Beta: Riwarz Riwarzewski
Blog Bety: Czwarty
Grzech
- Puść. - powiedział
drżącym głosem.
Patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie chciałem mu
zrobić krzywdy, więc poluźniłem uścisk. Jednak on nie zmienił wyrazu twarzy.
- Jak odszczekasz tę ''księżniczkę''.- powiedziałem
spokojnie, a jego morda wygięła się w złośliwy uśmiech przepełniony bólem.
- Nigdy! - rzekł, jednak po chwili tego pożałował.
Złapałem go mocniej i przycisnąłem do ściany. Kolano
wepchnąłem między jego uda a twarz przybliżyłem do jego. Z boku wyglądało to
zapewne tak, jakbym chciał go pocałować, ale nie zrobiłbym tego. Nie podniecali
mnie faceci. Mimo tego, że wydawał się być cholernie przestraszony, oblizał
zachęcająco usta. Nie wiedząc co zrobić, puściłem go i wycofałem się.
Zareagował śmiechem.
- Widzę, że księżniczka jest sto procent hetero. - mówił
cicho z nutą ironii. Niby się śmiał, ale w jego głosie nadal było słychać
strach. Rozcierając nadgarstki, znów rzucił się na łóżko.
- Ty pierdolony chuju! - krzyknąłem i po raz kolejny miałem
go zaatakować, kiedy potknąłem się o pasek mojej torby szkolnej, którą
najwyraźniej wcześniej położyłem byle jak akurat w tym miejscu. Czarny na ten
widok zareagował jeszcze większym śmiechem.
- Księżniczko, pomogę Ci wstać.- rzucił się ochoczo na
pomoc. Ukląkł na jednym z poranionych kolan i cicho syknął, jednak nie
powstrzymało go to od dalszego wkurwiania mnie. Podał mi rękę.
- Spierdalaj. I radzę ci się lepiej zamknąć w łazience, bo
gdy wrócę, to na pewno się z tobą policzę! - warknąłem i nie zwracając
uwagi na Czarnego, opuściłem pokój.
Byłem tu od kilku
godzin, a miałem już dość wszystkiego i wszystkich. Powoli ruszyłem korytarzem,
po którym kręciło się kilku uczniów. Czerwone lampy wiszące na suficie nadawały
holowi mrocznego klimatu. Szedłem i szedłem, aż w pewnym momencie moją uwagę
przykuła tablica z ogłoszeniami. Wśród ogłoszeń typu ''Zgubiłem telefon'' albo
''Miły chłopcze z niebieskimi włosami odezwij się do wspaniałej dziewczyny ze
stołówki''. W końcu znalazłem to, co mnie interesowało. Plan piętra oraz
szkoły. Korytarz miał kształt litery ''L'', a pokoje były ponumerowane w dziwny
sposób: 470.472.479.475... Popieprzone to jakieś, z resztą, cała ta buda była
popieprzona. Rozejrzałem się. Ani po lewej, ani po prawej stronie nikogo nie
ujrzałem. Szybkim ruchem zerwałem kartkę i włożyłem ją do kieszeni, później
wszystko ogarnę. Jakoś trafię do pokoju Phila. Nie minęły dwie minuty, a już
stałem przed odpowiednimi drzwiami. Nie chciałem tam iść, bo przeczuwałem, że
to się źle skończy. Przecież gdy się zgodzę, to cały mój plan wyrwania boskiej
laski legnie w gruzach, gdyż całe dnie będę spędzał nad książkami. O Matuchno!
Zostało mi pięć minut. Jeśli teraz czegoś nie wymyślę, to będę w czarnej dupie.
A nie lubię być w dupie. Ani nic swojego do niej wkładać. Kręciłem się nerwowo
po korytarzu. Trzy minuty. Kurwa mać!
- Ej, szukasz guza? - zapytał jakiś przerośnięty gimbus,
który tak po prostu wyrósł tuż za mną. Był dużo wyższy ode mnie. Czarne dresy
oraz szary T-Shirt mocno podkreślały jego budowę, a szerokie barki i umięśnione
ręce sygnalizowały, bym jednak jak najszybciej się stąd wyniósł. Był to
przykład typowego ''mięśniaka z dzielni''. Chciałem się wycofać, jednak
przypomniałem sobie, że jeśli teraz się poddam to będę obrywał przez cały rok.
Wcale, ale to wcale mi się to nie uśmiechało
- Nie - rzekłem
spokojnie, choć w ogóle spokojny nie byłem. Chłopak chwilę głupio się
uśmiechał.
- Wiesz, że jesteś na moim terenie? A na mój teren bez
pozwolenia się nie wchodzi. Lecz jeśli już się wejdzie to dostaje się wpierdol.
