Muzyka, alkohol, pełno ludzi, środek tygodnia ehhh
to jest życie. Nie wiem która była godzina, nie mam pojęcia ile tam
siedzieliśmy, a nawet ile wypiłem. Wydaje mi się, że dużo, jednak to i tak mało
w porównaniu z tym ile wypił Phil.
- Alexxx wstawaj wychodzimy. - Mówił ktoś do mnie, ale nie
zarejestrowałem kto. Powoli podniosłem głowę i pustym wzrokiem spojrzałem na salę.
Obok mnie na kanapie schlany w trzy dupy Adam usilnie próbował się podnieść. -
No w końcu! - Usłyszałem koło ucha lekko podenerwowany głos Daniela.
- Ciii nie krzycz. - Szepnąłem, powoli zaczynałem odczuwać skutki
spożywania alkoholu. Może innych łby bolały dopiero następnego dnia, ale ja
zdecydowanie do tej grupy nie należałem, zawsze zaczynało się jakąś godzinkę po
spożyciu nadmiernej ilości trunków. Położyłem ręce na blacie stołu i powoli
wstałem. Daniel stał kilka kroków ode mnie. Widząc, że lekko się chwieję złapał
mnie za łokieć i podtrzymał, tak samo zrobił z Eddiem. Taka ilość alkoholu zdecydowanie
nie była odpowiednia dla osoby, która nie piła dobrze cztery miesiące.
- Ja pierdole Phil, wstawaj pijaku jeden! - Krzyknął Daniel do
ucha Dresiarza, ten zaskoczony poderwał się do siadu i popatrzył na niego
wzrokiem mówiącym ,,Już nie żyjesz". Uśmiechnąłem się lekko i rozejrzałem
poszukując kurtki, zauważyłem ją dopiero wtedy, kiedy Danielowi udało się w
końcu ściągnąć Halla z kanapy. Obszedłem stolik dokoła i zabrałem swoją rzecz.
Kiedy się odwracałem chyba przydepnąłem sobie sznurówkę, bo runąłem jak długi
uderzając głową o kant stołu.
- Kurwa, z kim ja muszę żyć! - Usłyszałem warknięcie Daniela i już
po chwili siedziałem na kanapie. Czułem jak po twarzy spływa mi krew, więc
otarłem ją ręką. - Idę do barmana po apteczkę. - Zakomunikował Daniel i na
odchodne rzucił tylko. - A tylko spróbujcie mi stąd iść, albo jeszcze pić.
- Złapałem się za pulsującą czaszkę i zajęczałem cicho.
- Wychodzimy? - Zapytał Eddie, który sądząc po lakonicznej wymowie
był nieźle wstawiony.
- No okej. - Przytaknął Adam już kierując się z chłopakiem w
stronę wyjścia, tylko Phil stał i patrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Ja pierdole. GDZIE ONI POSZLI?! - Ryknął Daniel przekrzykując
głośną muzykę. Położył apteczkę na stół i wygrzebał z kieszeni telefon, ja w
tym czasie sięgnąłem po gazę i powoli ocierałem sobie twarz z krwi. Może i
byłem najebany, ale potrafiłem myśleć racjonalnie. Wiem, jestem inny od reszty
ludzi. - Powinni iść w stronę szkoły... To nie był mój pomysł! Wcale nie ch...
Tak wiem!... Kurwa mać idź do nich, a nie pierdol! - Słyszałem jak Daniel
rozmawia przez telefon, jednak nie miałem zielonego pojęcia z kim. Pewnie z
jakimś jego pedało-kolegą. Wyraźnie wkurwiony uklęknął przede mną i przykleił
plaster do rozcięcia na głowie. - Wychodzimy, w tej chwili. Więcej już nie
zniosę! - Skierował się w stronę wyjścia ciągnąć za sobą rozbawionego
Dresiarza.
***
- Zachciało się wam chlać w środku tygodnia, zjeby, kurwa gnoje
pierdolone. - Mruczał pod nosem. Gadał tak od dobrych pięciu minut i wcale nie
zwracał uwagi na to, że ciągle się z niego śmialiśmy. Alkohol powoli opuszczał
mój organizm, ale z Philem było coraz gorzej, zamiast trzeźwieć robił się coraz
bardziej pijany. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo z każdą chwilą chwiał
się coraz bardziej, mówił lakonicznie i drżały mu ręce. Był cholernie blady,
pod oczami miał okropne sińce, a mimo tego ciągle się śmiał.
