1 wrz 2015

Z Popiołów cz.5

V.
Cały świat zawirował i Ryan przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje.
Dopiero, gdy znów poczuł usta Kathy, smakujące szampanem i trochę wymiocinami, zrozumiał, co się dzieje.
Jest na imprezie, on i Kathy sami w pokoju, a ona właśnie się do niego dobiera. Ryan stał w bezruchu jak kłoda. Przez głośny szum krwi w uszach nie słyszał już nawet głośnej muzyki i pisków z pomieszczenia obok.
Spanikował. Co powinien zrobić? Zaczął myśleć w ekspresowym tempie, chwilowo ignorując pocałunki Papużki i jej ciche, mające w nim wzbudzić pożądanie, jęki.
Okej, na pewno jest pijana. Tak, to było nawet bardziej niż pewne. Widział, ile wypiła. Nie zachowywała się normalnie. Może jest po prostu zamroczona alkoholem, albo się wygłupia. Nie, w sumie ta druga opcja odpada. Wszystko wyglądało cholernie realnie.  Choć z drugiej strony, to zupełnie naturalna kolej rzeczy po takiej ilości spożytego alkoholu.
Ale... czy to nie jest tak, że pijany człowiek wypowiada trzeźwe myśli?
Ryan zląkł się. Jeżeli Kathy przez cały ten czas była w nim zakochana i dopiero po alkoholu zdobyła odwagę na to czy w mniej lub bardziej inwazyjny sposób mu to wyznać to... jest w niezłej dupie.
To nie tak, że Ryan uważał ją za nieatrakcyjną. Była naprawdę śliczną dziewczyną, miała ładną twarz i zgrabne ciało. Ale... nigdy jej nie pożądał. Nie było między nimi chemii. Jedyne uczucie jakie wobec niej żywił to zwykła przyjaźń. A poza tym... nigdy nie pragnął kobiety. Kilka razy zdarzało mu się zakochać w dziewczynie, jednak nigdy nie był to prawdziwy fizyczny pociąg, a jedynie fascynacja charakterem, osobowością, .
- Co tak stoisz Ryan... jestem cała twoja...
Jęknęła ponętnie, nie przestając go całować.
- Kathy... przestań, nie mogę... nie teraz...
Wtedy dziewczyna zaczęła się ocierać o jego krocze, kompletnie ignorując jego odmowę. Poczuł jak narasta w nim obrzydzenie. Gdyby tylko nie pachniała jak szczochy menela to może by jeszcze jakoś to przetrzymał i poczekał, jak jej się znudzi, albo jak coś odwróci jej uwagę. Jednak w tej sytuacji...
Kathy podniosła głowę i spojrzała na niego podejrzliwie. Oczy miała przeszklone, policzki zaczerwienione i do tego potargane włosy.
 - Co jest...? Nie chcesz mnie zerżnąć?
Wybełkotała i w tym samym momencie dostała torsji. Rzygała mu się na buty. Wzdrygnął się.
Tego było już za wiele. Musiał zakończyć tą komedię.
- Kathy do cholery! Uspokój się! Jesteś pijana!
Nie mógł już wytrzymać i emocje zaczęły brać górę. Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią.
- Nie rozumiesz, że "nie" znaczy "nie"?! Ja pierdolę, opanuj się dziewczyno. 
Skrycie wiedział, że nie powinien był tego robić. Ale nie potrafił już przestać. Najpierw dobierała się do niego, potem go obrzygała. Gdy na nią patrzył było mu niedobrze. Jak można się doprowadzić do takiego stanu?
Wtedy Kathy uderzyła go w policzek. W ten zraniony. Cicho zawył z bólu, kiedy rana zaczęła piec. Spojrzał na koleżankę. Chwiała się, a w oczach miała łzy.
-  Ty skur... pierdolony... a ja cię... ja cie kurwa kocha-ałam!
Brunet zapowietrzył się.
O kurwa.
- Kathy... wypiłaś, nie wiesz co mówisz...
Jęknął. Prawdę mówiąc już nie za bardzo wierzył w to co mówił. Chciał, żeby to było prawdą. Żeby tylko mówiła głupoty po pijanemu.
- Ryan... czemu ty zawsze musisz być takim zimnym chujem...