Więc albo zaraz ci wpierdolę, albo wypierdalaj! - Krzyknął. Zrobił to z
pewnością specjalnie, chcąc zwołać wszystkich i pokazać jaki jest super, bo
umiał bić słabszych od siebie. Cwel. W jednej chwili stało się tyle rzeczy, że
nawet nie zdążyłem mrugnąć. Gdy powoli analizowałem obecną sytuację, on
podszedł do mnie i wbijając mi kolano w brzuch, powalił na ziemię. Kiedy
zwijałem się z bólu, leżąc na twardej podłodze, z pokoju, do którego miałem
wejść, wypadł Phil jak poparzony i jednym ciosem zrobił to samo z moim oprawcą,
co on przed chwilą ze mną. Ciekawe skąd wiedział. Pewnie obserwował całe
zdarzenie przez dziurkę od klucza. Spod przymrużonych powiek obserwowałem
dokładnie jego poczynania, najpierw kopał go po brzuchu, a później całą piętą
stanął na jego palcach. Widziałem z jaką zaciętością kopie całe ciało mięśniaka,
ten mimo swojego strasznego wyglądu wił się z bólu i krzyczał.
- Phil, przestań. - powiedziałem, podnosząc się z ziemi,
nadal czując pulsowanie w miejscu, w które oberwałem, ale to w porównaniu z
tym, co Phil robił jemu, było sto razy lepsze od tego, co zafundował
mięśniakowi. Może i byłem okropny, lubiłem sobie zaczynać, ale nie lubiłem
robić innym krzywdy. Wolałem raczej zaczepki słowne niż fizyczne. Ale jeśli
przyszłoby co do czego, potrafiłem porządnie kogoś pobić, jednak - tak jak już
wcześniej to określiłem - znacznie wolałem ataki słowne.
-Spierdalać stąd! - krzyknął Dresiarz, zostawiając w
końcu chłopaka leżącego na podłodze. Z jego nosa leciała krew, a palce, na
których wcześniej Phil kilka razy stanął, zsiniały. Można było powiedzieć, że
zrobiło mi się go trochę szkoda, w końcu nic takiego mi nie zrobił, ale
dresiarz pokazał, iż mógłby być dobrym ochroniarzem. W całym tym zamieszaniu
nie zauważyłem grupki osób obserwujących to zdarzenie. Olałem ich, no bo
przecież nikt nie poleci na skargę, wiedząc na co było stać Phila. Nim się
spostrzegłem, zostałem wepchnięty do jego pokoju - Siadaj. - rzekł nadal lekko
poirytowany, pokazując na łóżko. Jego lokum było inne niż moje. Był to tylko
jeden mały pokoik z szafą, łóżkiem oraz biurkiem. Na jednej z szarych ścian
wisiał telewizor plazmowy. To był chyba jedyny szczegół, dzięki któremu można
było odróżnić to pomieszczenie od pokoju w psychiatryku. Po za drzwiami
wejściowymi, były jeszcze jedne które pewnie prowadziły do małej toalety
urządzonej w podobny sposób do tej w moim pokoju. Phil ręką wskazał mi łóżko, a
sam usiadł wprost mnie na krześle. - Boli? - zapytał z troską w głosie,
przechylając się lekko do przodu.
-Nie, już nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Co ci
grozi za uderzenie tego gościa, nie boisz się dyrektora? - zadałem pytanie,
chcąc trochę odbiec od zbliżającymi się wielkimi krokami tematu.
- To mój ojciec. - rzekł uśmiechając się smutno. Jedyne co
teraz odczuwałem to szok. Po pierwsze, nie wyglądał na syna dyrektora, a po
drugie, dlaczego zajmował pokój przypominający więzienie? Przecież powinien był
mieć mniej więcej taki jak mój. Coś konkretnego musiało być na rzeczy.- Kiedyś ci powiem-Wyprzedził moje pytanie.No cóż kiedyś się dowiem- A teraz przejdźmy do konkretów. -
powiedział, opierając się na krześle i zakładając ręce na piersi. Nie widać
było już po nim wcześniejszej zmiany humoru. - Namyśliłeś się? - dociekliwie
zapytał, unosząc brwi. Wiedziałem że nie uda mi się tego opóźnić.
- Powiedzmy, żeeee - przeciągnąłem, nie chcąc udzielić od
razu odpowiedzi. W końcu zawsze to jakiś dodatkowy czas na wymyślenie czegoś.
Przez chwilę milczałem. Spojrzałem za okno i przyszło olśnienie, jakbym tam
zobaczył podpowiedź. Jednak wcale tak nie było, dziwny zbieg okoliczności. -
Mam pewną propozycję.
