13 sie 2017

Zrozumieć Uczucia Rozdział 30

Alex
     Budzę się. Słońce świeci mi prosto w twarz przez to, że zapomniałem zasłonić okno. Zaraz. Przecież ze swojego łóżka nie mam na nie tak dobrego widoku! Czuję jak coś ugniata mnie w prawy bok. Zerkam w tamtą stronę. Czarna czupryna. Nie jest to żadna dziewczyna. Patrzę niżej. McLann. Jest nagi. Ja też. Obejmuję go jedną ręką. Mam pustkę w głowie. CO JEST KURWA?!
     Głowa nie dość, że pusta to jeszcze boli jak cholera. Pierwsze w życiu kac, który męczy mnie nad ranem, a nie zaraz po chlaniu. Lekko odsuwam go od siebie. Siadam na łóżku, zsuwając stopy na podłogę. Trafiam na coś mokrego i lepkiego. Modlę się żeby to nie było to, o czym myślę.
Kurwa.
      Jednak to prezerwatywa, w dodatku zużyta. Mam ochotę coś rozwalić. Aby powstrzymać furię udaję się pod prysznic. Chcąc się pocieszyć myślę, że już jestem goły, więc oszczędzę czas na rozbieranie się. Zerkam na zegarek, który wskazuje godzinę dziewiątą trzydzieści dwie w czwartek. Zajebiście. Kończy się druga z rzędu lekcja z chemiczką.
      Dawno nie czułem się takim gównem. Staję pod zimnym strumieniem. Zmywam z siebie pot i resztki spermy z nadzieją, że to nasienie na brzuch należy do mnie, a nie do czarnowłosego. Po pięciu minutach w końcu dociera do mnie, co się działo dnia poprzedniego.
     - Ja pierdole! - Warknąłem pod nosem. Zachciało mi się imprez! Nie dość, że się schlałem, pieprzyłem się w kiblu ledwo poznaną laskę, to jeszcze wyruchałem McLanna i niech mnie chuj, ale było mi przyjemnie! Tyle, że chyba na razie nie chciałem tego powtarzać. Seth pewnie jest wniebowzięty, ale ja nadal nie wiedziałem czy chcę czegoś więcej. Nie byłem pewien swoich uczuć. To wszystko nie było łatwe, niby chciałem uprawiać z nim seks i z własnej, nieprzymuszonej woli to zrobiłem, w dodatku było mi dobrze…Ale, wciąż nie byłem gotów na związek z facetem. Tak właściwie to ja chyba w ogóle nie byłem gotów na żaden związek. Byłem uprzedzony, nie nadawałem się do stałego związku. Nie potrafiłem z żadną laską wytrzymać dłużej, niż tydzień, więc co tu wspominać o facetach, gdzie nigdy nie brałem takiej możliwości pod uwagę. To nawet nie można było nazwać zauroczeniem, tylko chwilową fascynacją nową osobą. Jednak jakiś cichy głos z tyłu mojej głowy mówił, że przecież już od dłuższego czasu toczę wojnę z samym sobą, jeżeli chodzi o uczucie do Setha. Starałem się go ignorować, ale wracał, jak natrętna mucha.
     Kiedy wstępnie się ogarnąłem, nagi poszedłem do pokoju po jakieś ubrania. Starałem się poruszać najciszej jak tylko się dało. I chyba mi się udało, bo Seth dalej spał jak zabity, co mnie cieszyło. Wiem chamsko, że go nie obudziłem, ale bałem się konfrontacji z nim. Wiedziałem, że wcześniej czy później ona nastąpi, ale mając wybór wolałem, żeby jednak ta chwila przyszła jak najpóźniej. Wyszedłem z naszego mieszkania i pobiegłem pod klasę, w której miałem lekcje. Oczywiście, że się spóźniłem, ale na szczęście chemia już minęła, więc miałem szansę przeżyć. Wpadłem do klasy nawet nie pukając.
     - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie! - Wydukałem, robiąc słodkie oczka do nauczycielki angielskiego. Niestety mój urok osobisty na nią nie działał. Odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła okulary.
     - Witam. Może kawki zaparzyć? Nie było pana na poprzednich lekcjach, wchodzi pan jak do siebie  połowie lekcji. Czy mogę, chociaż wiedzieć, co zatrzymało panicza i było ważniejsze od zajęć?- Zapytała kpiąco. 
     - Czy muszę się zagłębiać w szczegóły? - Zapytałem, aby choć odrobinę wydłużyć czas na wymyślenie kitu dla anglistki.
     - Czemu nie? Od razu dostanie pan ocenę z mitów. - Kilka osób się zaśmiało,  kąciki ust anglistki również drgnęły, ale dalej zachowywała kamienny wyraz twarzy. Tępe kołatanie w czaszce sprawiało, że nie byłem w stanie nic sensownego wymyślić. Dlatego poszedłem po najniższej linii oporu. 
     - Mówił już ktoś pani, że wspaniałe leży na pani ta sukienka?- Zapytałem takim zmysłowym tonem, że nawet mnie to urzekło. Klasa znów zawtórowała śmiechem. Fogg opadła zmieszana i zaskoczona na krzesło, po czym sama zaczęła się śmiać. Pokiwała głową z dezaprobatą, po czym powiedziała. 
     - Dziękuję za komplement, ale nie pozostawię pańskiego wybryku  bez nagany. Nie mam ochoty na wysłuchiwanie bajeczek. Dlatego napiszę pan na jutro referat na temat nieodpowiedzialności. Szczegóły pracy podam panu po lekcji, a teraz proszę z łaski swojej zająć miejsce i skupić się na lekcji. - Kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę ławek. Stojąc do niej tyłem zrobiłem głupią minę naśladując anglistkę. Dziewczyny widząc to roześmiały się w głos, ale za raz widząc minę Fogg zamilkły. 
     Miłym zaskoczeniem był widok Phila siedzącego w ostatniej ławce. Uśmiechnąłem się do niego i pomaszerowałem w jego stronę. Siedział oparty na ręce i zamyślony patrzył przed siebie.
     - Elo stary, dobrze cię widzieć! - Powiedziałem siadając. Przywitałem się z nim uściskiem dłoni, a on uśmiechnął się do mnie.
     - A to twoja zasługa, że tu jestem. Daniel nadal myśli, że coś mi dałeś, przeszukał mój pokój, a jak nic nie znalazł to zaczął obmacywać moje ciało w poszukiwaniu świeżych wkłuć. Dla żartu powiedziałem mu, że wciągałem, a on wściekł się, trzasnął drzwiami i wyszedł. - Parsknąłem śmiechem.
     - Żałosne, nadal nie wiem, czemu mi nie ufa. – Powiedziałem, niespiesznie wyciągając książki.  
     - Tak czy siak. – Kontynuował i obejrzał się na Danielsa. - Nadal jest obrażony i się nie odzywa, a za to, że teraz razem siedzimy znowu zrobi my jakiś wywód. - Zaśmiałem się cicho i niedbale rozsiadłem się na krześle.