- Zamknij się Daniels. - Powiedziałem do niego, kiedy po prostu
przestało mnie bawić jego gadanie, byliśmy już całkiem niedaleko szkoły, kiedy
Phil zachwiał się i upadł na chodnik.
- Matko Boska! - Zawołał przerażony pedałek. Momentalnie
wytrzeźwiałem widząc co się dzieje. Nie wiem dlaczego, ale miałem złe
przeczucia. Bez zastanowienia wyciągnąłem telefon z kieszeni i już miałem
wybierać numer na pogotowie, kiedy przeszkodził mi Daniel. - Nie dzwoń. Błagam, sam
mu pomogę. Idź do szkoły. Poradzę sobie. - Zapewniał, ale nie bardzo chciało mi
się w to wierzyć.
- To mój przyjaciel, nie zostawię go samego z jakimś pedałem. -
Rzuciłem na nowo wybijając numer. Daniels patrzył na mnie przestraszony.
- Zaufaj mi. Błagam. - Szeptał cicho. Nieprzyjemny dreszcz
przebiegł po moim ciele, kiedy to powiedział. Wiedziałem, że nie mogę zostawić
tak Phila, ale Daniels był taki przekonujący.
- Nie zadzwonię, ale zostaję. - Powiedziałem spoglądając na
nieprzytomnego chłopaka. Daniels niczym fachowiec sprawdzał mu tętno i oddech.
Trzęsącymi się rękami wyciągnął z kieszeni małą buteleczkę i strzykawkę.
Niewidzialna ręka ścisnęła mi żołądek. Domyślałem się co teraz się stanie i co
jest w tej buteleczce.
- Muszę. - Powiedział do mnie rozpaczliwym głosem, tak jakby
wiedział, że chcę go powstrzymać. Patrzyłem na to wszystko zaszokowany. Chłopak
jednym ruchem podciągnął rękaw szerokiej bluzy Phila. Moim oczom ukazał się okropny
widok, jego ręka była cała posiniaczona, pokuta i zapuchnięta. W kilku
miejscach można było zobaczyć małe krwiaki. Daniel wbił igłę w żyłę kochanka i
wstrzyknął cały płyn. - To mu pomoże, już nie raz tak było. Zaraz się obudzi. -
Mówił cicho, jakby do siebie. Minęła minuta, a Phil nadal nie dawał znaków
życia. Daniel nachylił się do jego nosa i sprawdził oddech. Cały zbladł po czym
wyszeptał ledwo słyszalnie. - Nie oddycha.
Seth
- Gdzie oni są? - Spytałem sam siebie już chyba po raz setny. Kręciłem
się po holu głównym szkoły i czekałem na trzech chłopaków. Tak jak prosił mnie
Daniel wyszedłem na przeciw Adamowi i Eddiemu. Poinformował mnie iż cytuję:
,,Są narąbani jak stodoła po zbiorach i trzeba ich przyprowadzić, bo może im
coś głupiego do głowy wpaść". Tamta dwójka już dawno była w swoich
pokojach. Daniel, Hall i Alex nadal się nie pojawiali i jeszcze jak na złość
nie odbierali telefonów.
Po kolejnych trzydziestu minutach czekania, postanowiłem iść ich
poszukać. Może i nie przepadałem za chodzeniem po ulicach w nocy, ale Daniel był
dla mnie jak brat, a Alex... No właśnie, nie wiem jak to określić...
W momencie, w którym przekroczyłem próg szkoły zza jej rogu
wypadła zdyszana postać. W ciemności nie widziałem za bardzo kto to, jednak po
chwili dobiegł mnie znajomy głos.
- Gdzie jest stary Hall?
- Pewnie u siebie, coś się stało? - Brunet wpadł do szkoły nie
odpowiadając na moje pytanie. I już wiedziałem, że tak. Pobiegłem za nim, kiedy
dotarliśmy do drzwi, bez pukania wbiegł do gabinetu dyrektora.
- Panie Vega, nie nauczyli pana pukać?
