Beta: Riwarz Riwarzewski
Blog Bety: Czwarty Grzech
Od pięciu minut czekałem na tę babę z sekretariatu, która poszła po
klucz do mojego nowego, tymczasowego pokoju i na plan lekcji obowiązujący mnie
w tym semestrze. Zacznijmy od tego, że przeprowadziłem się tu w połowie roku
szkolnego, bo moja mamusia postanowiła sobie znaleźć bogatego fagasa
spełniającego jej każdą zachciankę. Polubiłem tego gościa, ale nie mogłem
mieszkać z nimi, bo, po pierwsze nie chciałem obciążać jego budżetu - który
swoją drogą jest dosyć spory - a po drugie, nie miałem zamiaru przebywać z
matką, która poza pieniędzmi i czubkiem swojego nosa nie widziała nic więcej.
Współczuję Rogerowi, ale to dzięki niemu teraz znajdowałem się tu w szkole,
gdzie uczniowie mieszkali i to w każdym tego słowa znaczeniu. Otrzymują na
początku roku klucz do jednego z pokoi i zatrzymują go do końca edukacji.
Po dobrych dziesięciu minutach z jednego z wejść sąsiadujących z
zielonym, klaustrofobicznym sekretariatem, w którym obecnie przebywałem,
wychyliła się niska kobieta. Nie była jakoś zbytnio urodziwa, jej czarne włosy
opadały lekko na plecy, a zielone oczy iskrzyły się radośnie. Jasna cera
świetnie komponowała się z malinowymi ustami. Na białej koszuli, którą miała na
sobie, widniała plakietka z jej imieniem i nazwiskiem oraz zdjęciem. Wzrok
miałem dobry, ale musiałem się przyjrzeć dobrze, aby odczytać napis.
Beta: Riwarz Riwarzewski
Blog Bety: Czwarty Grzech
Od pięciu minut czekałem na tę babę z sekretariatu, która poszła po
klucz do mojego nowego, tymczasowego pokoju i na plan lekcji obowiązujący mnie
w tym semestrze. Zacznijmy od tego, że przeprowadziłem się tu w połowie roku
szkolnego, bo moja mamusia postanowiła sobie znaleźć bogatego fagasa
spełniającego jej każdą zachciankę. Polubiłem tego gościa, ale nie mogłem
mieszkać z nimi, bo, po pierwsze nie chciałem obciążać jego budżetu - który
swoją drogą jest dosyć spory - a po drugie, nie miałem zamiaru przebywać z
matką, która poza pieniędzmi i czubkiem swojego nosa nie widziała nic więcej.
Współczuję Rogerowi, ale to dzięki niemu teraz znajdowałem się tu w szkole,
gdzie uczniowie mieszkali i to w każdym tego słowa znaczeniu. Otrzymują na
początku roku klucz do jednego z pokoi i zatrzymują go do końca edukacji.
Po dobrych dziesięciu minutach z jednego z wejść sąsiadujących z
zielonym, klaustrofobicznym sekretariatem, w którym obecnie przebywałem,
wychyliła się niska kobieta. Nie była jakoś zbytnio urodziwa, jej czarne włosy
opadały lekko na plecy, a zielone oczy iskrzyły się radośnie. Jasna cera
świetnie komponowała się z malinowymi ustami. Na białej koszuli, którą miała na
sobie, widniała plakietka z jej imieniem i nazwiskiem oraz zdjęciem. Wzrok
miałem dobry, ale musiałem się przyjrzeć dobrze, aby odczytać napis.
Sekretarka
Joanna Dobb
Z jej perspektywy musiało wyglądać dziwnie, gdy siedemnastoletni
chłopiec gapił się na jej cycki. Ech, trudno, ja też ma miałem swoje potrzeby.
- Proszę bardzo. - powiedziała miłym i melodyjnym głosem,
wyciągając do mnie rękę z kluczem, który miał wyryte trzy cyfry. 4 8 3. Z
pewnością był to numer mojego tymczasowego lokum. W drugiej ręce trzymała plan
lekcji.
- Dziękuję. - odparłem i już miałem
wyjść, kiedy kobieta powiedziała:
- Klasa IIa ma obecnie czas wolny i
możesz iść do pokoju. Lepiej jedź windą, bo znajduje się on na piętnastym
piętrze.
Co?! Że ja mam latać
codziennie po kilka razy na piętnaste piętro do pokoju? Chyba śnią, nie po to
błagałem Rogera, aby mnie przepisał do tej szkoły, żeby teraz pokonywać dystans
godny maratończyka, by dostać się do swojego azylu. Spojrzałem na nią z żądzą
mordu w oczach, na co ona się uśmiechnęła. Zabrałem dwie torby na kółkach,
które stały obok mojej lewej nogi i zarzuciłem gitarę na ramię.
Czasami lubiłem sobie pograć. Rozluźniało mnie to. Swoją drogą, dostałem
ją od biologicznego ojca, którego bardzo kochałem. Niestety zmarł dwa lata
temu. Za każdym razem, gdy brałem ją w rękę i przejeżdżałem palcem po jej
napiętych strunach, widziałem go przed oczami. Wiem, że miał jedno marzenie;
chciał aby jego syn był sławnym gitarzystą, dobrego rockowego zespołu.
Obiecałem sobie iż zadbam o to, aby jego pragnienie kiedyś się spełniło. Eh,
wspomnienia.
Z tego wszystkiego zapomniałem, że stałem w progu sekretariatu i jak ten
debil gapiłem się w nieokreślony punkt. Zarumieniłem się lekko i nie spiesząc
się, ruszyłem do windy, która znajdowała się na wprost mnie. Nacisnąłem guzik i
rozejrzałem się po korytarzu. Był wyłożony jasnymi płytkami, na kremowych
ścianach wisiały dyplomy, a po drugiej stronie stały kolorowe szafki, które
pewnie należały do gimnazjalistów. Między nimi dało się zauważyć drzwi do
gabinetu dyrektora i pokoiku nauczycielskiego.