     - Alex? - Po długiej ciszy, kiedy starałem się skupić na lekcji, co kompletnie mi nie wychodziło, bo moje myśli wciąż krążyły wokół McLanna, Phil szturchnął mnie w rękę i zapytał. - Pamiętasz jak  dawałem ci te chwyty na gitarę?
     - Łoo, wieki temu to było, ale pamiętam.
     - Co powiesz na próbę po lekcjach? - Zapytał. Szelmowski uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Był to znakomity pomysł, ponieważ dał mi kolejną wymówkę od konfrontacji z Sethem.
     - Zajebiście, jestem za. - Phil kiwnął głową, wyrwał kartkę z zeszytu i szybko na niej nabazgrał. "Próba. U mnie. Po lekcjach." Po czym cisnął nią w Eddiego. Zdziwiony chłopak odwrócił się i zmierzył groźnym wzrokiem Phila oraz kartkę. Pokręcił głową z politowaniem i schylił się po nią. Po rozwinięciu i odczytaniu pokazał nam uniesiony w górę kciuk.
     - No, to jesteśmy umówieni. - Przybiliśmy żółwika. Jeszcze pięć minut męczyłem się w klasie. Po usłyszeniu upragnionego dzwonka szybko udałem się do Fogg. Gadała jak najęta o mojej nieodpowiedzialności, ale w końcu podała mi ten zasrany temat i wymuszając przeprosiny pozwoliła odejść. Byłem głodny jak jasna cholera, dlatego nie zwracając uwagi na wołanie Phila i Eddiego ruszyłem w stronę stołówki, licząc na jakieś resztki ze śniadania. Pewnym krokiem wkroczyłem przez plastikowe drzwi i od razu się wycofałem.
     - Kurwa mać! - Zakląłem opierając się o ścianę. Pierdolony McLann siedział i wpierdalał kanapki. Czułem jak moje wnętrzności kurczą się i grają smutną balladę o tytule "Nie jadałem nic od wczorajszego wieczora." Chciałem coś zjeść, ale nie chciałem się spotkać z Sethem. Jeszcze nie teraz!
     Chwilę myślałem jak to rozegrać. Byłem skłonny wpaść, zabrać pierwszą lepszą rzecz do jedzenia i udać, że go nie widzę, ale znając jego zaraz zacząłby mnie gonić. W tym momencie zza rogu wyszły dwie dziewczyny z równoległej klasy, które kojarzyłem z wyglądu, ale kompletnie nie pamiętałem jak miały na imię.
     - Hej, Sandra!- Zwróciłem się do tej ładniejszej. Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i zaśmiała się łagodnie.
     - Jestem Veronica, Alex.
     - Byłem blisko. Wybacz.- Dziewczyny wybuchły śmiechem.- Słuchaj mam do ciebie ogromną prośbę.
     - Dawaj! - Dobrze, że trafiłem akurat na nią. Była bezproblemowa i skłonna do pomocy.
     - Jestem okropnie głodny, zaspałem na śniadanie, ale na stołówce jest pewna osoba, z którą nie chcę się spotkać. Wiszę jej kasę, a dziś kończy się termin spłacania długu.- Wymyśliłem bajeczkę na poczekaniu. Nawet dobrze mi to wyszło.- I czy mogłabyś mi przynieść jakąś  kanapkę albo coś? Byłbym okropnie wdzięczny! - Dziewczyna kiwnęła ochoczo głową.
     - Jasne nie ma problemu! - I z przyjaciółką wmaszerowała do pomieszczania. Łatwo poszło. I dobrze. Chwilę później wróciła z dwiema ogromnymi bułkami, zapakowanymi w folię. Oczy mi się zaświeciły na ten widok. Pisnąłem jak mała dziewczynka, po czym przytuliłem ją i ucałowałem w policzek.
     - Jesteś genialna. Dziękuję! - Wzruszyła ramionami i śmiejąc się odeszła.

***

     Nawet nie wiedziałem, jakim cudem udawało mi się unikać Setha. Na lekcjach siadałem z Philem, parę ławek przed nim, wiec do momentu, kiedy się nie odwracałem nie musiałem na niego patrzeć. A gdy tylko dzwonił dzwonek od razu wypadałem z klasy i uciekałem jak najdalej się dało. Zwykle była to albo biblioteka albo górny korytarz, na którym nie mieliśmy w tym dniu lekcji. Dopiero przed ostatnią lekcją, kiedy wchodziliśmy do klasy, spotkaliśmy się w drzwiach.
     - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - Zapytał z lekkim wyrzutem, ale cholernie pociągającym tonem. Chyba nie był zły za to unikanie i poranną ucieczkę, ale wiedziałem, że kulminacja nastąpi, kiedy spotkamy się sam na sam w pokoju.
     - Nie chciałem cię budzić, bo… tak słodko spałeś. - Odparłem szeptem z lekkim zawahaniem. Zdecydowanie za dużo kłamałem.
     Seth spojrzał na mnie robiąc, pewnie nieświadomie, słodkie oczy, a na jego policzkach wykwitły czerwone rumieńce.
     - Usiądziesz ze mną? - Zapytał z nadzieją w głosie, kiedy doszliśmy do ławki Phila.
     - Wybacz, Phil wrócił po długiej nieobecności, a Daniels się na niego wypiął. Prosił żebym mu dotrzymał towarzystwa.- Gdyby ktoś podpiął mnie dziś rano do wykrywacza kłamstw, to jak Boga kocham wieczorem urządzenie byłoby zepsute z powodu ogromu kłamstw. Westchnął, a uśmiech spełzł z jego twarzy.
     - Szkoda. – Odwrócił się i skierował do swojej ławki, na drugim końcu klasy. Ja za to usiadłem obok Dresiarza, który uśmiechał się dziwacznie.
     - Co? - Spytałem głupio.
     - Pedał rumieni się na twój widok jak dziewica. - Zaśmiałem się lekko na to stwierdzenie. - Ale pasujecie do siebie.
     - Chcesz w pysk? - Warknąłem od razu.
     - Kurwa, czemu ty się tak wzbraniasz przed prawdą? - Zapytał i przysunął się bliżej. - Mam ci przypomnieć jak zareagowałeś w windzie, podczas naszego pierwszego spotkania? - Mruknął cicho. Przeszedł mnie dreszcz. Bardzo dobrze pamiętałem, co się wtedy wydarzyło.
     - Phil! - Walnąłem go otwartą ręką w potylicę. - Nie będziemy o tym rozmawiać! Sam sobie nie potrafię z tym poradzić, a jeszcze każdy dokłada swoje trzy grosze!- Warknąłem i wlepiłem wzrok w zeszyt do matematyki. Dresiarz podniósł tylko ręce w geście obrony i dodał.
     - Powiem ci tylko tak. Seks z facetem jest znacznie lepszy niż z babą. Przynajmniej masz pewność, że cię nie wrobi w pieluchy. - Puścił mi oczko i zaśmiał się histerycznie. ~Seks z facetem jest zdecydowanie lepszy, nie tylko z tego jednego powodu~ przemknęło mi przez myśl. Źle ze mną. Rzekłbym nawet, że w chuj źle.