- Lepszej od codziennego odrabiania pracy domowej w zamian
za obronę chyba nie ma, ale skoro nalegasz... Słucham. - oparł się na krześle,
ręce skrzyżował a nogi rozprostował. Wydawał się być bardzo wyluzowany w
porównaniu ze mną. Świdrował mnie wzrokiem, co mnie nieco peszyło i krępowało.
Odchrząknąłem, myśląc, że to go zniechęci do dalszego gapienia się na mnie, ale
się myliłem. ~Brawo Alex. Kurwa, brawo.Jesteś w dupie~Pomyślałem. Potarłem
ręce ze zdenerwowania i znów odchrząknąłem, tym razem patrząc na Phila.
- Proponuję... Zamianę - zacząłem niepewnie, skup się Alex,
skup się do cholery! Warknąłem do siebie w myślach. Chłopak siedzący kilka
kroków ode mnie wydawał się być niewzruszony. - Myślę że jest coś innego... Co
mógłbym robić w zamian za ''ochronę'"- zaproponowałem i jednocześnie pomyślałem
o tym, że po chuj mi była ta ochrona, skoro sam nieźle wyglądałem, miałem
trochę tych mięśni, a i kurs karate za sobą. Poradziłbym sobie. Ale jeśli zaatakowałoby mnie kilku mięśniaków takich, jak ten przed drzwiami, nie dałbym
rady, to chyba logiczne. Dwóch na jednego to banda łysego. A tak jak już kilka
razy wspomniałem, wolałem przemoc słowną.
- Jest coś takiego. - z zamyślenia wyrwał mnie głos
dresiarza. Siedział teraz oparty łokciami o kolana, jednak wzrokiem nadal mnie
wertował. - Ale ostrzegam, to będzie coś znacznie cięższego niż odrabianie
pracy domowej. - przełknąłem głośno ślinę, jednak nie przerywałem mu, gdyż
chciałem wysłuchać do końca. - Zadanie wykonywałbyś tylko dwa razy w tygodniu.
- na chwilę zamilkł nadal obserwując mnie bacznie. - Lub raz, będzie to
zależało od mojego humoru oraz stanu. - propozycja wydawał się być kusząca, choć
nie znałem szczegółów.
- Co miałbym robić? - zapytałem kiedy przez kilkanaście
sekund nie kontynuował, z pewnością czekając na jakiś mój ruch.
- Tak jak już wspomniałem, raz lub dwa razy w tygodniu
wychodziłbyś poza teren szkoły.Nieopodal niej jest mały
park. Zawsze o siedemnastej jest tam pewien mężczyzna, wysoki i postawny,
zwykle w dresach i czarnej bluzie z kapturem naciągniętym na oczy. Będzie miał
dla ciebie paczkę, małą torebkę śniadaniową, w której znajduje się ważna dla
mnie rzecz. W zamian za nią ty dajesz mu drugą taką. Zwykła wymiana. Potem jak
gdyby nigdy nic wracasz do budy dajesz mi to co do mnie należy i wracasz do
siebie. Ja zapewniam ci ochronę. To znaczy. Gdy ktoś cię skrzywdzi lub pobiję
ja zrobię mu to samo. Wchodzisz w to? - zakończył oczekując odpowiedzi.
Zdradzały to uniesione do góry brwi.
- Co jest w tych paczkach? - zapytałem ciekawie. Skoro
miałem coś robić, to chyba musiałem wiedzieć, czym się będę zajmować.
- Tego na razie ci nie powiem. Ach, zapomniałem dodać...
Masz kategoryczny zakaz zaglądania do którejkolwiek, rozumiesz? - przecież i
tak tam zajrzę. Vegowie słyną z ciekawości. Więc chyba wiadomo. - Nawet o tym
nie myśl, sprawdzę to czy zaglądałeś, czy nie.~ Kurwa. ~ przekląłem w myślach ~ Aż tak moja mimika twarzy to zdradzała? Będę
musiał nad tym koniecznie popracować. ~ skarciłem siebie w myślach. Propozycja wydawała się być zachęcająca, ale
konsekwencje.... Ciekawe co mogło mi grozić za wyjście poza teren szkoły.
Wywalenie? To jest chyba był jedyny minus całej tej propozycji.
- Wchodzę w to. - odparłem po chwili zastanowienia, Phil
uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę na znak zawarcia ''paktu''.
- Cieszę się, bądź u mnie jutro o piętnastej. Zaprowadzę
cię, zapoznam z nim i takie tam. - powiedział, wstając - Zaparzyć ci herbaty? -
Co do...? Ja tu ledwo co nie zszedłem na zawał z nadmiaru emocji, a on właśnie
spytał się czy sobie z nim pogadam przy herbatce? Brzmiało kusząco.