Burknęła, zataczając się.
Była naprawdę nieźle napierdolona. Ryan dostrzegł, że chwilowo przestała zwracać na niego uwagę. Zanim się zorientował, wyszedł z pokoju, a następnie z mieszkania, nic nikomu nie mówiąc.
Szedł ciemną ulicą, drżąc z zimna. W tej chwili sam siebie nienawidził. Zachował się jak tchórz. Pierdolony tchórz. Uciekł. Zostawił ją tam samą w takim stanie. Wiedział, że kiedy za kilka dni spotkają się w pracy, o ile nie nawet jutro na koncercie...
Będzie wściekła. Na pewno. Teraz, gdy oddalił się od całej tego całego galimatiasu poczuł, że naprawdę jest zimnym chujem. I do tego tchórzliwym.
Kathy powiedziała mu, że go kocha. A on spierdolił. Ale po prostu... nie chciał tego wiedzieć, ani o tym słyszeć. Nie dostrzegał tych wszystkich spojrzeń, które mu posyłała, bo... po prostu nie chciał ich dostrzegać. Nie mógł jej dawać nadziei. Robił wszystko, by jej nie zranić.
A jednak to zrobił.
Serce powoli zaczęło się uspokajać z każdym krokiem naprzód. Szum krwi w uszach ustał a oddec się uspokoił. Wszystko wracało do normy.
Ale poczucie winy pozostało.
~*~
- Cholera... cholera, kurwa, cholera...
Nathan siedział na jednej z drewnianej skrzyń i ogryzał paznokcie. Był spięty, zresztą jak oni wszyscy. Ryan i bliźniaki rozkładali sprzęt na scenie, skręcali, stroili. Huntera całkowicie pochłonęło strojenie bębnów. Nie docierało do niego praktycznie nic. Dan miał im pomóc, ale gdzieś zniknął, zapewne wyszedł na papierosa, robił tak zawsze gdy nie chciało mu się ruszyć dupska i pomóc coś przenieść albo przesunąć. Nie dla niego fizyczna praca.
Chłopakom szło dość opornie, ale brunet nie miał serca zmuszać wystarczająco już zestresowanego Natha do takiej roboty.
Zostało im jeszcze pięć minut, a Daniela wciąż nie było.
- Nath!
Kasztanowłosy podniósł głowę.
- Mógłbyś poszukać Dana? Zaraz zaczynamy, a tego skurwysyna jeszcze nie ma.
- Jasne...
Nathan skinął głową i zszedł ze sceny. Przeszedł przez kuchnię i zaczął się rozglądać. Po chwili znikł Ryanowi z oczu.
Gerard skończył ze swoim basem i oparł się o głośnik.
- Jak było na imprezie u Kathy, Ryan?
Cholera. Brunet wiedział, że Gerard o to zapyta. Na twarzy miał wymalowany swój szeroki uśmiech, pozornie wesoły, jednak skrycie wredny. Nie mógł przepuścić takiej okazji. Musiał mu dopiec.
- Zmyłem się po jakimś czasie.
Odparł lakonicznie Ryan, modląc się w duchu, by to wystarczyło. Nie chciał wspominać wczorajszego wieczoru. Dużo dałby, by wymazać go z pamięci.
- Nie przeleciałeś jej?
Ryan lubił bliźniaków. Oboje byli zabawnymi, nieco pokręconymi zawadiakami. Jednak szczerze mówiąc, brunet większą sympatią pałał do spokojniejszego i bardziej przyjacielskiego Pete'a.
Gerard najzwyczajniej w świecie był złośliwy.
- Gery, ja cię proszę, to moja przyjaciółka. Nie ma między nami żadnej chemii. Naprawdę. Poza tym... nie jest w moim typie.
Ryan zaryzykował, ale udało się. Starszy bliźniak pokiwał głową i po chwili stracił zainteresowanie. Jednak obudził w Ryanie demony wczorajszego dnia i na nowo wzbudził w nim wstyd, poczucie winy i wstręt do koleżanki.
Brunet naprawdę nie chciał myśleć o Kathy. Wiedział, że ją zranił. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, nie poszedłby na tą imprezę wcale. To był zły pomysł... wolałby żyć w nieświadomości o uczuciach Kathy.