***

     Ledwie zadzwonił dzwonek, a mnie już nie było w klasie. Jak najszybciej pognałem do pokoju, aby tylko nie spotkać się sam na sam z Sethem. Rzuciłem torbę i zabrałem gitarę. Niestety marnowałem mój cenny czas na szukanie kartki z chwytami, bo przez moją nieuwagę znalazła się na samym dnie półki z książkami. Nawet nie wiedziałem, jakim cudem. Kiedy ruszyłem do drzwi, usłyszałem szczęk zamka.
     - O chuj! - Zakląłem pod nosem. Do pomieszczenia wmaszerował Seth. Głowę miał zwieszoną i ewidentnie był nie w humorze. Chyba zaczęło do niego docierać, że specjalnie go unikam.
     - Alex! - Warknął wkurzony. Na bank zorientował się, w co gram. - Musimy pogadać. Teraz! – Dodał, kiedy otwierałem usta żeby zaprotestować. 
     - Seth, proszę cię. Nie odstawiaj scen. - Palnąłem głupio. - Mam próbę, dobrze wiesz, jakie to dla mnie ważne. Wrócę za dwie godziny, wtedy pogadamy. 
     - Tak oczywiście. - Sarknął. - Znów się wykpisz, a ja znów nie będę wiedzieć, na czym stoję! - Pchnął mnie mocno do tyłu i ruszył w stronę łazienki. Kiedy był przy drzwiach odwrócił się i syknął. - Daniel się, co do ciebie nie pomylił. Ty naprawdę myślisz tylko fiutem i jesteś cholernym egoistą. Nie liczysz się z uczuciami innych, ważne jest dla ciebie tylko zaspokojenie TWOICH potrzeb. - Trzasnął drzwiami i przekręcił klucz. Chwilę potem usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Czułem, że powinienem go przeprosić i w końcu ogarnąć dupę, by pokazać mu jak jest, ale kompletnie nie wiedziałem jak mu to przekazać. Machnąłem ręką i ruszyłem do pokoju Phila.

***   

     - Co tak wcześnie? - Zapytał zaskoczony Phil, kiedy bez pukania wszedłem do jego azylu. Stał pod oknem i palił papierosa. 
     - Mogę sobie iść, skoro tak ci to przeszkadza! - Warknąłem. Seth wystarczająco wyprowadził mnie z równowagi, dlatego tak się rzucałem.
     - Siadaj i przestań pierdolić. - Wskazał ręką łóżko, na które opadłem. Od razu oparłem ręce na kolanach, a twarz ukryłem w dłoniach. Poczułem jak materacu ugina się obok, a Dresiarz klepie mnie po plecach. - Co się stało? - Głęboko westchnąłem. Wiedziałem, że jemu mogę zaufać, a chciałem to z siebie w końcu wyrzucić. Nie miałem, z kim o tym porozmawiać. Nie do końca ufałem Adamowi, Eddie’ mu tak samo. To tylko zwykli kumple, z resztą oni by tego nie zrozumieli, sto procent hetero. Paul po pierwsze nadal się nie odzywa, a ja tym bardziej nie zamierzałem go przepraszać, a po drugie, zaraz wyśpiewałby wszystko Sethowi, potęgując moje załamanie. Sally była we mnie zakochana i chyba spodziewała się czegoś więcej niż tylko przyjaźni, więc na pewno przykro by jej było gdybym zaczął się jej wyżalać. Po za tą paczką nie miałem jakichś przyjaciół, tylko sporo znajomych, którym nie ufałem ani krzty. Phil mógł mnie zrozumieć, był bi, miał faceta, trochę to ogarniał, więc przynajmniej mogłem mu się wyżalić. I tak zrobiłem opowiedziałem mu wszystko, od wyjścia do klubu, po dzisiejszy ranek. Phil ani razu mi nie przerwał, słuchając uważnie. Kiedy skończyłem, chłopak zbierał szczękę z podłogi, gapiąc się na mnie wytrzeszczonymi oczami.
     - Alex, nie obraź się, ale jesteś pieprznięty. - Spojrzałem na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. - No tak. Toczysz wojnę z samym sobą, nie chcesz się pogodzić z tym, że coś do niego czujesz, bo zawsze kręcił się kobiety. Byłeś homofobem i nagle to się zmieniło, jednak w tobie ciągle tkwią te uprzedzenia. Może się boisz, iż zostaniesz odrzucony, albo, że ktoś będzie cię traktował tak jak ty niegdyś traktowałeś ludzi innej orientacji. Słuchaj, nie masz się, czego bać, sam mówiłeś, że twój brat jest zachwycony myślą, że ty i Seth możecie zostać parą. W szkole też raczej nie będzie problemu, bo ludzie wyszli z tego ciemnogrodu i lubią to, co jest inne. - Przerwał oczekując aż coś powiem.
     - Jakoś mnie to nie podbudowało. - Westchnąłem.
     - Bo nie chcesz, żeby cię to, kurwa, podbudowało. Boisz się prawdy i nie chcesz jej przyswoić. Jesteś uparty jak osioł! - Wstał i stanął na wprost mnie. - Ogarnij się! Weź się w garść! Pogódź się z uczuciami. A po próbie idź do Setha i sobie wszystko wyjaśnijcie. Powiedz mu, co czujesz!
     - To chyba najlepsze rozwiązanie. - Bąknąłem i opadłem na łóżko. Chwile tak leżałem i gapiłem się sufit, kiedy do pomieszczenia wszedł Eddie ze wspaniałym Les Paulem w ręce. Przywitał się z nami uściskiem dłoni.
     - Miło, że znowu wracasz do formy! - Rzucił do Phila i przytulił go po przyjacielsku klepiąc po plecach. - Brakowało mi tych prób. Kilka chwil potem do pokoju wpadł Thomas. Z uśmiechem od ucha do ucha jak zwykle, wniósł ze sobą jeden z bębnów i pałeczki.
     - Pomożecie?- Zapytał i kiwnął głową na korytarz. Niechętnie podniosłem się z łóżka i poszedłem w wskazanym kierunku. Wnosząc bębny i talerze Toma uświadomiłem sobie, że dawno go nie widziałem. Na twarzy miał lekki zarost i zauważyłem, że zrobił sobie tatuaż na ramieniu. Gałęzie drzewa, przynajmniej tak mi się wydawało. Ale sam w sobie był ładny, przykuł moją uwagę. Kiedy skończyliśmy, rozsiedliśmy się i powoli planowaliśmy, co i jak ma to wyglądać. W końcu nie byliśmy jeszcze w całym składzie.
     - Phil? - Zwrócił się do dresiarza Śmieszek, bo tak sobie pozwoliłem nazwać Toma. - Na pewno chcesz to zaśpiewać? Nie jest to trudna piosenka, jeśli chodzi o tonację, bo twój głos do tego pasuje, ale o sam tekst. - Dresiarz zmierzył  go wzrokiem.
      - Właśnie ze względu na tekst chcę ją zaśpiewać! Nie martw się o mnie nie jestem wrażliwym jelonkiem! - Warknął
     - Ta, przez ostatni miesiąc tak wyglądałeś. - Bąknął w jego stronę. Phil podniósł się z podłogi i ruszył w jego stronę. Zareagowałem instynktownie. Stanąłem pomiędzy nimi i złapałem Dresiarza za ramiona, odpychając go do tyłu.