- Chętnie. - jedyne, co mnie zastanawiało to to, gdzie
przyrządzi napoje, skoro nie było czegoś w rodzaju kuchni. Ku mojemu zdziwieniu
wciągnął telefon i w błyskawicznym tempie wybił numer
- To co zwykle dwa razy! - Powiedział szybko i oschle.
Zastanawiałem się, do kogo dzwonił. Czy mogła to być jakaś jego dziewczyna,
którą tak jak mnie "chronił", a może po prostu ogólnie podawali tu
różne napoje? Nie, to głupie. Spojrzałem na niego. Jego wyraz twarzy był
łagodny, znów wpatrywał się we mnie czarnymi jak smoła oczami. Swoją drogą pierwszy
raz takie widziałem. Mroczne i takie nienaturalne.
- Phil? - zacząłem powoli - Co grozi za opuszczanie terenu
szkoły? - spytałem otwarcie, bez żadnego skrępowania, odkąd zawarliśmy coś w
stylu rozejmu. Zamyślił się na chwilę i powiedział
- Jak nie dasz się przyłapać to nic, jednak kiedy już
wpadniesz dostajesz szlaban.~ Nie! Tylko nie to! ~Jeśli miało być tak, jak w starej szkole, to ja dziękuję,
postoję
~San Diego pół roku temu~
,,- Vega! Co ty robisz?! Rozkwasiłeś koledze nos! I jeszcze
śmiesz mi się stawiać! - Krzyczał gruby, prosiakowaty facet. Jego
twarz wyrażała złość, a pulsująca na czole żyłka utwierdzała tylko w tym
przekonaniu. Trzymał rękę na ramieniu chłopaka, któremu z nosa leciała krew.
- Zapłacisz mi za to, gnojku! - wykrzyknąłem.
- Vega do cholery! Nie widzisz, co narobiłeś?! Jeszcze
śmiesz mu grozić w mojej obecności?! Do mojego gabinetu, już! - warknął
prowadząc rannego ucznia z pewnością w kierunku gabinetu higienistki. Omiotłem
wzrokiem korytarz, po lewej stronie stało sporo uczniów w półkolu, przyglądali
się całemu zdarzeniu
- Koniec przedstawienia! Wypierdalać! - krzyknąłem na
zgromadzonych i włożywszy ręce do kieszeni czarnych, dresowych spodni, obrałem
kierunek gabinetu prosiaka. Po niecałej minucie stanąłem przed obitymi na
fioletowo drzwiami.
- Wchodź, Vega! - Usłyszałem chrumkanie za sobą... To z
pewnością dyrektor.
Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Pomieszczenie było
małe, na lewej ścianie wisiał gigantyczny obraz przedstawiający dawnego
dyrektora, a na prawej dużych rozmiarów plazma. Ściany gabinetu pomalowane były
na oczojebny zielony. Jak ten knur tu wytrzymywał? Dyro zajął miejsce za
biurkiem na skórzanym fotelu, a mi przypisane było drewniane krzesło, które z
pewnością stało kiedyś w którejś klasie. Przeszedłem dwa kroki po czerwonym
dywanie i usiadłem. Dość często tu gościłem.
- Więc Vega zostajesz dziś po lekcjach i razem z dwoma, jak
na razie osłami i rozrabiakami sprzątasz halę sportową oraz stołówkę. Jeszcze
jeden taki wybryk, a wylatujesz ze szkoły, bez żadnego ''ale''. Reszty na temat
twojego szlabanu dowiesz się w sekretariacie. Żegnam! - Krzyknął pokazując mi
ręką drzwi. Westchnąłem. Znowu szlaban. Który to raz już w tym tygodni? Chyba
trzeci"
Kiedy sobie przypominałem minę starego dyrektora, jak składałem papiery o
rezygnacji ze szkoły, za każdym razem chciało mi się śmiać
- Halo Alex, mówię do ciebie! - z zamyślenia wyrwał mnie
rozbawiony głos Phila, omiotłem go oszołomionym spojrzeniem i zakodowałem, że
odpłynąłem na dobre kilka minut.
- C...Co prze... Przepraszam. Odpłynąłem. - Wydukałem,
przyznając się do niesłuchania go.
- Właśnie widzę. - Odparł rozbawiony. - Mówił...-- Przerwało
mu pukanie do drzwi- O herbata przyszła.- Wstał i poszedł otworzyć.
