Beta: Lee Hyomi
Alex
- Opowiesz mi coś o sobie?
Tak
zaskoczonego wyrazu twarzy nie widziałem jeszcze chyba nigdy. Czarny jeszcze
przed chwilą siedział oparty o ścianę ze słuchawkami na szyi i książką opartą
na nogach, a teraz gapił się na mnie jak na cudzoziemca tymi ogromnymi,
czarnymi oczyma.
-
Niby dlaczego miałbym cokolwiek o sobie mówić? Nie ufam ci. - Odpowiedział
odsuwając się ode mnie. Ciągle uważnie mnie obserwował. Co było dziwnego w
tym, że po prostu chciałem się czegoś o nim dowiedzieć? Nie lubię go ze względu
na wygląd, a to dowodzi tylko temu jak bardzo oceniam ludzi po okładce! Mógłbym
spróbować się przełamać i jakoś się z nim zakolegować. Phil jak na razie
nastawiony jest do mnie przyjaźnie, bo dostarczam mu prochy, ale co będzie jak
przestanie brać? Nie jesteśmy jakimś cholernym małżeństwem i prędzej czy
później nasza ,,przyjaźń" się rozsypie. Sally raczej nie zastąpi mi kogoś
z kim mógłbym porozmawiać o błahych sprawach. Chciałbym mieć osobę, z którą będę
mógł po prostu pomilczeć, porozmawiać, a nawet zwierzyć się w razie potrzeby.
Czy Czarny może być taką osobą? Myślę, że tak i pomimo mojego wcześniej
wrogiego nastawienia teraz zmieniłem zdanie. Zauważyłem, że wszyscy go lubią,
jednak on stroni od wszelkiego towarzystwa. Wydaje mi się, że jest samotny. Poza
tym jebanym pedałem Danielsem, który łazi za nim krok w krok. Ja i Seth
nadajemy na tych samych falach, może nie koniecznie jeśli chodzi o styl, ale
poglądy na pewno mamy podobne.
-
Dobrze w takim razie ja zacznę. – Powiedziałem, kiedy zdałem sobie sprawę z
tego, iż Seth zaczyna się podnosić z łóżka. Kiedy to zrobiłem Czarny zastygł w
miejscu, a po chwili z powrotem usiadł. - Więc... Mój ojciec nie żyje.
-
Przykro mi. - Wtrącił się McLann kiedy zakończyłem pierwsze zdanie swojej
wypowiedzi.
- Mi
też. Matka po jego śmierci zadała się z bogatym gościem i teraz najważniejsza
jest dla niej kasa. Mam brata, który jest dla mnie bardzo ważny... - Tu się
zatrzymałem zastanawiając się czy powiedzieć mu o swoich podbojach czy też nie.
Widząc jego przepełnione ciekawością spojrzenie podjąłem natychmiastową
decyzję. - W moim życiu znalazło się wiele dziewczyn, ale większość była tylko
na tydzień. Chociaż... Z jedną związałem się na dwa. - Czarny zaśmiał się i nie
był to śmiech wymuszony. Nie. On był szczery. Ukazywał przy tym swój
śnieżnobiały szereg zębów.
-
Mówisz serio? - Zapytał.
-
Jestem teraz bardzo poważny. - Zapewniłem.
-
Na prawdę nigdy nie byłeś w prawdziwym związku? - Pokręciłem przecząco głową.
Seth westchnął, oparł ręce na kolanach i zakrył oczy włosami. - Nawet nie wiesz
jakie masz pierdolone szczęście... - Szepnął cicho. Zmarszczyłem brwi i położyłem
mu rękę na plecach w ramach otuchy.
- Dziewczyna?
- Zapytałem, a on prawie niezauważalnie skinął głową.
- Wiem,
że nie lubisz mnie i mojego wyglądu, ale nie zawsze taki byłem. - Wstał i
podszedł do szafy z ubraniami, stanął na palcach po czym ściągnął wielkie
pudło. Ręką strzepał kurz zalegający na jego wierzchu i powoli otworzył karton.