     - Ogarnijcie dupy. Phil odpuść! – Krzyknąłem, gdy dresiarz zaczął się wyrywać. Chłopak posłał Tomowi groźne spojrzenie i pokazał nieprzyzwoity gest. Perkusista wywrócił oczami.
     - Jak z dziećmi. - Skomentował Eddie. Drzwi otworzył się i do pomieszczenia powolnym krokiem wszedł Vincent. Trzymał niedbale bas i jak zwykle żuł gumę. Nie wyglądał na zadowolonego z życia, zresztą nigdy nie wyglądał na szczęśliwego.
     - Cześć! - Przywitał się Tom.
     - Ta. - Bąknął, a ja wymieniłem z Eddiem zaskoczony spojrzenie. - Zaczynamy? Czym szybciej to skończymy tym lepiej. - Dodał, wyjmując nuty.
     - Vincent, już dawno ci powiedziałem, że jeśli tak bardzo chcesz odejść to droga wolna. - Spokojnie rzekł Dresiarz.
     - A ja już dawno ci powiedziałem, że to ostatnia piosenka, którą razem nagramy, po czym możesz sobie szukać nowego basisty! - Fuknął.
     - No i super. - Skomentował. - Z wielką chęcią.
     - Czy każda próba tak wygląda? - Szepnąłem do Eddiego. Chłopak uśmiechnął się lekko.
     - Idzie się przyzwyczaić. - Między Dresiarzem, a Basistą nadal trwała wymiana zdań, ale nie do końca słuchałem, bo myślami byłem daleko. Skoro Vincent chce zrezygnować, to znaczy, że chłopcy będą musieli znaleźć nowego basistę. A zwykła sześciostrunowa gitara, dużo nie różni się od czterostrunowego basu. W mojej głowie zrodził się chytry plan. Jest szansa, iż spełnię i swoje marzenie i marzenie swojego taty.
     - Koniec tych kłótni, bo nic nie zrobimy! - Zarządził Tom. - Czym wcześniej to nagramy, tym szybciej uwolnimy się od Vincenta.
     - Też się kurwa cieszę! - Krzyknął wspomniany chłopak. Phil klasnął w ręce i odsunął stół.
     - Alex, nie znasz jeszcze piosenki, wiec na razie patrz jak to idzie, a potem zagracie z Eddiem. - Phil zwrócił się do mnie. Przytaknąłem i opadłem na łóżko. Kiedy się rozstawili Tom uderzył w bębny, a chwilę po nim weszła gitara. Phil zaczął śpiewać.

      Trwasz w bólu,
     Odbierz sobie życie, odbierz sobie życie, używając kokainy
     Ale ja jestem tym, kim jestem,
    Więc robię, co mogę, kiedy tylko mogę,
    Ale tak naprawdę, cholera, nie mogę zrobić nic.

    Kiedy 
wysłuchałem całej piosenki zrozumiałem, dlaczego Tom pytał czy Phil jest pewien swojej decyzji. Piosenka była strasznie przytłaczająca. Wokalista dawał mi kartkę z chwytami jeszcze przed śmiercią Olivii, ale teraz na pewno piosenka nabrała dla niego innego, mocniejszego, bardziej dołującego znaczenia. Musiałem koniecznie posłuchać oryginału, ale jak dla mnie Phil zaśpiewał to po mistrzowsku! Wielki ukłon w jego stronę! 
     - No i jak? - Zapytał, kiedy skończył śpiewać, a zespół skończył ostatnie partie. Wstałem i zacząłem klaskać. Moje klimaty, a oni odwalili kawał dobrej roboty, zastanawiałem się czy na pewno jestem tam potrzebny. 

***

     Próby trwały około dwóch godzin. Właściwie to tylko ja i Eddie ćwiczyliśmy, a Phil sobie podśpiewywał pod nosem. Tom i Vincent po godzinie stwierdzili, że jest zajebiście i poszli do siebie, więc została tylko nasza trójka. Kiedy Eddie postanowił udać się na zasłużony odpoczynek, ja specjalnie długo zwijałem swoje rupiecie. 
     - Phil? - Zacząłem kulawo.
     - Co tam młody? - Poczochrał mnie po włosach robiąc z nich bocianie gniazdo. Był w zadziwiająco dobrym humorze. 
     - Tak sobie pomyślałem, że skoro Vincent chce odejść, to… logiczne jest, iż teraz poszukujecie basisty. - Phil założył ręce na piersi i uśmiechnął się cwaniacko. - No i bas, a zwykła gitara dużo się nie różnią, dla mnie to kilka dni nauki gry. Może mógłbym zostać nowy basistą? - Spojrzałem na niego z prośbą wymalowaną na twarzy. 
     - Nie, Alex. - Rozwarłem szeroko oczy. I już miałem zapytać, dlaczego, ale on śmiejąc się odpowiedział. - Ty musisz być naszym nowym basistą! - Kiedy to usłyszałem, machinalnie rzuciłem się na niego i przytuliłem jak najlepszego przyjaciela, który wrócił z zaświatów. - Wiedziałem, że się zgłosisz. - Puściłem go i spojrzałem na niego zaskoczony.
     - Wiedziałeś? 
     - No ba. Widziałem jak mrużyłeś oczy, gdy o tym rozmawiałem z Vincentem. - Szturchnął mnie w ramie. - Zawsze byłeś przewidywalny. - Na chwilę zamilkł, oczekując jakiejś odpowiedzi, ale ja już wyobrażałem sobie jak kiedyś stoję na scenie z basem w ręku. Phil śpiewa, Eddie nawala solo na gitarze, a Tom świetnie się bawi uderzając w gary. Rozmarzyłem się, a błogi uśmiech zagościł na mojej twarzy. - Uważam, że powinieneś już iść. Bo Seth na ciebie czeka. - Brutalnie zakończył moją wizję, sprowadzając myśli na ziemię. Kiwnąłem tylko głową i pożegnawszy się z nim ruszyłem do siebie.
     Nie byłem zbytnio zestresowany, nawet nie układałem w głowie tego, co miałem mu powiedzieć. Podobno najlepsze rzeczy dzieją się, gdy człowiek jest spontaniczny, więc postanowiłem spróbować. Potem przyjdzie czas na żałowanie swoich decyzji. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do naszego azylu. 
     Nieprzyjemny skurcz ścisnął mój żołądek, kiedy na łóżku Setha, poza nim ujrzałem Bennett ‘a siedzącego w jego nogach. Kiedy tylko mnie ujrzeli, Bennett spokojnie powiedział:
      - To ja już pójdę. Miło było. - Seth uśmiechnął się lekko i skinął głową. Uścisnęli sobie dłonie i tyle go widziałem. Nawet lepiej, bo dziwna złość we mnie wrzała, gdy tylko go widziałem. Upewniłem się, że wyszedł, po czym niespiesznie odstawiłem gitarę na stojak i usiadłem na łóżku, patrząc Czarnemu prosto w oczy.   Kiedy zacząłem otwierać usta, żeby coś powiedzieć, Seth zerwał się i zaczął zmierzać do wyjścia. Szybko się poderwałem, złapałem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Przybrał tę swoją ironiczną maskę, ale mimo tego, że wyprowadziło mnie to z równowagi nie odezwałem się słowem na ten temat. 