~~~~~~~~
Drugi rozdział za nami, przepraszam za to że taki krótki,
ale obiecuję następny będzie dłuższy i bardziej dopracowany. Tak wiem,
wspomnienie Alexa z starej szkoły wygląda jak wstawione na ostatnią chwilę ale
tak naprawdę to napisałam je pierwsze. Taki miałam plan, żeby wyglądał jak
niedopracowany.W tym rozdziale nie dzieje się może dużo , ale w następnym sporo
się dowiecie.
Pozdrawiam
Beta: Riwarz Riwarzewski
Blog Bety: Czwarty
Grzech
- Puść. - powiedział
drżącym głosem.
Patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie chciałem mu
zrobić krzywdy, więc poluźniłem uścisk. Jednak on nie zmienił wyrazu twarzy.
- Jak odszczekasz tę ''księżniczkę''.- powiedziałem
spokojnie, a jego morda wygięła się w złośliwy uśmiech przepełniony bólem.
- Nigdy! - rzekł, jednak po chwili tego pożałował.
Złapałem go mocniej i przycisnąłem do ściany. Kolano
wepchnąłem między jego uda a twarz przybliżyłem do jego. Z boku wyglądało to
zapewne tak, jakbym chciał go pocałować, ale nie zrobiłbym tego. Nie podniecali
mnie faceci. Mimo tego, że wydawał się być cholernie przestraszony, oblizał
zachęcająco usta. Nie wiedząc co zrobić, puściłem go i wycofałem się.
Zareagował śmiechem.
- Widzę, że księżniczka jest sto procent hetero. - mówił
cicho z nutą ironii. Niby się śmiał, ale w jego głosie nadal było słychać
strach. Rozcierając nadgarstki, znów rzucił się na łóżko.
- Ty pierdolony chuju! - krzyknąłem i po raz kolejny miałem
go zaatakować, kiedy potknąłem się o pasek mojej torby szkolnej, którą
najwyraźniej wcześniej położyłem byle jak akurat w tym miejscu. Czarny na ten
widok zareagował jeszcze większym śmiechem.
- Księżniczko, pomogę Ci wstać.- rzucił się ochoczo na
pomoc. Ukląkł na jednym z poranionych kolan i cicho syknął, jednak nie
powstrzymało go to od dalszego wkurwiania mnie. Podał mi rękę.
- Spierdalaj. I radzę ci się lepiej zamknąć w łazience, bo
gdy wrócę, to na pewno się z tobą policzę! - warknąłem i nie zwracając
uwagi na Czarnego, opuściłem pokój.
Byłem tu od kilku
godzin, a miałem już dość wszystkiego i wszystkich. Powoli ruszyłem korytarzem,
po którym kręciło się kilku uczniów. Czerwone lampy wiszące na suficie nadawały
holowi mrocznego klimatu. Szedłem i szedłem, aż w pewnym momencie moją uwagę
przykuła tablica z ogłoszeniami. Wśród ogłoszeń typu ''Zgubiłem telefon'' albo
''Miły chłopcze z niebieskimi włosami odezwij się do wspaniałej dziewczyny ze
stołówki''. W końcu znalazłem to, co mnie interesowało. Plan piętra oraz
szkoły. Korytarz miał kształt litery ''L'', a pokoje były ponumerowane w dziwny
sposób: 470.472.479.475... Popieprzone to jakieś, z resztą, cała ta buda była
popieprzona. Rozejrzałem się. Ani po lewej, ani po prawej stronie nikogo nie
ujrzałem. Szybkim ruchem zerwałem kartkę i włożyłem ją do kieszeni, później
wszystko ogarnę. Jakoś trafię do pokoju Phila. Nie minęły dwie minuty, a już
stałem przed odpowiednimi drzwiami. Nie chciałem tam iść, bo przeczuwałem, że
to się źle skończy. Przecież gdy się zgodzę, to cały mój plan wyrwania boskiej
laski legnie w gruzach, gdyż całe dnie będę spędzał nad książkami. O Matuchno!
Zostało mi pięć minut. Jeśli teraz czegoś nie wymyślę, to będę w czarnej dupie.
A nie lubię być w dupie. Ani nic swojego do niej wkładać. Kręciłem się nerwowo
po korytarzu. Trzy minuty. Kurwa mać!
- Ej, szukasz guza? - zapytał jakiś przerośnięty gimbus,
który tak po prostu wyrósł tuż za mną. Był dużo wyższy ode mnie. Czarne dresy
oraz szary T-Shirt mocno podkreślały jego budowę, a szerokie barki i umięśnione
ręce sygnalizowały, bym jednak jak najszybciej się stąd wyniósł. Był to
przykład typowego ''mięśniaka z dzielni''. Chciałem się wycofać, jednak
przypomniałem sobie, że jeśli teraz się poddam to będę obrywał przez cały rok.