Kiedy winda się otworzyła, ze smutkiem stwierdziłem, że miałem
towarzystwo. Cholera. W lewym rogu stał chłopak mojego wzrostu, jego krótkie,
czarne włosy sterczały we wszystkie strony, a ubrania o rozmiar za duże
nadawały mu wygląd typowego dresa.Wkroczyłem do windy i naciskając guzik z
numerem 15, stanąłem po przeciwnej stronie chłopaka.
- Siema. - powiedział grubym, zimnym i
męskim głosem. Mówił to tak obojętnie, jakby sam do siebie gadał.
- Cześć. - odparłem, również od
niechcenia. Myślałem, że na tym się zakończy, ale on ciągnął rozmowę dalej.
- Nowy?
- Jak widać. - odpowiedziałem,
poprawiając gitarę na ramieniu.
Na chwilę zapadła cisza, a moment później winda się zatrzymała.
Spojrzałem na panel z przyciskami i stwierdziłem, że stoimy na dziewiątym
piętrze. Jednak przez szybkę w drzwiach widać było tylko ciemną ścianę. No nie!
Już pierwszego dnia spotkało mnie coś takiego.
- Chyba utknęliśmy. - rzekł spokojnie,
jakby nic się nie stało. Oparł się o ścianę i wciągnął papierosa. Gdy tylko dym
dotarł do moich nozdrzy, zakasłałem. Nie paliłem, a sam zapach mnie odrzucał.
Spojrzałem na niego tym samym wzrokiem, jakim wcześniej obdarzyłem sekretarkę,
ale on, tak jak wcześniej, stał niewzruszony.
- Tak w ogóle to jestem Phil. - rzekł
wyciągając do mnie rękę. Spojrzałem na nią niepewnie, ale po chwili uścisnąłem
ją i powiedziałem:
- Alex. Miło mi. - chwilę ściskałem jego
dłoń, patrząc mu w błękitne oczy i uśmiechając się lekko. Gdy już ją puściłem
oparłem się o ścianę windy.
- Grasz? - zapytał, patrząc na futerał z
gitarą. Pokiwałem potwierdzająco głową.
- Od kilku lat.
Rozmowa nam się w ogóle nie kleiła, ale
co się dziwić, skoro dopiero się poznaliśmy. Znów w windzie zapanowała cisza.
- Wiesz, polubiłem cię... - powiedział, wypalając papierosa i rzucając
go na podłogę.~No kurwa ciekawe jak skoro znasz mnie od trzech minut?!~Pomyślałem. To dziwne, że komuś ktoś może się spodobać po krótkiej kulturalnej wymianie zdań.- Wydajesz się być spoko, jeśli chcesz to mogę zapoznać cię z ziomkami,
znam tu wszystkich, a wszyscy znają mnie. Jak będziesz się trzymał ze mną, nikt
cię nie tknie.
Mówił powoli i niebezpiecznie zbliżał się do mnie. Nie miałem pola
manewru, tu ściana, tam ściana, a przede mną typowy dres. Gdy on przybliżał się
do mnie, ja odruchowo cofałem się do tyłu. Wpadłem na ścianę, a on doskoczył do
mnie i położył ręce na moich biodrach.
- Zgadzasz się? Ale wiesz nic za darmo...
- powiedział cicho.
Spojrzałem w jego błękitne tęczówki i od
razu tego pożałowałem. Paliło się w nich pożądanie. Jego krocze ocierało się o moje, a ja...
Ja się kurwa podnieciłem! Wielki Alex Vega stał właśnie w zepsutej windzie z
napalonym dresem, którego poznał przed kilkoma minutami i z każdą sekundą jego penis robi się twardy. Tak, bez dwóch zdań to zdecydowanie było moje marzenie! ~Ratunku!~ Krzyknąłem w myślach
- Phi... - nie dokończyłem, bo z góry
ktoś zawołał.
- Jest tam ktoś?!
Dres odskoczył ode mnie i stanął w bezpiecznej odległości. Boże dziękuję
Ci, że jednak mnie trochę lubisz. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy klapa nad
moją głową się otworzyła.
- Nic wam nie jest? - zapytał facet,
którego twarzy nawet nie widziałem ze względu na czarną maź, którą był
wysmarowany. Pokręciłem głową przecząco, a Phil cicho prychnął. Z początku
myślałem, że mogę go polubić ale po tym wybryku zmieniłem zdanie o nim.
***
- Alex zaczekaj! - zawołał dres,
kiedy już wyszliśmy z windy.
Od razu skierowałem kroki ku schodom.
Okazało się, że winda się zepsuła i nie będzie działać przez najbliższy
tydzień, co znaczyło, iż będę musiał codziennie pokonywać kilometry. Nadal
byłem zły na Phila za to, co próbował zrobić w windzie. Jeśli myślał, że za
pierdzieloną ochronę dałbym się spedalić to się grubo mylił. Pokazałem mu
fuck'a i dalej szedłem przed siebie, ale
on wcale nie miał zamiaru odpuścić.
- Czego nie rozumiesz w słowie
''spierdalaj''?! - krzyknąłem kiedy podbiegł do mnie i zrównał ze mną krok.
- Alex... posłuchaj... - rzekł stanowczo
i złapawszy mnie za nadgarstek, pociągnął w stronę drzwi do jakiejś ubikacji.
Jedyne, co zakodowałem, to zamykające się
drzwi jednej z kabin i mnie, pchniętego na ścianę. Znów ta sama popierdolona
sytuacja bez wyjścia. Zajebiście!
- Alex, ja na prawdę nic nie chciałem ci
zrobić.
Taaa, akurat. Wywróciłem oczami i
odwróciłem głowę w drugą stronę tak, aby nie wiedzieć jego twarzy.
- Słuchaj zaproponowałem w windzie
uczciwy układ, w zamian za ochronę ty...
- Miałbym Ci dawać dupy... Od razu mówię
nie! - przerwałem mu w połowie zdania.
Nadal na niego nie patrzyłem, ale kiedy
usłyszałem jego śmiech, który na sto procent nie był wymuszony, skierowałem
wzrok na niego.
- Ty serio myślałeś o tym? -
wydusił z siebie, gdy przestał się śmiać, a ja mimowolnie spłonąłem rumieńcem,
co wywołało u Phila jeszcze większą salwę śmiechu.