Tak bardzo chciał ją przeprosić, ale nie potrafiłby stanąć przed nią teraz i powiedzieć jej w twarz, jak bardzo mu przykro.
Nie. Nie powinien się tak o to obwiniać. Była pijana. Dobierała się do niego. Zarzygała mu ulubione buty. To też jej wina.
Westchnął i dostrzegł w oddali rozwichrzone blond włosy Dana.
- Książę raczył się stawić.
Prychnął Pete, ale Dan nawet się na niego popatrzył. Spojrzał w stronę siedzących w barze ludzi. Nadal dużą część z nich stanowili pijacy, jednak po raz pierwszy Ryan dostrzegł tu młodzież i ludzi w ich wieku, którzy bez skrępowania im się przyglądali.
Wśród nich brunet dostrzegł Matta i Damiena z wczorajszej imprezy. A więc przyszli. Czy gdzieś niedaleko nich stała Kathy?
- Chłopaki, słuchajcie, mam rewelację, ale to wam powiem po koncercie. Teraz... napierdalamy!
Przybili sobie piątki, a Ryan zszedł ze swoją gitarą ze sceny. Z Danem grali na zmianę. Usiadł na jednej ze skrzyń gdzieś w cieniu. Ludzie na widowni go nie widzieli, ale on za to ich widział doskonale.
Nathan wyszedł na scenę i krzyknął coś w stronę młodzieży stojącej niedaleko sceny. Niektóre dziewczyny zaczęły piszczeć, chociaż po nich widać było, że są już nieźle naprute. Reszta ludzi przyglądała im się sceptycznie.
Welcome To The Jungle wybrali właściwie dlatego, że był to energiczny utwór, który rozruszałby widownię i podkręcił atmosferę. Nathan świetnie pasował do tej piosenki. Jego mocny, niski głos brzmiał zupełnie inaczej niż głos pierwotnego wykonawcy i może właściwie... trochę lepiej? Przynajmniej dla Ryana. Nigdy nie lubił jęczenia Axla.
Kasztanowłosy był niezwykle charyzmatyczny i żywiołowy. Biegał po całej scenie, śpiewał tak głośno jak tylko się dało, bez żadnej zadyszki. Młodzi początkowo tylko im się przyglądali, jednak po chwili, gdy zamroczył ich już alkohol, zaczęli tańczyć i śpiewać razem z wokalistą. Dużo dziewczyn przepchało się pod scenę i wiło się tuż przed Nathanem, który jednak o dziwo nie zwracał na nie większej uwagi.
Powód? Ryan po chwili go dostrzegł. Gdzieś w tłumie, między pijakami mignęła mu sylwetka Clarcie. Rzeczywiście tam była. Razem z kilkoma koleżankami. Chyba jako nieliczne siedziały i wpatrywały się sztywno w scenę. Clara nawet się nie uśmiechała.
Następnie mieli zagrać utwór, który napisał Nathan. Cold Hearted Bitch. Ryan szybko połączył fakty.
O cholera. Czyżby kasztanowłosy wiedział, że jego dziewczyna tu będzie? Brunet był niemal na pewno pewny, że była to piosenka o niej. Czytał tekst kilka razy.
- Żeby nie było... teraz zagramy coś swojego.
Daniel odwrócił się w stronę Ryana i skinął głową. Teraz jego pora.
Brunet nie chciał, żeby było go bardzo widać, więc stanął gdzieś w cieniu. Podpiął gitarę do wzmacniacza i westchnął cicho. Był gotowy.
- Uwaga, powitajcie Cold Hearted Bitch! No dalej! Powitajcie tą zimną sukę!
Ryan wzdrygnął się. Ostatnio słyszał te dwa słowa nieco za często.
Zaczęli grać. Utwór był szybki, szarpany, żywiołowy. Nathan skakał po całej scenie, przemieszczał się niczym błyskawica, raz w jedną, raz w drugą stronę.
- A soul made of ice! And careless bluish stare!
Ryan kątem oka spojrzał na Clarice. Zero reakcji z jej strony. Utrzymywała kamienny wyraz twarzy. Maskę bez uczuć.
Jeżeli ją to nie wzruszało, to rzeczywiście musiała być w środku zimna niczym lód.
- Whataya want from me boy? I told you, fuck off, boy!