Wcale, ale to wcale mi się to nie uśmiechało
- Nie - rzekłem
spokojnie, choć w ogóle spokojny nie byłem. Chłopak chwilę głupio się
uśmiechał.
- Wiesz, że jesteś na moim terenie? A na mój teren bez
pozwolenia się nie wchodzi. Lecz jeśli już się wejdzie to dostaje się wpierdol.
Więc albo zaraz ci wpierdolę, albo wypierdalaj! - Krzyknął. Zrobił to z
pewnością specjalnie, chcąc zwołać wszystkich i pokazać jaki jest super, bo
umiał bić słabszych od siebie. Cwel. W jednej chwili stało się tyle rzeczy, że
nawet nie zdążyłem mrugnąć. Gdy powoli analizowałem obecną sytuację, on
podszedł do mnie i wbijając mi kolano w brzuch, powalił na ziemię. Kiedy
zwijałem się z bólu, leżąc na twardej podłodze, z pokoju, do którego miałem
wejść, wypadł Phil jak poparzony i jednym ciosem zrobił to samo z moim oprawcą,
co on przed chwilą ze mną. Ciekawe skąd wiedział. Pewnie obserwował całe
zdarzenie przez dziurkę od klucza. Spod przymrużonych powiek obserwowałem
dokładnie jego poczynania, najpierw kopał go po brzuchu, a później całą piętą
stanął na jego palcach. Widziałem z jaką zaciętością kopie całe ciało mięśniaka,
ten mimo swojego strasznego wyglądu wił się z bólu i krzyczał.
- Phil, przestań. - powiedziałem, podnosząc się z ziemi,
nadal czując pulsowanie w miejscu, w które oberwałem, ale to w porównaniu z
tym, co Phil robił jemu, było sto razy lepsze od tego, co zafundował
mięśniakowi. Może i byłem okropny, lubiłem sobie zaczynać, ale nie lubiłem
robić innym krzywdy. Wolałem raczej zaczepki słowne niż fizyczne. Ale jeśli
przyszłoby co do czego, potrafiłem porządnie kogoś pobić, jednak - tak jak już
wcześniej to określiłem - znacznie wolałem ataki słowne.
-Spierdalać stąd! - krzyknął Dresiarz, zostawiając w
końcu chłopaka leżącego na podłodze. Z jego nosa leciała krew, a palce, na
których wcześniej Phil kilka razy stanął, zsiniały. Można było powiedzieć, że
zrobiło mi się go trochę szkoda, w końcu nic takiego mi nie zrobił, ale
dresiarz pokazał, iż mógłby być dobrym ochroniarzem. W całym tym zamieszaniu
nie zauważyłem grupki osób obserwujących to zdarzenie. Olałem ich, no bo
przecież nikt nie poleci na skargę, wiedząc na co było stać Phila. Nim się
spostrzegłem, zostałem wepchnięty do jego pokoju - Siadaj. - rzekł nadal lekko
poirytowany, pokazując na łóżko. Jego lokum było inne niż moje. Był to tylko
jeden mały pokoik z szafą, łóżkiem oraz biurkiem. Na jednej z szarych ścian
wisiał telewizor plazmowy. To był chyba jedyny szczegół, dzięki któremu można
było odróżnić to pomieszczenie od pokoju w psychiatryku. Po za drzwiami
wejściowymi, były jeszcze jedne które pewnie prowadziły do małej toalety
urządzonej w podobny sposób do tej w moim pokoju. Phil ręką wskazał mi łóżko, a
sam usiadł wprost mnie na krześle. - Boli? - zapytał z troską w głosie,
przechylając się lekko do przodu.
-Nie, już nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Co ci
grozi za uderzenie tego gościa, nie boisz się dyrektora? - zadałem pytanie,
chcąc trochę odbiec od zbliżającymi się wielkimi krokami tematu.
- To mój ojciec. - rzekł uśmiechając się smutno. Jedyne co
teraz odczuwałem to szok. Po pierwsze, nie wyglądał na syna dyrektora, a po
drugie, dlaczego zajmował pokój przypominający więzienie? Przecież powinien był
mieć mniej więcej taki jak mój. Coś konkretnego musiało być na rzeczy.- Kiedyś ci powiem-Wyprzedził moje pytanie.No cóż kiedyś się dowiem- A teraz przejdźmy do konkretów. -
powiedział, opierając się na krześle i zakładając ręce na piersi. Nie widać
było już po nim wcześniejszej zmiany humoru. - Namyśliłeś się? - dociekliwie
zapytał, unosząc brwi. Wiedziałem że nie uda mi się tego opóźnić.