Wyjął z niego mały, biały album. - Kilka dni przed tym jak mnie zostawiła
wyglądałem tak. – Podał mi jedno ze zdjęć. Gdyby nie to, iż zostałem
poinformowany, że to on... nie poznałbym. Miał włosy, mniej więcej takiej
długości jak moje, na twarzy żadnego kolczyka, ani cienia do powiek czy też
kredki. Nie był taki chudy jak teraz, czerwona koszulka świetnie wcinała się w
jego wysportowane ciało, a luźne jeansy wspaniale opinały się na wysportowanych
łydkach. Największą jednak uwagę przykuwał jego uśmiech, śmiał się, tak samo
jak kilka minut temu. - Zdjęcie sprzed dwóch lat, gdy na nie patrzę sam nie
mogę uwierzyć jak jedno wydarzenie może zmienić człowieka. - Odezwał się w
końcu i zabrał fotografię. - Nie, nie powiem ci dlaczego. - Patrzyłem na niego
kompletnie zaskoczony. Dlatego, że po pierwsze, otworzył się przede mną i
cokolwiek powiedział, a po drugie dlatego, że stał się tak bardzo... Inny. Nie
znam dokładnej przyczyny, ale wiem iż musiało być to coś dość poważnego.
- Jesteś
gejem? - Zapytałem prosto z mostu.
-
To dość skomplikowane bo... Mógłbym być z dziewczyną, całować się, ale jakoś
nie wyobrażam sobie stosunku z nią, za to z facetem... Mógłbym wszystko. -
Zaśmiał się i poruszył dwa razy brwiami.
- Nie
myśl o tym! - Zawołałem kiedy zdałem sobie sprawę co ten debil mógł mieć na
myśli. - Nie jestem nawet Bi.
- Przecież
wiem. - Seth uśmiechnął się do mnie i schował fotografię do albumu.
***
Po tym jak Czarny pokazał mi swoje zdjęcie sprzed kilku lat nie
mówił o sobie więcej, ale za to dość długo rozmawialiśmy o nauczycielach,
starych szkołach i sąsiadach, którzy koło dwudziestej trzeciej postanowili wbić
nam do pokoju. Wiem, to może być dziwne, że najpierw biję kogoś bez powodu i
obrażam na każdym kroku, a potem rozmawiam z nim jak gdyby nigdy nic, ale wygląd
to nie wszystko. Mogę być do kogoś wrogo nastawiony, ale nie z powodu jego
wyglądu! Tak naprawdę Seth to całkiem równy gość. Można z nim normalnie
porozmawiać, rozumie wiele rzeczy, nie jest ciekawski i wie kiedy powstrzymać
się z komentarzem albo pytaniem. Śmieliśmy się i rozmawialiśmy do północy, po
tym czasie Czarny stwierdził, że musi się pouczyć matematyki i tak jakoś
wyszło, że mimo tego iż nie miałem chęci do nauki, uczyłem się razem z nim.
- Alex!
Wychodź w końcu muszę umyć zęby! - Usłyszałem krzyk Setha za drzwiami,
zaśmiałem się cicho i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na swoje idealne odbicie w
lustrze powoli opuściłem pomieszczenie. - Boże ileż można. - Rzucił tylko pod
nosem i wparował do łazienki.
- Nie
czekam na ciebie, idę jeszcze do Phila.
-
Więc jednak nie wziąłeś sobie moich słów do serca? Trudno. Tylko wiesz, jak ty
też zaczniesz brać to nie będzie miał wam kto latać bo narkotyki, bo wątpię
żeby Daniel się zgodził. - Odpowiedział Czarny z nutą wyrzutu w głosie i
zamknął drzwi na klucz. Czy on się o mnie martwił? Wszystko na to wskazywało.
Ale przecież nic nas nie łączy, nawet przyjaźń... Więc niby dlaczego miałoby mu
zależeć na tym żebym nie ćpał?
***
- Phil
mogę wejść? - Zapytałem przez drzwi. Ku memu zaskoczeniu te otworzyły się
natychmiast tyle, że zamiast dresiarza ujrzałem w nich tego pedała Daniela.