Usiadł na zamkniętym kiblu i biorąc
głęboki wdech, powiedział:
- Chodziło mi o codzienne odrabianie
lekcji, wyglądasz mi na takiego kogoś, kto nie kujoni, ale ma trochę w głowie.
Prychnąłem, zakładając ręce na piersi.
- Tak w ogóle to ile ty masz lat? -
zapytałem z nadzieją, że jeśli jest starszy, ominie mnie to i da mi jakieś inne
zadanie.
- Chodzę do IIa - odparł spokojnie,
jednak uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy.
"Kurwa!" zakląłem w myślach.
Chodzi ze mną do klasy, gorzej być nie mogło?
- Z tego co wiem, ty też.- powiedział,
wyciągając ku mnie rękę z planem lekcji, który z pewnością zgubiłem.
- Masz czas na zastanowienie się do
dwudziestej pierwszej, jeśli się zgodzisz, przyjdź do pokoju 360, a jeśli nie,
to lepiej szykuj sobie zimne okłady, bo jesteś teraz łatwym celem dla wilków.
Powiedziawszy to, wstał i niby
przypadkiem otarł się o mnie kolanem, pewnie widział moją reakcję w windzie,
ale aktualnie było to najmniej ważne. Teraz to ja miałem poważny problem. Co za
popierdzielona szkoła. Usiadłem na kiblu i wyciągnąłem gitarę z futerału i nie
zwracając uwagi na to, że ktoś się dobija, zacząłem grać.
***
Wdrapałem się na szczyt schodów i cały spocony stanąłem przed drzwiami
mojego nowego "domu". Włożyłem klucz do zamka dębowych drzwi. Powoli
go przekręciłem i usłyszałem cichy zgrzyt. Nabierając powietrza w płuca,
nacisnąłem klamkę.
Aż szeroko otworzyłem oczy z zachwytu, kiedy tylko przekroczyłem próg. Mały,
zielony salon, na którego centrum stała czarna kanapa, a na wprost niej
telewizor. Po jednej stronie było ogromne okno, a po drugiej wielki regał
zapełniony przeróżnymi książkami. Powoli ruszyłem do okna. W związku z tym, że
pokój znajdował się na piętnastym czyli ostatnim piętrze budynku, widok musiał
być zniewalający.
I tak było. Los Angeles w samo południe, niby miasto pełne wieżowców i
gwiazd, które nie miały co robić z pieniędzmi, a z drugiej strony, piękne,
zielone, zadbane. Mieszkając w Chicago nie wyobrażałem sobie, że w takim
wielkim mieście w środku dnia może być taki mały ruch.
Chwilę tak stałem, gapiąc się na człowieka z aparatem, który próbował
zrobić zdjęcie jakiejś dziewczynie. Odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem
do drzwi prowadzących do sypialni. Stały tam dwa łóżka. Jedno pod ścianą, a
drugie pod oknem. Między nimi było przejście, dało się też zauważyć dwa biurka
i taką samą ilość szaf. Błękitny kolor ścian nadawał pomieszczeniu ciepłego
klimatu. Jednak nie to przykuło moją uwagę, lecz czarne ubrania które leżały na
łóżku od ściany.
Były to ciuchy typowe dla metalowca. Szara koszulka z nadrukiem jakiegoś
zespołu i czarne rurki. Na szafce nocnej leżały pieszczochy i bransolety oraz
wisiorek z kryształkiem przypominającym kroplę krwi, a także czarne cienie do
powiek. Jeśli miałem lokatora i on tak się ubierał, to niech się liczy z tym,
że nie będę go tolerował.
Odwróciłem się na pięcie z zamiarem pójścia po torby, a gdy tylko to
zrobiłem, zamarłem z przerażenia. Nie dlatego, że było tak fatalnie czy coś,
tylko dlatego, że w przejściu z kimś się zderzyłem.
Przede mną stał chłopak mojego wzrostu, który swoją drogą był całkiem
przystojny. STOP. Czekaj... Czy ja właśnie pomyślałem o kolesiu w ten sposób?!
Chyba mi odpierdalało i to na całej linii. To pewnie przez Phila i jego
homosiowate aluzje. Żeby tylko do końca mnie nie spedalił.
Właśnie! Dresiarz... muszę pomyśleć nad odpowiedzią dla niego. Ale
wracając do tematu "nieznajomego", który śmiał wtargnąć do mojego
azylu; był ubrany na czarno, dokładnie w takie same ciuchy, jakie widziałem na
jednym z łóżek, tylko z innymi nadrukami. Jego nienaturalna blada twarz
świetnie komponowała się z czarnymi oczami,
które dokładnie mnie obserwowały. Zauważyłem, że ma na sobie lekki makijaż.
Lewy bok miał wygolony, jednak było widać, że ścinał je dawno, ponieważ nie
były to igiełki. Czarna grzywa po samą brodę zakrywała prawe oko, a włosy po
tej samej stronie sięgające prawie do ramion, sterczały w nieładzie.
- Co ty tu robisz? - zapytałem po
dokładnym przyjrzeniu mu się.
- O to samo mógł bym zapytać ciebie. -
odparł nieco wysokim, ale wciąż męskim głosem. Przez chwilę mierzyliśmy się
wzrokiem.Wkurzało mnie to już, że każdy robił sobie ze mnie takie dziecko,
które nic nie potrafiło i nie mogło z nikim rywalizować.
- Gadaj! Co robisz w moim pokoju?! - nie
wytrzymałem i podniosłem głos. Ku mojemu zdziwieniu on uśmiechnął pogardliwie.
- W twoim? Chyba ci się coś pomyliło! -
~ O nie, proszę, tylko nie to. Nie mówcie
mi, że mam mieszkać z tym dziwakiem do końca nauki. ~ pomyślałem, wyraźnie się
krzywiąc. - Chyba, że... Ty jesteś ten nowy, co w kiblu na gitarze grał? -
Szkoła liczy prawie tysiąc uczniów a wieści rozchodzą się lotem
błyskawicy.
Spojrzałem na niego, a on podniósł pytająco brew. Nie przypadł mi do
gustu, jego wygląd mnie odrzucał. Przypominał typowego metalowego pedałka,
który ma wyjebane na innych i widzi tylko siebie. Wydawał się być skryty i
zamknięty w sobie, a widoczna gołym okiem niedowaga, tak jakby potwierdzała
moje przypuszczenia.