Tu Nath zaśpiewał wyższym głosem, naśladując dziewczynę. Nawet zchlane obszczymury odwróciły się i zdawały słuchać.
- Such a cold hearted bitch, cold hearted bitch! You're cold hearted bitch, cold hearted bitch!
Widownia zaczęła śpiewać refren razem z nimi. Właściwie to brunet był zaskoczony, że idzie im tak dobrze. Ryan powinien być zestresowany, ale brudny głos Nathana dodawał mu odwagi. Wysunął się nieco z cienia.
- Śpiewajcie ze mną! Cold hearted bitch, cold hearted bitch!
Teraz cały bar powtarzał za Nathanem. Dziewczyny piszczały, chłopcy wtórowali Nathanowi, podnosząc gu górze szklanki napełnione whisky.
Nim Ryan się obejrzał, utwór się skończył. Nathan ściągnął z siebie skórzaną kurtkę, w której zaczęło być mu gorąco. W tym czasie, gdy się przebierał. jakiś pijak krzyknął spomiędzy ludzi.
- To mogłaby być piosenka o mojej żonie!
Nathan roześmiał się do mikrofonu. Ryan pomyślał, że ma naprawdę uroczy śmiech. Pełen dziwnej słodyczy, kontrastującej z jego głębokim głosem.
Potem poszło już z górki. Upita młodzież tańczyła do wszystkiego. Śpiewali po jednej piosence każdego znanego rockowego zespołu. I wtedy nadszedł czas na Without Light.
Ryan bardzo chciał towarzyszyć Nathanowi w tym utworze. Cieszył się, gdy usłyszał, że to już pora na jego i kasztanowłosego wspólne dzieło. Przymknął oczy i znów widział przed sobą gasnący płomyk. Wstrząsnął nim lekki dreszcz podniecenia.
Znów tylko on i muzyka. Jednak nie na długo. Wkrótce do jego małego intymnego światka wtargnął Nathan i jego śpiew.
You've burned your own skin... and turned yourself to ash...
Ryan uśmiechnął się. Gasnący płomyczek. Wers za wersem. Coraz słabsze światło. Nie sposób go już uratować.
 - 'Cause you're here without a light... 'cause you're here without...
Jeszcze chwilka ciszy.
Wybuch. Palenisko zapłonęło ogromnym, jasnym płomieniem. Nathan krzyknął do mikrofonu i rozłożył ręce, tak jakby naśladując odlatującego ptaka.
- I will hold you high! I will spread your wings! I will make you shine like a flaming phoenix!
Ryan wsłuchiwał się w wersy piosenki i pomyślał... że oni wszyscy są tutaj marnym popiołem. Omiótł wzrokiem widownię. Dzieciaki które ledwo puściły maminą kiecę i skrywają dorosłych, byleby tylko zaimponować znajomym. Niszczą sobie życie, łaknąc jedynie atencji. Podstarzałe pijaki, które nie mają już nic poza bezwartościową butelką whisky.
Wtedy uznał, ze i oni są marnym prochem. Jego kumple, z którymi właśnie występował. Wszyscy. Nawet on. Jedynie Nathan był tutaj feniksem.
Chociaż... czy na pewno?
Ryan oddałby wszystko, byleby tylko znów się odrodzić i zapłonąć, żyć na nowo.
Otworzył lekko przymknięte oczy i podniósł wzrok. Nagle serce zaczęło bić mu szybciej. W tłumie dostrzegł kolorową burzę włosów Kathy. Przez chwilę wydawało mu się, że ich spojrzenia spotkały się. Wstrzymał oddech i niemal wypadł z rytmu, ale po chwili się uspokoił.
Nie mógł teraz zawalić.
Ich koncert zakończył się późną nocą. Dużo osób jeszcze nalegało na bisy, ale chłopcy byli już zmęczeni.
Ryan poczuł, że ludzie ich kochają. Chłopcy nie spodziewali się takiego sukcesu. Przepełniała ich radość, a szczególnie widać to było po Nathanie, zaczerwienionym i drżącym z podekscytowania. Dan również chodził dumny jak paw, przelotnie flirtując z kilkoma dziewczynami.
Brunet spojrzał na kasztanowłosego. Widział spełnienie w jego oczach. Jego marzenie powoli się spełniało.