- Phil... – Wydyszał, a Roger spojrzał na niego ze strachem w
oczach.
- Co z Philem?
- On... Jest w szpitalu. Umiera. - Wycharczał spuszczając głowę.
Zastygłem przerażony tak samo jak wujek. Coś ścisnęło moje gardło. Umiera. To słowo krążyło mi po głowie, po
kolei ukazywały się w niej również wspomnienia związane z chłopakiem. Umiera. Ale jak to? Wpadł
pod samochód? Miał jakąś chorobę? A może spadł z mostu?
Zanim jednak zdążyłem o to zapytać zostałem wypchnięty z gabinetu.
Roger zabierając ze sobą tylko kluczyki rzucił się w stronę wyjścia.
Wiedziałem, że jego stosunki z synem nie były najlepsze, ale tym udowodnił, że
naprawdę mu zależy. - Niech pan zaczeka! - Zawołał za nim Alex. - Jadę z panem!
- Darł się na cały korytarz idąc w jego stronę.
- Nie. Zostajesz tu. Pojedziesz do niego jak już będzie z nim
lepiej. Bo będzie. - Zapewnił tak jakby samego siebie i tyle go widziałem. W
tym czasie brunet usiadł na jednej z ławek chowając głowę w ramionach. Patrzyłem
na niego i zastanawiałem się, czy tak bardzo zależało mu na Philu, czy może to przez
niego Hall znalazł się w szpitalu.
- Chodź do pokoju. – Powiedziałem kładąc mu dłoń na plecach. Starałem
się uśmiechnąć pocieszająco, ale wciąż w głowie miałem jego słowa sprzed kilku
minut.
Alex
Kiedy weszliśmy do pokoju nastała dziwna cisza. Ja pogrążony w
swoich myślach, a Seth smutny jak nigdy dotąd. Jeszcze cichszy niż kiedykolwiek
i bardziej przygaszony, czy aż tak przejął się wiadomością, że jego znajomy
umiera? Cóż można powiedzieć, że ja z pewnością wyglądałem nie lepiej. Usiadłem
na łóżku i położywszy ręce na kolanach oparłem na nich głowę. Myślałem nad
wszystkim co się wydarzyło. Sanitariusze nie chcieli zdradzić co mu dolega, a
mi nic na myśl nie przychodziło. Zamknąłem oczy i znów zobaczyłem leżące na
chodniku, blade ciało. Płaczącego Daniela. Zaskoczonych przechodniów.
Strzykawkę. Podjeżdżającą karetkę. Próbę reanimacji Phila. I w końcu ten lekki
uśmiech na zapłakanej twarzy, który oznaczał, że Phil jednak przeżył.
- Alex. - Poczułem dłoń Setha na ramieniu. Podniosłem głowę i moja
twarz spotkała się na równi z jego. Kucał przede mną uśmiechając się
pocieszająco. Kilkukrotnie przejechał dłonią po moim ramieniu i spojrzał mi
głęboko w oczy. Pierwszy raz mogłem tak dokładnie przyjrzeć się jego twarzy.
Miał dość duże, brązowe oczy i grube ciemne brwi. Jego troszkę zapadnięte
policzki były nieco rumiane. Malinowe usta wyginały się w dziwnym uśmiechu,
którego teraz już nie umiałem zidentyfikować. Chyba nie wytrzeźwiałem do końca,
bo wydawało mi się, że z każdą sekundą jego twarzy była coraz bliżej mojej. -
Ja nigdy nie owijam w bawełnę. Zabijesz mnie za to, albo zwyzywasz od pedałów,
ale... Jestem bardzo niecierpliwy, uwierz mi. - Szeptał cicho. Z każdą chwilą
jego usta były coraz bliżej moich, zareagowałem instynktownie i odchyliłem się
do tyłu. Jemu to jednak nie przeszkadzało, wstał i usiadł mi okrakiem na
kolanach.
- Raczysz mi wyjaśnić... Co ty kurwa robisz? - Zapytałem lekko
zdenerwowany.
- A mogę pokazać? - Odpowiedział pytaniem na pytanie oblizując
kusząco wargi.