     - Chyba mieliśmy porozmawiać? - Prychnął cicho i próbował się wyrwać, ale ścisnąłem jego rękę mocniej. - Sam mówiłeś, że jestem dziecinny, a teraz nie zachowujesz się lepiej. - Dodałem spokojnie. - Opanuj się, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
     - A ja nawet wiem, co. - Zaczął. - Chcesz mi powiedzieć, że byłeś pijany i teraz tego żałujesz, nie powinno się to wydarzyć, mam spiąć pośladki i zapomnieć… Nie robić sobie nadziei. - Był całkiem pewien swoich słów. Zaśmiałem się cicho, przez co McLann spojrzał na mnie dziwacznie. - I jeszcze cię to śmieszy. Żałosny jesteś! - Warknął i zaczął się szarpać. 
     - Uspokój się i daj mi dojść w końcu do słowa! - Podniosłem głos. Spełnił moją prośbę, ale nadal miał zaciśnięte wargi. - Dziękuję. A teraz mnie posłuchaj. Bo chciałem ci powiedzieć coś całkowicie odwrotnego. - Jego szczęka zjechała do samej podłogi. - To, co się wczoraj stało... To nie był błąd. Cieszę się, że to zrobiliśmy, cholernie mi się podobało. Pozwoliło mi to trochę odkryć, czego chcę. 
     - Alex? - Wtrącił. Przyłożyłem palec do jego ust.
     - Cii, słuchaj mnie uważnie. - Uciszyłem go. - Nie będę tego powtarzał, bo powiem to pierwszy i ostatni raz. Chcę zostać twoim partnerem.         

__
* Fragment piosenki Cocaine- Nomy'ego. Miałam ogromną ochotę wkleić tu cały tekst, ale zajęłoby to za dużo miejsca

Beta: Inverno\m/
Blog Bety:Bo nie poznaliśmy się po to, by o sobie zapomnieć 
Wattpad Bety: "Take me home" 

~~~~~~~~~~~~
Witajcie! :D Sprawnie mi poszło :D Rozdział był już gotowy od dawna ale jakoś nie było czasu żeby go wstawić :/ Ale mam nadzieję, że rozdział jest satysfakcjonujący :3 Piszczcie w komentarzach czy podoba wam się taki obrót spawy. Ja sam cieszę się że wreszcie do tego doszło bo już miałam dość opisywania myśli Alexa, bo biedactwo nie mogło się pogodzić ze swoimi uczucia :D 
Mam jeszcze dwie urodzinowe informacje :D
Według moich obliczeń wynika że opowiadanie ma już ponad 2 lata :D 1 sierpnia obchodziło swoją drugą rocznicę :D Na śmierć o tym zapomniałam :D Chciałam wam podziękować za to ze jesteście ze mną, że wspieracie mnie w chwilach załamania (nigdy nie zapomnę kiedy napomknęłam o drobnym problemie a aż dwie osoby odezwały się w wiadomości prywatnej. Dla takich chwil warto tworzyć!) Uwielbiam wasze komentarze, niekiedy zabawne, a czasem dające kopniaka i motywację!To opowiadanie jest tworzone głównie dla was! Zwykle gdy mam ochotę to rzucić w cholerę myślę sobie że sama jestem czytelnikiem i nie chciałabym gdyby ktoś bez słowa zostawił opowiadanie które czytam! Dlatego ten odcinek możecie potraktować jako  urodzinowy prezent! :D
Oraz druga rzecz. Jutro nasz główny bohater obchodzi urodziny! :D Niby postać fikcyjna a mam ochotę życzyć mu Wszystkiego najlepszego bo sama jutro świętuję urodziny! :D Wszystkie postacie mają daty urodzin ważnych dla mnie osób, i dlatego każdą z nich kocham :D
Na koniec powiem wam tylko tyle.
Dziękuję, przepraszam, czekajcie!
~Himana <3 <3  




2 lip 2017

Zrozumieć Uczucia Rozdział 29

Beta: Inverno\m/

Blog Bety:Bo nie poznaliśmy się po to, by o sobie zapomnieć 
Wattpad Bety: "Take me home" 

Alex
    Nawet nie zdążyłem mrugnąć, wszystko potoczyło w błyskawicznym tempie. W dwóch krokach podszedł do mnie, bez ostrzeżenia złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie. Nawet nie zdążyłem zareagować, kiedy jego usta już spoczywały na moich. Całował władczo i zawzięcie, językiem próbował wedrzeć się do wnętrza moich ust. Chciałem go odepchnąć, lecz za nim to zrobiłem, rozważyłem wszystkie za i przeciw. Jeżeli pozwolę na kontynuację pocałunku jest szansa, że wyprostujemy nasze ścieżki oraz możliwość, iż  odkryję, czego  naprawdę pragnę. Wciąż się wahając rozchyliłem wargi i pozwoliłem mu dominować. Pieścił moje podniebienie metalową kuleczką w języku. Nie pozostawałem mu bierny i oddawałem pocałunek. Nawet nie zauważyłem, kiedy stało się to walką o dominację. Już kiedyś go całowałem, ale wtedy wyglądało to bardziej jak muśniecie jego ust, teraz czułem, że mogę pozwolić sobie na więcej. Gdy po długiej chwili oderwaliśmy się od siebie, Seth spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się cwaniacko i szepnął.
     - Gdybym cię nie kochał nie zrobiłbym tego. - Przerwał na chwilę i dodał. - A ty, gdybyś nic do mnie nie czuł nie pozwoliłbyś mi tego zrobić. - Stałem jak wryty, patrząc na niego i nie mogąc wydusić słowa. Chłopak puścił mi oczko i wyszedł, cicho zamykając drzwi.
     Musiałem to wszystko poukładać w głowie, ale jednego mimo swojej niechęci byłem pewien. Podobało mi się.

***

     - Alex! - Usłyszałem za sobą, gdy powoli wlekłem się do stołówki. Odruchowo odwróciłem głowę i zaryłem czoło w czoło osoby, która mnie wołała.
     - Au, kurwaaa. - Zakląłem. Eddie zaśmiał się głośno i rozmasował bolącą głowę.
     - Miłe powitanie. Co tam? – Zapytał, uśmiechając się. Miał znakomity humor, czego nie można było powiedzieć o mnie. Po porannej konfrontacji z Sethem, złapałem doła i najchętniej bym się upił. Tak. To znakomita myśl.
     - Idziemy wieczorem pić? - Zapytałem, olewając zadane przez niego pytanie.
     - Uuu, coś cię nieźle spaprało samopoczucie, co? - Odparł, unosząc jedną brew do góry.
     - A żebyś wiedział. - Bąknąłem.
     - No dobra, mam wziąć Adama albo Phila?
     - Nie wiem, Adam może być, ale Phil chyba nie. Ostatnio zrobił się bardzo drażliwy i niemiły dla otoczenia. Poza tym powinien przystopowywać z alkoholem. - Chłopak kiwnął głową na znak, że rozumie. - Pójdę do niego po lekcjach, dawno z nim nie gadałem.