- Powiedzmy, żeeee - przeciągnąłem, nie chcąc udzielić od
razu odpowiedzi. W końcu zawsze to jakiś dodatkowy czas na wymyślenie czegoś.
Przez chwilę milczałem. Spojrzałem za okno i przyszło olśnienie, jakbym tam
zobaczył podpowiedź. Jednak wcale tak nie było, dziwny zbieg okoliczności. -
Mam pewną propozycję.
- Lepszej od codziennego odrabiania pracy domowej w zamian
za obronę chyba nie ma, ale skoro nalegasz... Słucham. - oparł się na krześle,
ręce skrzyżował a nogi rozprostował. Wydawał się być bardzo wyluzowany w
porównaniu ze mną. Świdrował mnie wzrokiem, co mnie nieco peszyło i krępowało.
Odchrząknąłem, myśląc, że to go zniechęci do dalszego gapienia się na mnie, ale
się myliłem. ~Brawo Alex. Kurwa, brawo.Jesteś w dupie~Pomyślałem. Potarłem
ręce ze zdenerwowania i znów odchrząknąłem, tym razem patrząc na Phila.
- Proponuję... Zamianę - zacząłem niepewnie, skup się Alex,
skup się do cholery! Warknąłem do siebie w myślach. Chłopak siedzący kilka
kroków ode mnie wydawał się być niewzruszony. - Myślę że jest coś innego... Co
mógłbym robić w zamian za ''ochronę'"- zaproponowałem i jednocześnie pomyślałem
o tym, że po chuj mi była ta ochrona, skoro sam nieźle wyglądałem, miałem
trochę tych mięśni, a i kurs karate za sobą. Poradziłbym sobie. Ale jeśli zaatakowałoby mnie kilku mięśniaków takich, jak ten przed drzwiami, nie dałbym
rady, to chyba logiczne. Dwóch na jednego to banda łysego. A tak jak już kilka
razy wspomniałem, wolałem przemoc słowną.
- Jest coś takiego. - z zamyślenia wyrwał mnie głos
dresiarza. Siedział teraz oparty łokciami o kolana, jednak wzrokiem nadal mnie
wertował. - Ale ostrzegam, to będzie coś znacznie cięższego niż odrabianie
pracy domowej. - przełknąłem głośno ślinę, jednak nie przerywałem mu, gdyż
chciałem wysłuchać do końca. - Zadanie wykonywałbyś tylko dwa razy w tygodniu.
- na chwilę zamilkł nadal obserwując mnie bacznie. - Lub raz, będzie to
zależało od mojego humoru oraz stanu. - propozycja wydawał się być kusząca, choć
nie znałem szczegółów.
- Co miałbym robić? - zapytałem kiedy przez kilkanaście
sekund nie kontynuował, z pewnością czekając na jakiś mój ruch.
- Tak jak już wspomniałem, raz lub dwa razy w tygodniu
wychodziłbyś poza teren szkoły.Nieopodal niej jest mały
park. Zawsze o siedemnastej jest tam pewien mężczyzna, wysoki i postawny,
zwykle w dresach i czarnej bluzie z kapturem naciągniętym na oczy. Będzie miał
dla ciebie paczkę, małą torebkę śniadaniową, w której znajduje się ważna dla
mnie rzecz. W zamian za nią ty dajesz mu drugą taką. Zwykła wymiana. Potem jak
gdyby nigdy nic wracasz do budy dajesz mi to co do mnie należy i wracasz do
siebie. Ja zapewniam ci ochronę. To znaczy. Gdy ktoś cię skrzywdzi lub pobiję
ja zrobię mu to samo. Wchodzisz w to? - zakończył oczekując odpowiedzi.
Zdradzały to uniesione do góry brwi.
- Co jest w tych paczkach? - zapytałem ciekawie. Skoro
miałem coś robić, to chyba musiałem wiedzieć, czym się będę zajmować.
- Wchodzę w to. - odparłem po chwili zastanowienia, Phil
uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę na znak zawarcia ''paktu''.
- Cieszę się, bądź u mnie jutro o piętnastej. Zaprowadzę
cię, zapoznam z nim i takie tam. - powiedział, wstając - Zaparzyć ci herbaty? -
Co do...? Ja tu ledwo co nie zszedłem na zawał z nadmiaru emocji, a on właśnie
spytał się czy sobie z nim pogadam przy herbatce? Brzmiało kusząco.