Zaraz po nich na scenę wszedł facet, którego widzieli ostatnio, ten ustylizowany na Elvisa. Zaczęli szybko składać sprzęt. Bliźniaki i Hunter już wyszli, prawdopodobnie razem z Danem, Nathan gdzieś zniknął, a Ryan próbował wyjść przez tylne drzwi.
Za zakrętem znajdowało się wyjście awaryjne. Brunet już miał tam podbiec, kiedy usłyszał czyjeś głosy. Zatrzymał się i zaczął się przysłuchiwać.
- Nie, nie musisz się tłumaczyć... naprawdę Nath... rozumiem. To moja wina.
Rozpoznał glos Clarice. Rozmawiała z Nathanem. Ryan wiedział, że to nietaktowne, ale pokusa okazała się zbyt silna. Zaczął podsłuchiwać.
- Clara, zachowałem się jak ostatni cham! Dotarło to do ciebie?
W głosie kasztanowłosego był wyrzut.
- Więc co mam zrobić?
- Nie wiem, może walnij mnie w ryj, to wszystko załatwi.
Prychnął Nath.
- Teraz ty też jesteś wredny.
Chwila ciszy. Tak jakby oboje zastanawiali się, co powiedzieć.
- Gdybym wiedział, że tu jesteś... nie zaśpiewałbym.
- W takim razie twoje przeprosiny nie są szczere. Skoro nie wiedziałeś, to zaśpiewałeś. Nie udawaj takiego skruszonego, Nathaniel. Po co to robisz? Czemu mnie oszukujesz?
Wymowne milczenie.
- Nie powiesz mi...
Jęknęła Clarice, wzdychając.
- Clara, ja...
- Nathan, przestań! Nie chcę już tego słuchać! Pozwól mi wyjaśnić jedną rzecz... nie zachowałam się wtedy fair. I może jestem zimną suką. Ale fakt, że... postanowiłeś to obwieścić całemu miastu... to też nie jest fair, Nathan.
Głos dziewczyny mimo że spokojny, miał w sobie nutę bólu. Ta piosenka naprawdę musiała mocno w nią ugodzić. Nathan zawarł w tym tekście tyle złych rzeczy. Ryan nie znał za bardzo Clarice, ale widząc ją... nie wydawało mu się, żeby wszystkie te zarzuty były prawdziwe, Cóż, może i była snobką... ale nie zimną suką.
- Dorośnij wreszcie. Wszystko co mówisz, co piszesz... to rani... naprawdę.
- Clara, ja... prze...
Wtedy jednak dziewczyna wyszła z budynku. Ryan czekał, aż Nathan pobiegnie za nią. Jednak... nic takiego nie nastąpiło. Kasztanowłosy stał w miejscu. Nie ruszył się ani o milimetr. Brunet zdziwił się.
To wszystko było takie dziwne. W bezpośredniej konfrontacji z Clarice, Nathan zdawał się okazywać skruchę, przepraszał ją. Ale gdy tylko znikała, całe jego poczucie winy ulatniało się.
Czyżby... mu nie zależało?
Ryan poczuł, że jest wycieńczony. Nie miał już siły nawet na myślenie. Pogłówkuje nad tym jutro.
~*~
- Naprawdę było tyle ludzi?!
Will siedział na łazienkowej podłodze, cały drżący z podekscytowania. Mimo że Ryan niemalże padał już z nóg, nie mógł nie opowiedzieć młodszemu bratu o koncercie. Will zamiast iść spać, wyczekiwał go przez kilka godzin. Zasługiwał na nagrodę, w postaci opowieści.
- Naprawdę. Wszyscy tańczyli i śpiewali. Było superowo.
Blondyn przez cały czas się uśmiechał, ale nagle zrzedła mu mina. Ryan rzucił mu pytające spojrzenie.
- Obiecaj, że zabierzesz mnie na następny koncert.
Brunet westchnął. Will prosił go o to już odkąd tylko dowiedział się o zespole. Ale Ryanowi ciągle coś wypadało. Albo po prostu zapominał.
- No dobra... jeżeli w ogóle jeszcze jakiś będzie.
Blondyn prychnął.
- Nie żartuj.
Ryan roześmiał się i wycisnął resztki pasty do zębów na szczoteczkę.