     - Wspominał o tym ostatnio. Martwię się o niego. Bardzo przeżył to, że Olivia go zdradziła i gdyby to dziecko się urodziło nawet nie miałby pojęcia, że nie jest jego. Poza tym przestał na trochę brać i znowu do tego wraca.- Westchnąłem głośno. Szczerze to też mnie martwiło jego zachowanie.
     - Marnuje sobie życie. Spróbuje z nim pogadać. – Powiedziałem i rzuciłem torbą na ławkę. Niehigienicznie, ale miejsce musiałem zająć. - Chodźmy coś zjeść, bo umieram z głodu, a za niedługo trzeba się zbierać na lekcje. - Chłopak kiwnął głową i skorzystał z moje propozycji.

***

     Miałem dziwne wrażenie, że Seth mnie unika. Na wszystkich lekcjach siadał w pierwszych ławkach z Sarą - miłą dziewczyną, która na niego leciała i wcale się z tym nie kryła. Przerwy spędzał z klasą, co było dziwne, bo zwykle trzymał się na uboczu. Sprawiał wrażenie, jakby nic się nie stało, mnie natomiast trzepało na widok jego zadowolonej buźki. Nie potrafiłem się skupić na omawianych tematach, cały czas wgapiałem się w jego plecy i myślałem nad sensem jego porannych słów. To, co zrobiliśmy było głupie, ale na swój sposób przyjemne. Czy on miał rację? Czy gdybym nic do niego nie czuł to nie pogłębiłbym pocałunku? Czy to tylko pociąg? A może brak seksu i dziewczyny? Już prawie pół roku żyłem w celibacie.        
     Moje rozmyślenia przerwał dzwonek oznajmiający koniec lekcji. I wraz z nim postanowiłem zakończyć moje rozterki. Nie doszedłem do żadnych konkretnych wniosków i lekko mnie to irytowało. Zabrałem torbę i wymaszerowałem na korytarz, kierując się w stronę windy. Phil znów opuścił lekcje. Staczał się. To, że jego ojciec był dyrektorem nie oznaczało, że na dłuższą metę będzie mógł gnić w pokoju. W końcu go wyrzucą. Będzie miał za słabą frekwencję, za mało ocen, a nie zdanie do następnej klasy oznacza natychmiastowe usunięcie ze szkoły. Chyba sobie nie zdawał z tego sprawy. 
    Wiedziałem, że dla niego to trudny okres, ale zamartwianie się nie przywróci Olivii życia. Musiałem go uświadomić, bo chyba tylko brutalna prawda może przywrócić go do względnej normalności. 
     Westchnął i zapukałem do drzwi jego pokoju. Usłyszałem stłumione "proszę" i wszedłem. Okropny zapach, sprawiał, że miałem ochotę uciekać. Odór papierosów, alkoholu i potu, mieszał się z przykrym zapachem zapleśniałego jedzenia stojącego na stole.
     - Hej. - Powiedziałem niepewnie. Phil wyglądał okropnie. Miał na sobie brudny biały T-shirt, dresowe spodnie miały powyciągane kieszenie i rozdarcia na kolanach. Miał podkrążone i przekrwawione oczy, tłuste rozczochrane włosy. Mimo okropnego stanu uśmiechał się lekko. 
    - Miło cię widzieć, już myślałem, że o mnie zapomniałeś. - Powiedział lakonicznie i ochryple.
     - Nie było mnie w szkole. - Odparłem i podszedłem do okna, aby je otworzyć. Na parapecie leżała dobrze znana mi buteleczka i dwie brudne strzykawki. Przeszedł mnie zimny dreszcz, a niewidzialna ręka ścisnęła mi żołądek. 
     - Phil... - Zacząłem niepewnie. Chłopak chyba się tego spodziewał, bo wywrócił oczami i od razu wszedł mi w słowo.
     - Ograniczyłem. Naprawdę. Ale sam rozumiesz... - Westchnął głośno. - Ja nie potrafię sobie z tym poradzić, nie umiem zrozumieć. Czemu mnie zdradziła i wmawiała, że to moje dziecko?! - Krzyknął oburzony. Czułem jego ból w głosie.
     - Dobrze, że chociaż miała odwagę się przyznać. Nie biję kobiet, ale gdyby żyła to bym ją rozszarpał. - Warknął, sięgnął po puszkę z piwem i solidnie z niej pociągnął.
     - Phil, słuchaj może to, co powiem nie będzie miłe, ale musisz wziąć się w garść. Zrobiła ci świństwo, ale ona już nie żyje. Alkohol nie zwróci jej życia! Masz dla kogo żyć! Masz chłopaka, który oddałby za ciebie życie, masz masę przyjaciół, którym możesz zaufać. Masz zespół, który tak kochasz, twoi fani cię potrzebują! - Gadałem bez ładu i składu, ale jego to chyba ruszyło, bo jego ręka zastygła w powietrzu, kiedy znów sięgał po puszkę.  Spojrzał na mnie dziwnie. Nie rozumiałem, dlaczego, tak bardzo przeszkadzała mu zdrada Olivii, sam robił to samo, tylko, że z jego związku nie mogło być dziecka. Przez chwilę miałem ochotę mu to powiedzieć, ale wiedziałem, jakie ma wahania nastrojów i albo by się popłakał, albo by mi przyjebał. 
      - Właściwie, to chyba masz rację. - Bąknął. Położył się na łóżku i spojrzał w sufit. - Chyba najwyższą pora się ogarnąć.- Triumfalny uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Nawet nie powiedziałem nic twórczego, ani przekonywującego, a jednak coś go ruszyło. ~Jestem dobry w te klocki.~ Pogratulowałem sobie w myślach. - Chyba muszę się przeprosić ze szkołą. - Spojrzał mordercze na zeszyty leżące na stoliku.- I z pracą domową. - Jego głos brzmiał tak jakby mówił o najobrzydliwszej rzeczy na świecie. 
     - Mogę ci podrzucić zeszyty. - Zaproponowałem.
     - Nie no, aż tak bardzo nie zamierzam się z nią przepraszać. Wystarczy, że przepisze tematy z książek. - Rzucił uśmiechając się lekko, a mnie to bardzo podbudowało. Dzięki kilku moim słowom Phil był na dobrej drodze, żeby się ogarnąć. Podniósł się i powlókł do szafki na drugim końcu pokoju. Wyciągnął z niej czarny worek na śmieci i jeszcze bardziej mnie zadziwiające zaczął wrzucać do niego śmieci. 
     - Nooo muszę powiedzieć, że jestem dumny. - Powiedziałem obserwując jego poczynania. Już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili do pokoju wszedł Daniel. Jak zwykle z grzywką na pół twarzy i w czarnych obcisłych ubraniach. Na rękach miał pełno bransoletek, za to szyję zdobił jakiś dziwny, pedalski rzemyk.
     - Co ty tu robisz?! - Warknął w moją stronę. Czy ludzie serio są tacy tępi czy zadają głupie pytania, żeby wkurwić. 