- Chętnie. - jedyne, co mnie zastanawiało to to, gdzie
przyrządzi napoje, skoro nie było czegoś w rodzaju kuchni. Ku mojemu zdziwieniu
wciągnął telefon i w błyskawicznym tempie wybił numer
- To co zwykle dwa razy! - Powiedział szybko i oschle.
Zastanawiałem się, do kogo dzwonił. Czy mogła to być jakaś jego dziewczyna,
którą tak jak mnie "chronił", a może po prostu ogólnie podawali tu
różne napoje? Nie, to głupie. Spojrzałem na niego. Jego wyraz twarzy był
łagodny, znów wpatrywał się we mnie czarnymi jak smoła oczami. Swoją drogą pierwszy
raz takie widziałem. Mroczne i takie nienaturalne.
- Phil? - zacząłem powoli - Co grozi za opuszczanie terenu
szkoły? - spytałem otwarcie, bez żadnego skrępowania, odkąd zawarliśmy coś w
stylu rozejmu. Zamyślił się na chwilę i powiedział
~San Diego pół roku temu~
,,- Vega! Co ty robisz?! Rozkwasiłeś koledze nos! I jeszcze
śmiesz mi się stawiać! - Krzyczał gruby, prosiakowaty facet. Jego
twarz wyrażała złość, a pulsująca na czole żyłka utwierdzała tylko w tym
przekonaniu. Trzymał rękę na ramieniu chłopaka, któremu z nosa leciała krew.
- Zapłacisz mi za to, gnojku! - wykrzyknąłem.
- Vega do cholery! Nie widzisz, co narobiłeś?! Jeszcze
śmiesz mu grozić w mojej obecności?! Do mojego gabinetu, już! - warknął
prowadząc rannego ucznia z pewnością w kierunku gabinetu higienistki. Omiotłem
wzrokiem korytarz, po lewej stronie stało sporo uczniów w półkolu, przyglądali
się całemu zdarzeniu
- Koniec przedstawienia! Wypierdalać! - krzyknąłem na
zgromadzonych i włożywszy ręce do kieszeni czarnych, dresowych spodni, obrałem
kierunek gabinetu prosiaka. Po niecałej minucie stanąłem przed obitymi na
fioletowo drzwiami.
- Wchodź, Vega! - Usłyszałem chrumkanie za sobą... To z
pewnością dyrektor.
Otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Pomieszczenie było
małe, na lewej ścianie wisiał gigantyczny obraz przedstawiający dawnego
dyrektora, a na prawej dużych rozmiarów plazma. Ściany gabinetu pomalowane były
na oczojebny zielony. Jak ten knur tu wytrzymywał? Dyro zajął miejsce za
biurkiem na skórzanym fotelu, a mi przypisane było drewniane krzesło, które z
pewnością stało kiedyś w którejś klasie. Przeszedłem dwa kroki po czerwonym
dywanie i usiadłem. Dość często tu gościłem.
- Więc Vega zostajesz dziś po lekcjach i razem z dwoma, jak
na razie osłami i rozrabiakami sprzątasz halę sportową oraz stołówkę. Jeszcze
jeden taki wybryk, a wylatujesz ze szkoły, bez żadnego ''ale''. Reszty na temat
twojego szlabanu dowiesz się w sekretariacie. Żegnam! - Krzyknął pokazując mi
ręką drzwi. Westchnąłem. Znowu szlaban. Który to raz już w tym tygodni? Chyba
trzeci"
- Halo Alex, mówię do ciebie! - z zamyślenia wyrwał mnie
rozbawiony głos Phila, omiotłem go oszołomionym spojrzeniem i zakodowałem, że
odpłynąłem na dobre kilka minut.
- C...Co prze... Przepraszam. Odpłynąłem. - Wydukałem,
przyznając się do niesłuchania go.
- Właśnie widzę. - Odparł rozbawiony. - Mówił...-- Przerwało
mu pukanie do drzwi- O herbata przyszła.- Wstał i poszedł otworzyć.
~~~~~~~~
Drugi rozdział za nami, przepraszam za to że taki krótki,
ale obiecuję następny będzie dłuższy i bardziej dopracowany. Tak wiem,
wspomnienie Alexa z starej szkoły wygląda jak wstawione na ostatnią chwilę ale
tak naprawdę to napisałam je pierwsze. Taki miałam plan, żeby wyglądał jak
niedopracowany.W tym rozdziale nie dzieje się może dużo , ale w następnym sporo
się dowiecie.
Pozdrawiam
Zapowiada się... ciekawie. Pisz(cie?) dalej, z chęcią poczytam :)
OdpowiedzUsuńTak, piszemy dalej. Jutro około 20 możesz się spodziewać kolejnego rozdziału ;) ~Himana
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam ;))
OdpowiedzUsuń