- A nawet jeśli, to co?!- zapytałem
chamsko.
- Nic. - rzekł spokojnie, mimo tego, że
teraz powinien był mi przywalić albo wydrzeć się. Wzruszył ramionami i wymijając
mnie, podszedł do szafy wyciągając z niej dwa puste wieszaki.
- Zdaje się, że zostaliśmy
współlokatorami.- powiedział cicho z lekkim, szelmowskim uśmiechem goszczącym
na twarzy. Powoli zaczął wieszać ubrania na wieszakach.
- Zajebiście! - syknąłem i zostawiając
go, poszedłem obejrzeć ostatnie pomieszczenie.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi, zobaczyłem łazienkę. Ciekawe, czy każdy
pokój miał takie wygody, czy tylko mój... Przepraszam, nasz. Mój i... no
właśnie, jak temu dziwakowi było na imię? Z tego co zapamiętałem, Phil znał tu
każdego, więc jego pewnie też. Kiedyś będę musiał go o to zapytać, bo na pewno
nie podejdę do czarnego i nie powiem "Cześć, jestem Alex, zostańmy
przyjaciółmi."
Rozejrzałem się po łazience, która była normalnie urządzona: prysznic,
wanna, toaleta oraz umywalka, a nad nią ogromne lustro. Nic specjalnego.
Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że nie pójdę już dziś na lekcje.
Dochodziła piętnasta, więc do spotkania z Philem miałem jeszcze sześć godzin.
Jeśli się zgodzę, będę musiał odrabiać lekcje za dwoje i nie będę miał w ogóle
chwili dla siebie, a jeśli się nie zgodzę... Codzienny wpierdol. Wcale mi się
nie uśmiechało. A może go jakoś przekupić? Tylko jak i czym? Pieniądze raczej
nie wchodzą w grę, bo to szkoła dla bogatych. Ciekawe czy ktoś był jeszcze w
takiej dupie jak ja, czy byłem jedyny...
***
Kiedy już przełożyłem wszystkie swoje rzeczy do szafy i
na chwilę się położyłem, usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi
zamkniętych na klucz. Po chwili w salonie rozległ się brzdęk tłuczonego szkła.
- Kurwa! - zaklął Czarny gdzieś z głębi
mieszkania.
Powoli się podniosłem, założyłem popielate trampki i ruszyłem w
kierunku, z którego dochodziły odgłosy. Dziwak klęczał na podłodze i powoli
zbierał szkło z rozbitej ramki, która wisiała nad drzwiami wejściowymi. Swoją
drogą, jaki geniusz ją tam powiesił?
- Pokaleczysz sobie kolana. -
powiedziałem, opierając się o futrynę.
Wzruszył ramionami i dalej wykonywał
zaczętą czynność. Denerwował mnie i to nawet bardzo. Sam jego wygląd sprawiał, że miałem
mu ochotę przywalić. O charakterze nawet nie chciałem wspominać, dużo z nim nie
rozmawiałem, ale wystarczyła krótka wymiana zdań, żebym mógł sobie wyrobić o
nim mniemanie. Stałem tak jakieś pięć minut i dokładnie go obserwowałem. Gdy
podniósł się, aby wyrzucić szkło, zobaczyłem, że jego czarne rurki są
porozcinane na kolanach, a z ran sączyła się krew.
- Mówiłem?
Znów tylko wzruszył ramionami i
powędrował do łazienki. Wróciłem do łóżka i usiadłem na nim z zamiarem
przemyślenia kilku spraw. Godzina, w której miałem spotkać się z Philem
zbliżała się nieubłaganie. Jednak kiedy spojrzałem na zegarek stwierdziłem, iż
nie było czasu na duperele. Wyciągnąłem z szafy poprzecierane na kolanach
jeansy oraz fioletową koszulę w czarną kratkę i ruszyłem w kierunku łazienki.
Zapukałem, a gdy nie otrzymałem odpowiedzi, powtórzyłem czynność, jednak i tym
razem z takim samym skutkiem. Nacisnąłem klamkę, a ta, ku mojemu zdziwieniu,
ustąpiła.
- Powiedziałem proszę? - zapytał
spokojnie Czarny zmywając makijaż z twarzy.
- Długo jeszcze będziesz tu siedział?
Spieszy mi się. - powiedziałem, nie zwracając uwagi na jego pytanie.
- Możesz się myć, ubierać czy co tam
chcesz robić, nie przeszkadza mi to, wiele razy widziałem facetów nago.
Nie dość, ze dziwak to do tego gej.
Jakieś combo czy co?! Czarny widząc moją zażenowaną minę, zaczął się śmiać.
- Matko! Wyluzuj, przed tobą mieszkało tu
kilka chłopaków, oni jakoś nie mieli oporów się przy mnie przebierać.
Odwrócił się na pięcie i ruszył ku
drzwiom. - Ale skoro księżniczka się wstydzi... - rzekł i wybuchając śmiechem,
wyszedł.
Kurwa! Czy ja naprawdę musiałem mieć
zawsze pod górkę?! Rzuciłem ubrania na jakąś szafkę i wziąłem gorący prysznic.
Założyłem przygotowane ubrania i związałem włosy w niedbały kok. Miałem zamiar
przefarbować z brązu na czarny, ale dziwak skutecznie mi to obrzydził. Teraz
zamierzałem zostać przy naturalnych. Włożyłem trampki i opuściłem łazienkę.
Miałem już wychodzić, kiedy w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że
zapomniałem telefonu.
Wróciłem z powrotem do pokoju.
- Nie wychodziłbym na twoim miejscu o tej
porze z pokoju. - powiedział cicho Czarny, który leżał na swoim łóżku i gapił
się w sufit.
- Dziękuję za dobrą radę, ale pozwolisz,
że będę sam decydował, kiedy opuszczę pokój a kiedy nie! - warknąłem.
Znałem go już od paru godzin, a miałem go
po dziurki w nosie! W starej szkole było wiele takich typków, lecz ze względu
na mój wygląd - czyli wiecznie szerokie ubrania, które robiły ze mnie kogoś
takiego jak Phil oraz dredy, których pozbyłem się trzy lata temu - trzymali się
ode mnie z daleka. On był inny, szedł w zaparte, chciał wojny.