- Witaj.
- Powiedział spokojnie.
- Gdzie
Phil? – Zajrzałem do środka.
- Jest
chory, śpi. Jeśli chcesz możesz przyjść po lekcjach. - Odparł. Zmarszczyłem
brwi i odwróciłem się napięcie. Coś mi tu śmierdziało, bardzo. Przecież wczoraj
pił alkohol i wcale nie wydawał się chory. No ale cóż, nie moja sprawa.
Ruszyłem w kierunku stołówki. Wygrzebałem telefon z kieszeni i przejrzałem
pocztę. Poza głupimi ofertami nic nie było, więc korzystając z tego, że miałem
internet wszedłem na facebooka, od razu zobaczyłem piętnaście nowych zaproszeń
do znajomych i dobrze wiedziałem od kogo są. Nowi koledzy z klasy już wyczaili
moje konto. Znalazło się tam nawet kilka osób, które spotkałem tylko na
korytarzu nie zamieniając z nimi ani słowa. Cóż to dowodzi tylko temu jaki
nasz świat jest zjebany. Zamiast podejść i zagadać lepiej wysłać zaproszenie na
portalu społecznościowym... A chuj nie potwierdzę, ani nie usunę... Niech gniją
w czyśćcu. Zaśmiałem się cicho, kiedy zobaczyłem, że wśród zaproszeń jest jedno
od Phila. ten człowiek ma czas na wszystko. Z czystej ciekawości wszedłem w
jego profil i od razu w oczy rzucił mi się film na jego tablicy. Wyciągnąłem
słuchawki z kieszeni (zawsze noszę je przy sobie, nigdy nie wiadomo co może się
stać), podpiąłem je do telefonu i odpaliłem film. Dresiarz stał na środku małej
sali, a Thomas siedział za nim, ukryty za różnymi talerzami i bębnami, po jego
prawej był Vincent z basem zaś po lewej Eddie z gitarą. Phil odwrócił się do nich
i pokazał trzy palce, potem dwa i jeden. Wtedy Eddie przejechał palcami po
strunach, a Phil wydał z siebie ciche ,,mmmm". Następnie dołączyła do nich
perkusja oraz bas i zaczęli grać dobrze mi znany utwór. Sam często nuciłem
tę piosenkę i grałem do niej. Jako jedyna jako tako mi wychodziła.
- I heard your voice through a photograph I thought it up and brought
up the past* -
Śpiewał, a ja rozkoszowałem się jego głosem. Szło mu pięknie, można by rzec
lepiej niż oryginał. Wszystko dobrze im wychodziło, żadnych pomyłek. Nie
brakowało nic. Zazdrościłem im, a zwłaszcza Eddiemu. Chciałbym kiedyś móc tak
jak on pokazać swój talent światu. To by było coś.
-
I jak, podoba się? - Podskoczyłem wystraszony, kiedy usłyszałem za sobą głos...
Tak, tego się nie spodziewałem. Phila. Zaśmiał się widząc moją minę. - Nie
chciałem cię przestraszyć.
- Nie
jesteś chory? - Zapytałem od razu. Dresiarz zmarszczył brwi. Rzeczywiście nie
wyglądał najlepiej, ale raczej nie był przeziębiony.
- Nie?
A niby dlaczego miałbym być? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Daniel
tak mówił. - Wyciągnąłem słuchawki z uszu i ruszyłem dalej. Dresiarz szedł
równo ze mną.
- Byłem
u ojca, miałem pilną sprawę do załatwienia. A ten debil jak zwykle źle
zrozumiał. – Zapewnił, a ja już wiedziałem, że nie powinienem na przyszłość
słuchać Danielsa.
- Ale
faktycznie nie wyglądasz dobrze, na pewno nic ci nie jest? - Zapytałem z
troską.
- Nie
spałem całą noc... Musiałem kilka spraw przemyśleć. - Odpowiedział od razu. Pokiwałem
tylko głową na znak, że rozumiem.