     - Wykupić ci wizytę u okulisty? - Zapytałem z ironią. Jego warga dziwnie zadrżała, ścisnął dłonie w pięść i głośno odetchnął. 
     - Phil? Co ty robisz? - Zapytał zaskoczony, widząc jak dresiarz wyrzuca do worka całą zgrzewkę piwa. 
     - Porządkuję swoje życie. - Odparł zadowolony. Uśmiechnął się i usiadł na łóżku. - Alex uświadomił mnie, że jestem żałosny. - Uśmiechnął się do mnie promiennie, tak jak jeszcze nigdy, oczy wyszły mi z orbit na widok jego ucieszonej japy. I nawet zrobiło mi się ciepło na sercu. Daniel spojrzał na mnie podejrzliwie.
     - Kurwa no, nic mu nie dałem! Ani nic mu nie zrobiłem! - Warknąłem do niego.
     - I tak ci nie ufam. - Powiedział oschle. Patrzył na mnie groźnie. Wystarczyło, że go zobaczyłem i miłe uczucie z pomocy Philowi uszła natychmiastowo. - I ty bardzo dobrze wiesz, dlaczego. - Dodał. Zmarszczyłem czoło. Nie miałem pojęcia, co miał na myśli. Starałem się przypomnieć sobie, co takiego mu zrobiłem. Ale po za tym, że on przyjaźni się z Sethem i ciągle ma do mnie pretensję to nic innego nie przychodziło mi na myśl.
    - W porównaniu do ciebie jestem facetem i nie myślę tak błyskotliwie jak ty. Do mnie mówi się prosto.- Warknąłem. Na przemian otwierał i zamykał usta. Chyba mu zawiesiło mózg. Uśmiechnąłem się ironicznie. 
    - Nie będziemy teraz o tym rozmawiać! - Rzucił w końcu. Parsknąłem cicho.
    - Phil zbieram się, nie będę z nim - pokazałem na Daniela głową - przebywał w jednym pokoju! - Dresiarz był ewidentnie zaskoczony naszą wymianą zdań, bo przez chwilę tylko tempo się na mnie patrzył. 
     - A… Okej. - Powiedział w końcu. 
     - Do zobaczenia jutro na lekcjach. - Uścisnąłem mu dłoń i przechodząc obok Danielsa, popchnąłem go z bara. 

*** 

    Godzinę później stałem ubrany i gotowy do wyjścia pod pokojem Adama. Kiedy wróciłem do siebie, Dziwaka nie było. Więc na spokojnie, bez żadnego wkurwu i presji mogłem się przygotować do wyjścia na imprezę. 
     - Witam sąsiada. - Powiedział uradowany. Miał na sobie czerwoną koszulę w czarną kratę i wyglądał bardzo dobrze. Czarne spodnie przecierane na kolanach znakomicie leżały, mimo jego tuszy. Chłopak miał bardzo długo grzywkę spiętą z tyłu w malutką kitkę. 
     - Idziemy po Eddiego? - Zapytałem podając mu rękę na powitanie. 
     - Czeka na zewnątrz, pisał mi.
     - No to chodźmy. - Ruszyliśmy w stronę windy. 
     - Widziałeś się z Philem? Bo Vincent o niego pytał. Ciągle zawalają próby. - Zagadał. Kiwnąłem głową potwierdzająco.
     - Tak, myślę, że od jutra, ewentualnie od piątku wróci do żywych. - Zaśmiał się.
     - No to dobrze. – Gdy przechodziliśmy obok jednego z pokoi, drzwi otworzyły się. Nie zwróciłbym na to większej uwagi gdyby osobą wychodzącą nie był Seth. Czarny stał już w progu, kiedy za nim pojawił się wysoki chłopak. Krótko wystrzyżony i lekko przypakowany. Trochę przypominał Phila. 
     - No, muszę przyznać, jesteś dobry w te klocki. - Rzucił nieznajomy. Byliśmy już za nimi, więc chyba nie mieli pojęcia o naszej obecności. Odwróciłem się zaskoczony. Zabrzmiało to dość dwuznacznie. 
     - Co ty? - Zapytał Adam.
     - Cii! - Ucieszyłem go. I machnąłem ręką, aby szedł. - Dogonię cię. - Wzruszył ramionami i odszedł z rękami w kieszeni. Stanąłem w kącie i słuchałem.
     - To, kiedy to powtórzymy? - Usłyszałem głos Dziwaka. Facet stojący w drzwiach mruknął cicho i powiedział.
     - Hmm… Może w  weekend? - Zaproponował. Czarny przytaknął i odszedł cicho żegnając się. To było dziwne. Bardzo. Czyżby Sethowi przestało zależeć? Znalazł sobie kogoś innego? Skoro tak to na chuj mi suszy głowę! Zrobiło mi się dziwnie przykro. Mimo, że nic do niego nie czułem i tak pojawił się ból w sercu. Stałem wpatrzony w jego plecy. Nie zdążyłem się odwrócić, kiedy on wchodził do naszego pokoju. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Widziałem jego spojrzenie i lekki ironiczny uśmiech. Tylko jedno pytanie chodziło mi po głowie. Dlaczego?

***

     Weszliśmy do zadymionego klubu. 
     - Idę zamówić, co wziąć czystą, piwo, czy jakiegoś drinka? - Zapytał Eddie, wzrokiem szukałem wolnego miejsca. Było dość sporo ludzi, ale nie były to tłumy, więc wolne loże się znalazły. 
     - Potrzebuje coś bardzo mocnego. Jak chcecie drinki to sobie weźcie, ja potrzebuję wódki. - Stwierdziłem od razu.
     - Uuu, Alex z tobą jest gorzej niż myślałem. - Rzekł Adam. Byłem mu wdzięczny, że nie drążył tematu. Sam miałem mętlik w głowie, nie byłbym w stanie mu tego wytłumaczyć, a bynajmniej nie na trzeźwo.
     Usiedliśmy przy małym stoliku w kącie, dzięki czemu mieliśmy pełen widok na cała salę.  Chwilę po tym jak zajęliśmy miejsca, Andy przyniósł drinki i opadł na krzesło obok mnie. Oczy mi się zaświecił, kiedy zobaczyłem mój ulubiony trunek. Od razu chwyciłem za butelkę i za jedyny zamachem wypiłem jeden kieliszek, a chwilę później drugi. Rozkoszowałem się gorzkim smakiem, który parzył moje gardło. W dziwny sposób mnie to odstresowało. Adam i Eddie wymienili spojrzenia.
     - No, co? - Zapytałem, mało inteligentnie.