- Oj no już dobrze, nie unoś się,
Księżniczko. - powiedział, cicho chichocząc.
Nie wytrzymałem. Rzuciłem się na niego,
gdy tylko wstał z łóżka. Złapałem go za nadgarstki i przygwoździłem do ściany.
Jego wyraz twarzy od razu się zmienił, ale nie wyrażał bólu czy czegoś w tym
stylu. Nie. To było coś innego, jego oczy wszystko zdradzały.
To strach...
~~~~~~~~
Witajcie Przyjaciele! O to pierwszy rozdział mojego opowiadania pisany jest z perspektywy Alexa,jednak czasem będzie on też z perspektywy innych bohaterów .Mam nadzieję że wam się spodoba. Pozdrawiam
Sekretarka
Joanna Dobb
Z jej perspektywy musiało wyglądać dziwnie, gdy siedemnastoletni chłopiec gapił się na jej cycki. Ech, trudno, ja też ma miałem swoje potrzeby.
- Proszę bardzo. - powiedziała miłym i melodyjnym głosem,
wyciągając do mnie rękę z kluczem, który miał wyryte trzy cyfry. 4 8 3. Z
pewnością był to numer mojego tymczasowego lokum. W drugiej ręce trzymała plan
lekcji.
- Dziękuję. - odparłem i już miałem
wyjść, kiedy kobieta powiedziała:
- Klasa IIa ma obecnie czas wolny i
możesz iść do pokoju. Lepiej jedź windą, bo znajduje się on na piętnastym
piętrze.
Co?! Że ja mam latać
codziennie po kilka razy na piętnaste piętro do pokoju? Chyba śnią, nie po to
błagałem Rogera, aby mnie przepisał do tej szkoły, żeby teraz pokonywać dystans
godny maratończyka, by dostać się do swojego azylu. Spojrzałem na nią z żądzą
mordu w oczach, na co ona się uśmiechnęła. Zabrałem dwie torby na kółkach,
które stały obok mojej lewej nogi i zarzuciłem gitarę na ramię.
Czasami lubiłem sobie pograć. Rozluźniało mnie to. Swoją drogą, dostałem
ją od biologicznego ojca, którego bardzo kochałem. Niestety zmarł dwa lata
temu. Za każdym razem, gdy brałem ją w rękę i przejeżdżałem palcem po jej
napiętych strunach, widziałem go przed oczami. Wiem, że miał jedno marzenie;
chciał aby jego syn był sławnym gitarzystą, dobrego rockowego zespołu.
Obiecałem sobie iż zadbam o to, aby jego pragnienie kiedyś się spełniło. Eh,
wspomnienia.
Z tego wszystkiego zapomniałem, że stałem w progu sekretariatu i jak ten
debil gapiłem się w nieokreślony punkt. Zarumieniłem się lekko i nie spiesząc
się, ruszyłem do windy, która znajdowała się na wprost mnie. Nacisnąłem guzik i
rozejrzałem się po korytarzu. Był wyłożony jasnymi płytkami, na kremowych
ścianach wisiały dyplomy, a po drugiej stronie stały kolorowe szafki, które
pewnie należały do gimnazjalistów. Między nimi dało się zauważyć drzwi do
gabinetu dyrektora i pokoiku nauczycielskiego.
Kiedy winda się otworzyła, ze smutkiem stwierdziłem, że miałem
towarzystwo. Cholera. W lewym rogu stał chłopak mojego wzrostu, jego krótkie,
czarne włosy sterczały we wszystkie strony, a ubrania o rozmiar za duże
nadawały mu wygląd typowego dresa.Wkroczyłem do windy i naciskając guzik z
numerem 15, stanąłem po przeciwnej stronie chłopaka.
- Siema. - powiedział grubym, zimnym i
męskim głosem. Mówił to tak obojętnie, jakby sam do siebie gadał.
- Cześć. - odparłem, również od
niechcenia. Myślałem, że na tym się zakończy, ale on ciągnął rozmowę dalej.
- Nowy?
- Jak widać. - odpowiedziałem,
poprawiając gitarę na ramieniu.
Na chwilę zapadła cisza, a moment później winda się zatrzymała.
Spojrzałem na panel z przyciskami i stwierdziłem, że stoimy na dziewiątym
piętrze. Jednak przez szybkę w drzwiach widać było tylko ciemną ścianę. No nie!
Już pierwszego dnia spotkało mnie coś takiego.
- Chyba utknęliśmy. - rzekł spokojnie,
jakby nic się nie stało. Oparł się o ścianę i wciągnął papierosa. Gdy tylko dym
dotarł do moich nozdrzy, zakasłałem. Nie paliłem, a sam zapach mnie odrzucał.
Spojrzałem na niego tym samym wzrokiem, jakim wcześniej obdarzyłem sekretarkę,
ale on, tak jak wcześniej, stał niewzruszony.
- Tak w ogóle to jestem Phil. - rzekł
wyciągając do mnie rękę. Spojrzałem na nią niepewnie, ale po chwili uścisnąłem
ją i powiedziałem:
- Alex. Miło mi. - chwilę ściskałem jego
dłoń, patrząc mu w błękitne oczy i uśmiechając się lekko. Gdy już ją puściłem
oparłem się o ścianę windy.
- Grasz? - zapytał, patrząc na futerał z
gitarą. Pokiwałem potwierdzająco głową.
- Od kilku lat.
Rozmowa nam się w ogóle nie kleiła, ale
co się dziwić, skoro dopiero się poznaliśmy. Znów w windzie zapanowała cisza.
- Wiesz, polubiłem cię... - powiedział, wypalając papierosa i rzucając
go na podłogę.~No kurwa ciekawe jak skoro znasz mnie od trzech minut?!~Pomyślałem. To dziwne, że komuś ktoś może się spodobać po krótkiej kulturalnej wymianie zdań.- Wydajesz się być spoko, jeśli chcesz to mogę zapoznać cię z ziomkami,
znam tu wszystkich, a wszyscy znają mnie. Jak będziesz się trzymał ze mną, nikt
cię nie tknie.