-
Kiedy kolejny raz mam iść po... Paczkę? - Zapytałem, na razie wolałem nie mówić,
że cokolwiek wiem, albo że się domyślam. Tak jak powiedział, w swoim czasie wszystko
mi wyjaśni.
- Jutro.
Albo pojutrze, zobaczymy. - ~Na jak długo starczy prochów~ dokończyłem w
myślach.
- W
porządku, tylko podaj mi swój numer telefonu...
~*~
~Kilka
godzin wcześniej~
Siedziałem na łóżku i patrzyłem na małą fiolkę, w której znajdował się
tak dobrze mi znany płyn. Z każdą kolejną dawką tak bardzo pragnąłem więcej. Wiedziałem,
że powinien przestać, miałem tę świadomość, ale nie potrafiłem. To był sposób
na ból fizyczny jak i psychiczny. Dzięki temu zawsze mogłem zaspokoić swoją dziewczynę
i kochanka. Dzięki narkotykowi miałem szansę pokazać ojcu, że nie jest nic
niewartym śmieciem z depresją. Mogłem zapewnić ochronę kilku innym osobom. Tyle
zalet i jednocześnie tak wiele wad. Znów zacząłem odczuwać ból każdej partii
ciała. Towarzyszył mi on zawsze, kiedy narkotyk powili opuszczał mój organizm
Ręka powoli zaczynała drzeć, a w głowie zaczęło mi się kręcić. W takim stanie
sam nie mogłem wstrzyknąć met amfetaminy. Musiałem zadzwonić po Daniela.
On jako jedyny wiedział o moim problemie i zawsze mi pomagał. Byłem mu za to
cholernie wdzięczny.
- Phil
otwórz musimy pogadać. - Usłyszałem głos mojej dziewczyny. Spanikowany
schowałem buteleczkę wraz ze strzykawką do szafki obok łóżka i na chwiejnych
nogach podszedłem do drzwi. Każdy krok wymagał tak wiele poświęcenia, z każdą
chwilą bolało coraz bardziej. Otworzyłem je i pierwszym co zobaczyłem była
zapłakana twarz Olivii.
- Co
się stało? - Zapytałem od razu mocno ją tuląc. Weszła do pokoju po czym usiadła
na krześle. Patrzyła na mnie tymi pięknymi, niebieskimi i teraz załzawionymi oczyma.
-
Phil, jestem w ciąży. - Powiedziała na nowo zanosząc się płaczem. Stanąłem jak
wryty. Nie, to nie mogła być prawda. Ja nie mogę zostać ojcem w wieku
siedemnastu lat! Co jeśli ktoś się o tym dowie? Będę skończony, ojciec wywali
mnie ze szkoły, matka się mnie wyrzeknie, a wszyscy znajomi się odwrócą. - Żartujesz
sobie, prawda? - Zapytałem z nadzieją w głosie.
-
Masz mnie za idiotkę? Nie żartuję z takich rzeczy! - Krzyknęła i podeszła do
mnie, a ja ponownie ją przytuliłem.
- Przejdziemy
przez to razem. – Zapewniłem ją szeptem, choć wcale nie byłem tego taki pewien.
Co jeśli nie wytrzymam i ją zostawię? Wtedy nie dość, że będę skończonym
skurwysynem to jeszcze nie będę mógł widywać swojego dziecka.
-
Phil. Bez względu na to czy się zgodzisz... Ja się go pozbędę. – Wyszeptała, a
ja zamarłem. Czy ona chciała zabić nienarodzone dziecko? Pozbyć się małego,
bezbronnego człowieka? - Nawet nie próbuj mnie przekonać, mój brat jest
ginekologiem, wszystkim się zajmie...
~~~~~~~~
*Fragment piosenki Red Hot Chili Peppers - Otherside
Jak na mnie to ten rozdział jest wyjątkowo długi :D Postanowiłam przyspieszyć akcję, żeby was nie zanudzić. To że rozmawiali i coś tam o sobie powiedzieli nie oznacza że będą teraz najlepszymi przyjaciółmi. Zobaczycie jeszcze się wszystko zmieni. Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw komentarz każdy dla nas bardzo wiele znaczy i mobilizuje do dalszej pracy.