- Nie, lepiej nie! - Warknąłem i zacząłem go spychać. Seth nie
przestając się przybliżać złapał mnie za nadgarstki i muszę przyznać, że jak na
takie chuchro miał zadziwiająco dużo siły. Nie byłem głupi, może lekko
wstawiony, ale wiedziałem do czego dąży. To dziwne, bo zazwyczaj w różnych
romansidłach tak właśnie zaczyna się super miłość. W momencie, kiedy dotarł odo
mnie to co może się stać, A NIE MA PRAWA, wybałuszyłem oczy po czym z całej
siły zacząłem wierzgać po łóżku chcąc zwalić Czarnego na podłogę. - Zejdź ze
mnie w tej chwili! - Krzyknąłem zaczynając wbijać mu paznokcie w nadgarstki.
Rzucaliśmy się tak jeszcze chwilę, po czym Czarny w końcu odpuścił uwalniając
mnie. Na nic nie czekając wstałam po czym uderzyłem go z całej siły w twarz z
otwartej dłoni. Jego policzek od razu zrobił się czerwony.
- Należało mi się. - Wyszeptał z lekko wyczuwalną skruchą w
głosie.
- Dobrze, że masz tego świadomość. - Syknąłem i zabrawszy telefon
wyszedłem na korytarz trzaskając drzwiami. Wściekły skierowałem swe kroki do
pokoju Phila. Nie będę spał z pedałem, który ewidentnie ma na mnie chrapkę.
Nigdy nie wiadomo co jeszcze przyjdzie mu do głowy.
Idąc tak w kierunku obranego celu poczułem wibracje w kieszeni, do
której schowałem komórkę. Nie patrząc na wyświetlacz odebrałem i odezwałem się.
- Tak?
- Alex... - Usłyszałem roztrzęsiony głos Daniela, od razu nabrałem
złych podejrzeń.
- Co się stało?
- Phil...
***
Seth
Nie wiem co sobie wyobrażałem i dlaczego to zrobiłem.
Liczyłem chyba na to, że nagle z cholernego homofoba jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki zrobił się gej. Teraz przynajmniej wiem na czym stoję.
Większa część ludzi nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, ale to się
zdarza, tym bardziej jak przez prawie dwa tygodnie przebywa się w towarzystwie
tej osoby i śpi się z nią w tym samym pomieszczeniu.
Leżałem na łóżku od dobrych dwóch godzin tępo wpatrując się w
sufit. Czemu mnie to tak zabolało? Przecież to tylko dwa tygodnie. Czternaście
dni, podczas których non stop o nim myślałem. Trzysta trzydzieści sześć godzin,
w czasie których nie zwracałem uwagi na nikogo innego. Milion dwieście dziewięć
tysięcy sześćset sekund spędzonych na rozważaniu swoich uczuć. To głupie. To
bardzo głupie. Dziwne. Chore. Ale realne.
To niemożliwe - mówił rozsądek. To ryzykowne - powiadało
doświadczenie. To bezsensowne - gadała duma. Mimo wszystko spróbuj! - Krzyczało
serce. Krzyk zawsze zwycięża i motywuje. Niestety nie zawsze wychodzi to na
dobre. W moim przypadku nie wyszło, ale to nie oznacza, że odpuszczę!
Zawsze walczę o swoje i zawsze to dostaję czy innym się to podoba czy też nie.
Wiem, że teraz nie mam szans nawet z nim porozmawiać, jednak z czasem... Kto
wie. Nasionko w umyśle Alexa zostało zasiane, teraz wystarczy je tylko dobrze
pielęgnować, a niebawem wyrośnie piękna róża, która będzie owocem naszej
miłości.
Rozmyślanie przerwało mi nagłe trzaśnięcie drzwiami.
Zaskoczony odwróciłem się i zobaczyłem Alexa. Lekko dyszał, a jego policzki
były czerwone.
- Phil, obudził się, ale jest z nim źle. Ta doba będzie dla niego
decydująca. - Oznajmił po czym bez słowa wyszedł.
Rozdział 13
No to się porobiło. Daniel powinien znaleźć Phil'owi pomoc a nie czekać aż sam rzuci. Może akurat jego odratują... Bardzo przyspieszyłaś z akcją opowiadania, w sumie dobrze bo się szybko i przyjemnie czyta.
OdpowiedzUsuń