarzą w swoją stronę. - Został w sterowni, tak? - Andriej zmieszany spuścił głowę w dół.
- Sasza, on... - Zaczął i uciekł wzrokiem w bok. Do głowy przychodziły mi najgorsze scenariusze, ale prawda była znacznie gorsza, niż wszystko co uroiło mi się w głowie razem wzięte. - On miał dziś dyżur przy reaktorze. 

*** 
     
  Nawet nie pamiętałem drogi którą Andriej odwoził mnie do domu, nie pamiętałem jak wyszliśmy z elektrowni, nie pamiętałem jak zdjąłem maskę, ale pamiętałem słowa przyjaciela ,,Miał dziś dyżur przy reaktorze" To oznaczało tylko jedno, najgorszy finał tragedii, najgorsze zakończenie historii. Chciałem wierzyć w to, że Iwan jednak żyje. Że czeka na mnie w domu. Ale wszystko wskazywało na to, że nawet nie zobaczę jego ciała. 
Nie miałem siły płakać. Czułem tylko smutek i ogromny ból w sercu. Ból straty, tego co było dla mnie  najważniejsze. Iwan  Laszuk. Dwudziestoośmioletni pracownik elektrowni w Czarnobylu. Zapalony elektryk. Budowę, pracę i zastosowanie reaktorów miał w jednym palcu. Nikt nigdy nie przypuszczałby, że maszyna, którą kochał... zabije go w ciągu kilku sekund. 
- Nie potrzebujesz niczego? - Zapytał Andriej kiedy weszliśmy do mojego pokoju. 
- Potrzebuję Iwana. - Rzuciłem się na łóżko i zwinąłem w kłębek. Nie mogłem w to uwierzyć, liczyłem na to, że to tylko koszmar i, że zaraz się obudzę. Nie potrafiłem pogodzić się z myślą, iż mojego ukochanego... już nie ma. - Która godzina? - Zapytałem. Andriej zrobił zdziwioną minę, ale odwrócił się i spojrzał na zegar.
- Druga.
- Za pół godziny Iwan wraca z pracy. Znów będę mógł się do niego przytulić, a wszystko okażę się tylko bezsensownym snem. - Mamrotałem pod nosem, a łzy powoli spływały mi po twarzy.  Nie zauważyłem, kiedy przyjaciel ukląkł przy moim łóżku i zaczął delikatnie głaskać mnie po włosach cały czasz szepcząc ,,Cii"
- Sasza, postaraj się przespać. Ochłoniesz. - Mówił spokojnym tonem, choć widziałem, że ledwo powstrzymuje emocje. 
- Nie dam rady usnąć bez Iwana, rozumiesz? Poczekam na niego, on zaraz wróci. - Spojrzałem na Andrieja, po jego osmolonym policzku płynęła łza zostawiając czarną smugę za sobą, kiedy spostrzegł że mu się przyglądam szybko starł ją wierzchem dłoni. - Dlaczego akurat dziś musiał mieć dyżur przy reaktorze? Dlaczego, nic mi o tym nie powiedział? Czemu nie uciekał? Obiecał przecież! - Przyjaciel cały czas gładził mnie po włosach i starał się uspokoić. Kolejna fala łez popłynęła z moich oczu, nie mogłem się powstrzymać. Te emocje, ta strata sprawiły, że nie byłem w stanie nad sobą panować. Coś jeszcze mamrotałem pod nosem przy okazji cały czas czyszcząc spojówki, aż w końcu zapadłem w niespokojny sen, który nadszedł niespodziewanie.  