- A jak Daniel? I reszta? A zresztą, co ja pytam, na pewno nie wypadli tak dobrze, jak mój wspaniały brat!
- Schlebiasz mi.
Will przez chwilę milczał, tak jakby zastanawiał się, co powiedzieć.
- A Nathan? Jak Nathan?
Brunet wypłukał usta wodą i wzruszył ramionami.
- Świetnie, jak zwykle. Ludzie go uwielbiają. Jest energiczny, żywiołowy i tak dalej.
Brat Ryana chciał jeszcze coś powiedzieć, ale brunet szybko mu przerwał.
- Will, jest późno, powinieneś już dawno leżeć w łóżku, jutro nie wstaniesz.
Blondynek wywrócił oczami i westchnął z poirytowaniem. Wstał i ociągając się, ruszył w stronę swojego pokoju.
- Dobranoc!
- Dobranoc.
Ryan zgasił światło w łazience i szczerze mówiąc... senność w większości minęła. Ale i tak powinien się położyć. Zasłużył na odpoczynek.
Spojrzał na pustą kanapę. Powoli przyzwyczajał się już do braku wuja Joe'a. Właściwie... żałował, że nie wypieprzył go na zbity pysk wcześniej. Chociaż w sumie... teraz przynajmniej miał jasny powód do pozbycia się go.
Ryan odetchnął. Dzisiejsza noc prawdopodobnie zaważyła na całym jego życiu. Już nic nie będzie takie samo. Wszystko się zmieni. Miał nadzieję, że na lepsze.
Już kierował się w stronę pokoju, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Przez chwilę pomyślał, że się przesłyszał. Przecież kto by czegoś od niego chciał o tej godzinie? Jednak po chwili znów ktoś zastukał.
Brunet zląkł się lekko. A co, jeżeli to wujek Joe? Albo jakiś jego kolega, którego stary pijaczyna nasłał, by wykurzyć jego i Willa z mieszkania? Ostrożnie podszedł do drzwi i uchylił je.
Jakież było jego zdziwienie, gdy za drzwiami zastał kasztanowłosego.
- Nathan?
Wymruczał z niedowierzaniem.
- We własnej osobie.
Nath miał na sobie te same ciuchy co dzisiaj na koncercie, a na ramieniu widniał obficie wypchany plecak.
- Przeszkadzam?
- Um... właściwie to miałem się już kłaść... potrzebujesz czegoś?
Kasztanowłosy westchnął i przygryzł wargę. Przez chwilę zbierał się w sobie, by coś powiedzieć.
- Słuchaj... wiem, że jest cholernie późno, ale... mógłbym u ciebie przenocować?
_____
Ha! Jest! Trochę przykrótkie, ale myślę, że w miarę akcji jest. Dzisiaj pierwszy września i teoretycznie powinnam mieć mniej czasu na pisanie, ale nie martwcie się! Obiecuję, że was nie zaniedbam. :3
Dobrej nocy feniksy!
~Chandelier

2 komentarze:

  1. Dobra, pomarudzę tutaj. Kiedy kolejny rozdział? (takie zaalarmowanie, że nie mogę się doczekać kolejnego ;_;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, że nie komentowałam wcześniejszych rozdziałów ale jestem po prostu zacofana i niedawno założyłam konto. Znalazłam waszego bloga jako jedna z pierwszych (tak wyglądało z tej ikonki ,,wyświetlenia") Śledzę twoje opowiadanie i cieszę się ,że postanowiłaś podzielić się swoim talentem z nami, bo talent masz. Pięknie piszesz a i widać,że wyobraźnie też masz. Bardzo podoba mi się ta historia. Uwielbiam Nathana jest tak bardzo podobny do mnie, ma identyczny charakter jak ja :D Ciekawe czy dojdzie do czegoś między Rayanem (chyba dobrze napisałam imię ) a Nathanem, bo chyba zgodzi się go przenocować ? :D

    Czekam na kolejny rozdział i czekam ale chyba się nie doczekam, przeczytałam już dwa razy rozdziały które już są i czuję niedosyt. Pisz kolejny rozdział, a ja czekam i życzę ci weny.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw komentarz każdy dla nas bardzo wiele znaczy i mobilizuje do dalszej pracy.