Mówił powoli i niebezpiecznie zbliżał się do mnie. Nie miałem pola
manewru, tu ściana, tam ściana, a przede mną typowy dres. Gdy on przybliżał się
do mnie, ja odruchowo cofałem się do tyłu. Wpadłem na ścianę, a on doskoczył do
mnie i położył ręce na moich biodrach.
- Zgadzasz się? Ale wiesz nic za darmo...
- powiedział cicho.
Spojrzałem w jego błękitne tęczówki i od
razu tego pożałowałem. Paliło się w nich pożądanie. Jego krocze ocierało się o moje, a ja...
Ja się kurwa podnieciłem! Wielki Alex Vega stał właśnie w zepsutej windzie z
napalonym dresem, którego poznał przed kilkoma minutami i z każdą sekundą jego penis robi się twardy. Tak, bez dwóch zdań to zdecydowanie było moje marzenie! ~Ratunku!~ Krzyknąłem w myślach
- Phi... - nie dokończyłem, bo z góry
ktoś zawołał.
- Jest tam ktoś?!
Dres odskoczył ode mnie i stanął w bezpiecznej odległości. Boże dziękuję
Ci, że jednak mnie trochę lubisz. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy klapa nad
moją głową się otworzyła.
- Nic wam nie jest? - zapytał facet,
którego twarzy nawet nie widziałem ze względu na czarną maź, którą był
wysmarowany. Pokręciłem głową przecząco, a Phil cicho prychnął. Z początku
myślałem, że mogę go polubić ale po tym wybryku zmieniłem zdanie o nim.
***
- Alex zaczekaj! - zawołał dres, kiedy już wyszliśmy z windy.
Od razu skierowałem kroki ku schodom.
Okazało się, że winda się zepsuła i nie będzie działać przez najbliższy
tydzień, co znaczyło, iż będę musiał codziennie pokonywać kilometry. Nadal
byłem zły na Phila za to, co próbował zrobić w windzie. Jeśli myślał, że za
pierdzieloną ochronę dałbym się spedalić to się grubo mylił. Pokazałem mu
fuck'a i dalej szedłem przed siebie, ale
on wcale nie miał zamiaru odpuścić.
- Czego nie rozumiesz w słowie
''spierdalaj''?! - krzyknąłem kiedy podbiegł do mnie i zrównał ze mną krok.
- Alex... posłuchaj... - rzekł stanowczo
i złapawszy mnie za nadgarstek, pociągnął w stronę drzwi do jakiejś ubikacji.
Jedyne, co zakodowałem, to zamykające się
drzwi jednej z kabin i mnie, pchniętego na ścianę. Znów ta sama popierdolona
sytuacja bez wyjścia. Zajebiście!
- Alex, ja na prawdę nic nie chciałem ci
zrobić.
Taaa, akurat. Wywróciłem oczami i
odwróciłem głowę w drugą stronę tak, aby nie wiedzieć jego twarzy.
- Słuchaj zaproponowałem w windzie
uczciwy układ, w zamian za ochronę ty...
- Miałbym Ci dawać dupy... Od razu mówię
nie! - przerwałem mu w połowie zdania.
Nadal na niego nie patrzyłem, ale kiedy
usłyszałem jego śmiech, który na sto procent nie był wymuszony, skierowałem
wzrok na niego.
- Ty serio myślałeś o tym? -
wydusił z siebie, gdy przestał się śmiać, a ja mimowolnie spłonąłem rumieńcem,
co wywołało u Phila jeszcze większą salwę śmiechu.
Usiadł na zamkniętym kiblu i biorąc
głęboki wdech, powiedział:
- Chodziło mi o codzienne odrabianie
lekcji, wyglądasz mi na takiego kogoś, kto nie kujoni, ale ma trochę w głowie.
Prychnąłem, zakładając ręce na piersi.
- Tak w ogóle to ile ty masz lat? -
zapytałem z nadzieją, że jeśli jest starszy, ominie mnie to i da mi jakieś inne
zadanie.
- Chodzę do IIa - odparł spokojnie,
jednak uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy.
"Kurwa!" zakląłem w myślach.
Chodzi ze mną do klasy, gorzej być nie mogło?
- Z tego co wiem, ty też.- powiedział,
wyciągając ku mnie rękę z planem lekcji, który z pewnością zgubiłem.
- Masz czas na zastanowienie się do
dwudziestej pierwszej, jeśli się zgodzisz, przyjdź do pokoju 360, a jeśli nie,
to lepiej szykuj sobie zimne okłady, bo jesteś teraz łatwym celem dla wilków.
Powiedziawszy to, wstał i niby
przypadkiem otarł się o mnie kolanem, pewnie widział moją reakcję w windzie,
ale aktualnie było to najmniej ważne. Teraz to ja miałem poważny problem. Co za
popierdzielona szkoła. Usiadłem na kiblu i wyciągnąłem gitarę z futerału i nie
zwracając uwagi na to, że ktoś się dobija, zacząłem grać.
***
Wdrapałem się na szczyt schodów i cały spocony stanąłem przed drzwiami
mojego nowego "domu". Włożyłem klucz do zamka dębowych drzwi. Powoli
go przekręciłem i usłyszałem cichy zgrzyt. Nabierając powietrza w płuca,
nacisnąłem klamkę.
Aż szeroko otworzyłem oczy z zachwytu, kiedy tylko przekroczyłem próg. Mały,
zielony salon, na którego centrum stała czarna kanapa, a na wprost niej
telewizor. Po jednej stronie było ogromne okno, a po drugiej wielki regał
zapełniony przeróżnymi książkami. Powoli ruszyłem do okna. W związku z tym, że
pokój znajdował się na piętnastym czyli ostatnim piętrze budynku, widok musiał
być zniewalający.
I tak było. Los Angeles w samo południe, niby miasto pełne wieżowców i
gwiazd, które nie miały co robić z pieniędzmi, a z drugiej strony, piękne,
zielone, zadbane. Mieszkając w Chicago nie wyobrażałem sobie, że w takim
wielkim mieście w środku dnia może być taki mały ruch.