*** 

 Powoli otworzyłem oczy i zaspanym wzrokiem ogarnąłem pomieszczenie. Spałem zaledwie kilka godzin, ale przez cały ten czas męczyły mnie koszmary. Jeszcze dobrze się nie rozbudziłem, a z moich oczu znów wylały się łzy na wspomnienie wczorajszego dnia.  Na chwiejnych nogach podszedłem do okna, nie chciałem tego robić, ale mimo wszystko nie mogłem się powstrzymać. Znad krateru po bloku czwartym dalej unosił się dym, nad nim zaś latały śmigłowce, a po drodze non stop jeździły wozy strażackie i karetki. Nie potrafiłem patrzeć na elektrownie, nie potrafiłem patrzeć na Czarnobyl i Prypeć. Nie mogłem znieść myśli, z praca i miasto, które kochałem zabrało mi tę jedyną, najważniejszą osobę. Że stanęły na drodze do naszego szczęścia. W tamtym momencie zamiast smutku pojawiła się złość. Odwróciłem się na pięcie i pognałem do szafy. Wyciągnąłem pierwszy lepszy plecak z jej dna i rzuciłem go na stolik, po chwili jednak uświadamiając sobie bardzo ważną rzecz. Dzień wcześniej leżało na nim rozbite szkło, którego teraz nie było. Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju i spostrzegłem biały strój roboczy. ~Andriej pewnie został na noc ~ Pomyślałem. ~Skoro tak, to pójdę zobaczyć gdzie jest. Podziękuje mu za wszystko i przy okazji się z nim pożegnam~ Taki plan zrodził się w mojej głowie. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem w stronę pokoju gościnnego, przy okazji zerknąłem na zegar. Szósta piętnaście. Spałem zaledwie pięć godzin, ale nie byłem w stanie znów śnić koszmary z udziałem Iwana. Otworzyłem drzwi do pokoju i omiotłem go wzrokiem. Wszystko było na swoim miejscu, nawet łóżko  było w nienaruszonym stanie. ~Czyżby Andriej już poszedł?~ Spytałem samego siebie w myślach. Westchnąłem i wycofałem się z powrotem do przedpokoju. Ruszyłem do kuchni. Musiałem napić się kawy. Kiedy tylko przekroczyłem próg moje serce stanęło. Oczy zapaliły się iskrą nadziei, a nogi zwyczajnie odmówiły posłuszeństwa. Przy stole, na jednym z krzeseł, odwrócony  do mnie plecami siedział mężczyzna, którego poznałbym nawet z zamkniętymi oczami 
- Iwan. - Pisnąłem. - Proszę niech ktoś powie, że to nie halucynacje. - Szepnąłem. Stałem jak wryty w progu, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. W tym czasie Iwan szybko zerwał się z krzesła i podbiegł do mnie. Najmocniej jak tylko potrafiłem wtuliłem się w jego ramiona. 
- Gdyby to były halucynacje, nie mógłbyś mnie tak ściskać. - Wydusił z siebie, a ja lekko poluźniłem uścisk. Chłopak złożył delikatny pocałunek na moim czole, i szepnął. - Obiecałem, że będę uciekał jeśli coś się będzie działo i obietnicy dotrzymałem. - Spojrzałem na niego szklącymi oczami, miałem ochotę płakać ze szczęścia. 
- Dlaczego nie wróciłeś od razu do domu? - Spytałem drżącym głosem.
- Wróciłem, ale cie nie zastałem. Wiedziałem że poszedłeś mnie szukać, pobiegłem pod elektrownię, ale dowiedziałem się, że już wróciłeś, kiedy przyszedłem do domu Andriej powiedział mi, że byłeś wykończony i śpisz, więc wolałem cie nie budzić. - Znów wczepiłem się w jego ramiona. Miałem go. Znów miałem go przy sobie, całego i zdrowego, nie byłem w stanie powstrzymać emocji. Gdyby nie to, że jego ramiona były dla mnie największym szczęściem, skakałbym wtedy po ścianach.

                                            Pół roku później.   
 Dwa dni po katastrofie, zapakowaliśmy wszystkie rzeczy do samochodu i opuściliśmy Prypeć już na zawsze. Wiedzieliśmy, że promieniowanie jest zbyt duże żeby tam mieszkać, dlatego też znaleźliśmy małe mieszkanie w Kijowie. Władze obiecały nam, że jak tylko zakończą budować specjalne miasto dla pracowników Elektrowni dostaniemy tam własny kąt, i oczywiście dalej będziemy zajmować swoje posady w pracy, długo zastanawialiśmy się z Iwanem czy dalej chcemy tam pracować, i doszliśmy do wniosku, że potrafimy robić tylko to i nie ma mowy o zmianie pracy, nie możemy żyć przeszłością. Iwan przez kilka dni po wybuchu ciągle wymiotował, ale na szczęście nie była to ostra choroba popromienna, i tak zdążył mnie mocno nastraszyć, już raz prawie go straciłem, nie chciałem czuć tego bólu kolejny raz. Iwan nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak fatalnie czułem się z fałszywą myślą, że nawet nie było szans na znalezienie jego ciała. 
Andriej również miał objawy choroby popromiennej, jednak wszystko wróciło do normy i wydaje się, że wszystko jest w porządku. 
- Co tam piszesz? - Spytał Iwan. Podniosłem wzrok i szybko zamknąłem zeszyt. Stał nade mną z dwoma kubkami parującego płynu. 
- Znalazłem przepis na ciasto w gazecie i przepisuję go, żeby  nie zgubić. - Skłamałem uśmiechając się do niego. Chłopak tylko westchnął i postawił szklanki na stole. Nachylił się w moją stronę i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. - Co ci się tak zebrało na czułości? - Zapytałem, ale nie otrzymałem odwiedzi, gdyż chłopak kolejny raz wpił się w moje usta.
- Kocham cię. - Szepnął. 
- Ja ciebie też, nie wiem co bym bez ciebie zrobił. 

- Ale ja się nigdzie nie wybieram, i mam nadzieję, że ty też

KONIEC!

~~~~~~~~
Witajcie! Pisanie tego One-Shota sprawiło mi ogromną frajdę, milo jest napisać o czymś co bardzo mnie kręci. Historia Czarnobyla  jest piękna, dlatego postanowiła, że upiększą ją jeszcze bardziej i dołożę swoje trzy grosze.
Z racji tego, że nie wyrobiłam się z napisaniem rozdziału, postanowiłam że dodam tego shota z którego jestem bardzo zadowolona.
Napiszcie w komentarzu, czy wam się podobał i czy chcielibyście przeczytać jakąś dłuższą historię opartą na wydarzeniach z kwietnia 1986 roku. ~Himana  

3 komentarze:

Zostaw komentarz każdy dla nas bardzo wiele znaczy i mobilizuje do dalszej pracy.