Chwilę tak stałem, gapiąc się na człowieka z aparatem, który próbował
zrobić zdjęcie jakiejś dziewczynie. Odwróciłem się na pięcie i pomaszerowałem
do drzwi prowadzących do sypialni. Stały tam dwa łóżka. Jedno pod ścianą, a
drugie pod oknem. Między nimi było przejście, dało się też zauważyć dwa biurka
i taką samą ilość szaf. Błękitny kolor ścian nadawał pomieszczeniu ciepłego
klimatu. Jednak nie to przykuło moją uwagę, lecz czarne ubrania które leżały na
łóżku od ściany.
Były to ciuchy typowe dla metalowca. Szara koszulka z nadrukiem jakiegoś
zespołu i czarne rurki. Na szafce nocnej leżały pieszczochy i bransolety oraz
wisiorek z kryształkiem przypominającym kroplę krwi, a także czarne cienie do
powiek. Jeśli miałem lokatora i on tak się ubierał, to niech się liczy z tym,
że nie będę go tolerował.
Odwróciłem się na pięcie z zamiarem pójścia po torby, a gdy tylko to
zrobiłem, zamarłem z przerażenia. Nie dlatego, że było tak fatalnie czy coś,
tylko dlatego, że w przejściu z kimś się zderzyłem.
Przede mną stał chłopak mojego wzrostu, który swoją drogą był całkiem
przystojny. STOP. Czekaj... Czy ja właśnie pomyślałem o kolesiu w ten sposób?!
Chyba mi odpierdalało i to na całej linii. To pewnie przez Phila i jego
homosiowate aluzje. Żeby tylko do końca mnie nie spedalił.
Właśnie! Dresiarz... muszę pomyśleć nad odpowiedzią dla niego. Ale
wracając do tematu "nieznajomego", który śmiał wtargnąć do mojego
azylu; był ubrany na czarno, dokładnie w takie same ciuchy, jakie widziałem na
jednym z łóżek, tylko z innymi nadrukami. Jego nienaturalna blada twarz
świetnie komponowała się z czarnymi oczami,
które dokładnie mnie obserwowały. Zauważyłem, że ma na sobie lekki makijaż.
Lewy bok miał wygolony, jednak było widać, że ścinał je dawno, ponieważ nie
były to igiełki. Czarna grzywa po samą brodę zakrywała prawe oko, a włosy po
tej samej stronie sięgające prawie do ramion, sterczały w nieładzie.
- Co ty tu robisz? - zapytałem po
dokładnym przyjrzeniu mu się.
- O to samo mógł bym zapytać ciebie. -
odparł nieco wysokim, ale wciąż męskim głosem. Przez chwilę mierzyliśmy się
wzrokiem.Wkurzało mnie to już, że każdy robił sobie ze mnie takie dziecko,
które nic nie potrafiło i nie mogło z nikim rywalizować.
- Gadaj! Co robisz w moim pokoju?! - nie
wytrzymałem i podniosłem głos. Ku mojemu zdziwieniu on uśmiechnął pogardliwie.
- W twoim? Chyba ci się coś pomyliło! -
~ O nie, proszę, tylko nie to. Nie mówcie
mi, że mam mieszkać z tym dziwakiem do końca nauki. ~ pomyślałem, wyraźnie się
krzywiąc. - Chyba, że... Ty jesteś ten nowy, co w kiblu na gitarze grał? -
Szkoła liczy prawie tysiąc uczniów a wieści rozchodzą się lotem
błyskawicy.
Spojrzałem na niego, a on podniósł pytająco brew. Nie przypadł mi do
gustu, jego wygląd mnie odrzucał. Przypominał typowego metalowego pedałka,
który ma wyjebane na innych i widzi tylko siebie. Wydawał się być skryty i
zamknięty w sobie, a widoczna gołym okiem niedowaga, tak jakby potwierdzała
moje przypuszczenia.
- A nawet jeśli, to co?!- zapytałem
chamsko.
- Nic. - rzekł spokojnie, mimo tego, że
teraz powinien był mi przywalić albo wydrzeć się. Wzruszył ramionami i wymijając
mnie, podszedł do szafy wyciągając z niej dwa puste wieszaki.
- Zdaje się, że zostaliśmy
współlokatorami.- powiedział cicho z lekkim, szelmowskim uśmiechem goszczącym
na twarzy. Powoli zaczął wieszać ubrania na wieszakach.
- Zajebiście! - syknąłem i zostawiając
go, poszedłem obejrzeć ostatnie pomieszczenie.
Kiedy tylko otworzyłem drzwi, zobaczyłem łazienkę. Ciekawe, czy każdy
pokój miał takie wygody, czy tylko mój... Przepraszam, nasz. Mój i... no
właśnie, jak temu dziwakowi było na imię? Z tego co zapamiętałem, Phil znał tu
każdego, więc jego pewnie też. Kiedyś będę musiał go o to zapytać, bo na pewno
nie podejdę do czarnego i nie powiem "Cześć, jestem Alex, zostańmy
przyjaciółmi."
Rozejrzałem się po łazience, która była normalnie urządzona: prysznic,
wanna, toaleta oraz umywalka, a nad nią ogromne lustro. Nic specjalnego.
Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że nie pójdę już dziś na lekcje.
Dochodziła piętnasta, więc do spotkania z Philem miałem jeszcze sześć godzin.
Jeśli się zgodzę, będę musiał odrabiać lekcje za dwoje i nie będę miał w ogóle
chwili dla siebie, a jeśli się nie zgodzę... Codzienny wpierdol. Wcale mi się
nie uśmiechało. A może go jakoś przekupić? Tylko jak i czym? Pieniądze raczej
nie wchodzą w grę, bo to szkoła dla bogatych. Ciekawe czy ktoś był jeszcze w
takiej dupie jak ja, czy byłem jedyny...
***
Kiedy już przełożyłem wszystkie swoje rzeczy do szafy i
na chwilę się położyłem, usłyszałem charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi
zamkniętych na klucz. Po chwili w salonie rozległ się brzdęk tłuczonego szkła.
- Kurwa! - zaklął Czarny gdzieś z głębi
mieszkania.
Powoli się podniosłem, założyłem popielate trampki i ruszyłem w
kierunku, z którego dochodziły odgłosy. Dziwak klęczał na podłodze i powoli
zbierał szkło z rozbitej ramki, która wisiała nad drzwiami wejściowymi. Swoją
drogą, jaki geniusz ją tam powiesił?
- Pokaleczysz sobie kolana. -
powiedziałem, opierając się o futrynę.
Wzruszył ramionami i dalej wykonywał
zaczętą czynność. Denerwował mnie i to nawet bardzo. Sam jego wygląd sprawiał, że miałem
mu ochotę przywalić. O charakterze nawet nie chciałem wspominać, dużo z nim nie
rozmawiałem, ale wystarczyła krótka wymiana zdań, żebym mógł sobie wyrobić o
nim mniemanie. Stałem tak jakieś pięć minut i dokładnie go obserwowałem. Gdy
podniósł się, aby wyrzucić szkło, zobaczyłem, że jego czarne rurki są
porozcinane na kolanach, a z ran sączyła się krew.
- Mówiłem?
Znów tylko wzruszył ramionami i
powędrował do łazienki. Wróciłem do łóżka i usiadłem na nim z zamiarem
przemyślenia kilku spraw. Godzina, w której miałem spotkać się z Philem
zbliżała się nieubłaganie. Jednak kiedy spojrzałem na zegarek stwierdziłem, iż
nie było czasu na duperele. Wyciągnąłem z szafy poprzecierane na kolanach
jeansy oraz fioletową koszulę w czarną kratkę i ruszyłem w kierunku łazienki.
Zapukałem, a gdy nie otrzymałem odpowiedzi, powtórzyłem czynność, jednak i tym
razem z takim samym skutkiem. Nacisnąłem klamkę, a ta, ku mojemu zdziwieniu,
ustąpiła.
- Powiedziałem proszę? - zapytał
spokojnie Czarny zmywając makijaż z twarzy.
- Długo jeszcze będziesz tu siedział?
Spieszy mi się. - powiedziałem, nie zwracając uwagi na jego pytanie.
- Możesz się myć, ubierać czy co tam
chcesz robić, nie przeszkadza mi to, wiele razy widziałem facetów nago.
Nie dość, ze dziwak to do tego gej.
Jakieś combo czy co?! Czarny widząc moją zażenowaną minę, zaczął się śmiać.
- Matko! Wyluzuj, przed tobą mieszkało tu
kilka chłopaków, oni jakoś nie mieli oporów się przy mnie przebierać.
Odwrócił się na pięcie i ruszył ku
drzwiom. - Ale skoro księżniczka się wstydzi... - rzekł i wybuchając śmiechem,
wyszedł.
Kurwa! Czy ja naprawdę musiałem mieć
zawsze pod górkę?! Rzuciłem ubrania na jakąś szafkę i wziąłem gorący prysznic.
Założyłem przygotowane ubrania i związałem włosy w niedbały kok. Miałem zamiar
przefarbować z brązu na czarny, ale dziwak skutecznie mi to obrzydził. Teraz
zamierzałem zostać przy naturalnych. Włożyłem trampki i opuściłem łazienkę.
Miałem już wychodzić, kiedy w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że
zapomniałem telefonu.
Wróciłem z powrotem do pokoju.
- Nie wychodziłbym na twoim miejscu o tej
porze z pokoju. - powiedział cicho Czarny, który leżał na swoim łóżku i gapił
się w sufit.
- Dziękuję za dobrą radę, ale pozwolisz,
że będę sam decydował, kiedy opuszczę pokój a kiedy nie! - warknąłem.
Znałem go już od paru godzin, a miałem go
po dziurki w nosie! W starej szkole było wiele takich typków, lecz ze względu
na mój wygląd - czyli wiecznie szerokie ubrania, które robiły ze mnie kogoś
takiego jak Phil oraz dredy, których pozbyłem się trzy lata temu - trzymali się
ode mnie z daleka. On był inny, szedł w zaparte, chciał wojny.
- Oj no już dobrze, nie unoś się,
Księżniczko. - powiedział, cicho chichocząc.
Nie wytrzymałem. Rzuciłem się na niego,
gdy tylko wstał z łóżka. Złapałem go za nadgarstki i przygwoździłem do ściany.
Jego wyraz twarzy od razu się zmienił, ale nie wyrażał bólu czy czegoś w tym
stylu. Nie. To było coś innego, jego oczy wszystko zdradzały.
To strach...
Witajcie Przyjaciele! O to pierwszy rozdział mojego opowiadania pisany jest z perspektywy Alexa,jednak czasem będzie on też z perspektywy innych bohaterów .Mam nadzieję że wam się spodoba. Pozdrawiam
Hej, bardzo chętnie poczytam sobie Waszego bloga, na razie jednak nie mam czasu i wyjeżdżam i inne takie tam pierdoły. Chcę sobie zaklepać to miejsce na bardzo pierwszy komentarz :3 No a poza tym taka mała (hejterska) rada. Pomyślcie może nad zmianą szablonu. Mnie stanowczo odstrasza xd
OdpowiedzUsuńHejka, wielkie dzięki a ten pierwszy komentarz, nie spodziewałam się w ogóle odzewu po pierwszym dniu od wstawienia posta na grupę (zazwyczaj wstawianie kończyło się ignorowaniem bądź jednym like'm od osoby lajkującej wszystko), tak więc bardzo Ci dziękuję, you made me... evening? ;-;
OdpowiedzUsuńA co do szablonu... nie mamy niestety ŻADNEGO skilla w robieniu super skomplikowanych i niesamowitych szablonów, nie wiem, czy spróbować samej podszkolić swoje umiejętności, czy może poprosić kogoś o pomoc, zastanowię się jeszcze nad tym. Świetnie, że bez ogródek przyznałaś, że jest odstraszający, postaram się go zmienić w najbliższym czasie. :3
wohoooo :3 w końcu ciekawie napisane opowiadanie :3 teraz zaczęłam i tak se myślę, że zdąże dzisiaj wszystko do teraz napisane rozdziały :3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ci się spodoba :D Bardzo mnie cieszą takie komentarze <3
UsuńPo pierwszym rozdziale mam ochotę przeczytać kolejne
OdpowiedzUsuń