     - Nic, kompletnie nic. - Powiedział Adam, a jego głos przesiąknięty był sarkazmem i ironią. Zlałem to, bo był to ostatni problem, którym chciałem się przejmować w tamtym momencie. Spod przymrużonych powiek obserwowałem salę, jednym uchem słuchając, o czym gadają moi towarzysze.  Nie piłem z nimi. Piłem sam, przez co czułem się jakbym był na innej imprezie. Ale ja potrzebowałem się upić, a oni chcieli się tylko wyluzować. To była ta różnica. Po dobrej godzinie siedzenia, zaczęło mi się lekko kręcić w głowie i szumieć. Jednak wtedy moim oczom ukazała się prześliczna dziewczyna. A przynajmniej tak mi się wydawało. Miała bardzo ładne kształty. Obcisła mini idealnie uwydatniała jej pośladki, a krótka koszulka odsłaniała pępek. ~Oo tak. Tego mi potrzeba~  przemknęło mi przez myśl. Spojrzałem na Adama, mając nadzieję, że on też widzi to cudo.  Ale on wlepiał wzrok w kelnerkę. Miał słaby gust. Bo moja Anielica była milion razy lepsza niż to chuchro. Eddie też sprawiał wrażenie jakby jej nie zauważył. ~Cóż ich strata~ wzruszyłem ramionami i odezwałem się:
     - No, panowie, życzcie mi powodzenia. Idę na podboje. - Brew grubego podjechała do góry. Odchrząkną znacząco i wykonał dziwny gest ręką.
     - A myślałem, że jesteś homo.
     - A ja myślałem, że będziesz jedyną osobą, która nie dostanie ode mnie w ryj. - Bąknąłem i nie czekając na więcej jego słów ruszyłem do Anielicy. Byłem schlany w trzy dupy. Piłem za szybko i nogi strasznie mi się plątały. Ale przed imprezą powiedziałem sobie, że jeżeli wyrwę jakąś laskę i zaciągną ją do kibla, bądź łóżka, to powinienem się poważnie zastanowić nad swoja orientacją. 

***

     Zaciągnięcie tej łaski do kibla nie było wcale trudne, to była tylko kwestia czasu. Dziewczyna miała na imię Swan. Piękne imię, adekwatne do jej wyglądu. Ciało bez ubrań też miała śliczne. Jędrne i kształtne, miała idealnie białą karnację, bardzo długie nogi. Mruczałem cicho jeżdżąc dłońmi po jej ciele. Na chwilę zapomniałem o Czarnym. Czułem jak mój członek twardnieje w jej delikatnej dłoni.  Była doświadczona, bo dobrze wiedziała, co robić. Kiedy włożyła mojego penisa do ust poczułem dziwny uścisk w brzuch. Brakowało mi czegoś, ale nie potrafiłem stwierdzić, czego. 
     - Wystarczy. Odwróć się. – Powiedziałem, kiedy myśl o tym, czego mi brakowało zaczęła mnie przerastać i sprawiać, że nie czułem przyjemności. Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie. Patrząc na jej jędrne pośladki, przemknęło mi przez myśl, że to już czas spróbować analnie. W końcu wszyscy mówią, że już są po. ~Co mi szkodzi?~ Pomyślałem. Z braku innego nawilżenia, splunąłem na swoją dłoń i palcami zacząłem ją rozszerzać. Może i nie byłem specjalnie delikatny, ale dziewczyna nie narzekała, więc kontynuowałem palcówkę.
Gdy uznałem, że wystarczy, założyłem prezerwatywę, i bez ostrzeżenia wszedłem w nią. Nie dałem rady wepchnąć się do końca, jednak i tak poczułem przyjemność z ciasnego wnętrza. Swan zawyła z bólu, ale nic nie powiedziała. Dałem jej chwilę na przyzwyczajenie się, sam upajając się cudowną ciasnotą i otulającym ciepłem. Lekko się poruszyłem, a przyjemność, która mnie ogarnęła na chwilę zamroczyło mnie. Mruknąłem cicho i kontynuowałem. Poruszałem się szybko i brutalnie. Swan była dla mnie jedynie źródłem wyżycia się i dojścia, ale jej to widocznie nie przeszkadzało. Jęczała, wiła się i co chwila wykrzykując moje imię, a to strasznie mnie nakręcało. Nie uprawiałem seksu kilka miesięcy, przez co doszedłem po kilku minutach. Byłem tak spragniony przyjemności, że nawet się nie hamowałem. Opadłem na sedes, zadowolony i spełniony. Dziewczyna bez  słowa założyła spodenki, poprawiła koszulkę puściła mi oczko i wyszła. Nawet nie zwróciłem na to uwagi.

***

     Wróciłem do chłopaków. Zlustrowali mnie spojrzeniem i uśmiechnęli się dziwacznie.  
     - Jak było? – Zapytał Eddie. Uniosłem kciuki do góry i pociągnąłem porządnego łyk piwa Adama. 
     - No, w końcu kogoś wyrwałeś, już się bałem, że jakaś cnotka jesteś. - Dodał. Zrobiłem zdziwioną minę i parsknąłem śmiechem. 
     - Wiesz, kiedyś byłem niezłym Alvaro.  Miałem wszystkie, tylko kiwnąłem palcem. - Znów upiłem trochę trunku. - Teraz straciłem swój urok, albo macie tu w LA ślepe laski. - Zaśmiałem się.
     - Taa. - Bąknął z ironią Adam. Rozwaliłem się na krześle i rozejrzałem po sali. W pewnej chwili gdzieś przy barze mignęła mi znajoma czupryna. Wiedziałem, że kojarzę i byłem pewien, iż to ktoś ze szkoły.
     - Ej, a to nie McLann i Bennett? - Zapytał zaskoczony okularnik. Dopiero po tym pytaniu rozjaśniło mi się, do kogo należał ta czupryna. Przyjrzałem się lepiej i zobaczyłem Setha tańczącego z tym samym chłopakiem, z którym widziałem go po południu. Dziwne ukłucie przeszyło mi serce, a niewidzialna ręka ścisnęła żołądek. Znów dał mi powód do rozmyślania, czy on przestał coś czuć? Czy w chwili, kiedy ją powoli się zakochiwałem, zacząłem odkrywać siebie to on się odkochał? Dlaczego on tak wszystko utrudniał? Ja pierdole. Ścisnąłem dłonie w pięść ze złości. Nalałem wódki do kieliszka, wypiłem cały i od razu napełniłem drugi. Zanim zdążyłem wypić, Eddiego złapał mnie za rękę.
     - Ej, ej, ej. Przystopujemy. Zaraz cię sieknie, mieszasz i jeszcze pijesz jak wariat. Zwolnij. - Adam mu przytaknął. 
     - Mam to w dupie. - Chłopak miał rację. Już od dłuższego czasu kręciło mi się w głowie. Jeśli dalej pił bym w takim tempie, na pewno urwałby mi się film.
     - Mhm, dawaj to, wystarczy już. - Wyrwał mi kieliszek z ręki. Fuknąłem na niego i wykląłem w każdy możliwy sposób. Odszukałem McLanna wzrokiem.      
     Tańczył przytulny do partnera. Krew pełna alkoholu zawrzała we mnie, wściekłość i przenikająca zazdrość sprawiły, iż postanowiłem rozpieprzyć mu romantyczny wieczór.  
     - Gdzie ty znowu leziesz? Schlałeś się w trzy dupy, ledwo się trzymasz na nogach! - Warknął Eddie.
     - No to, co? Muszę coś zrobić. - Wybełkotałem. Dla mnie to wyglądało jak mowa normalnego, trzeźwego chłopaka, ale prawda była inna. Nachlany nigdy nie przyzna się, że jest pod wpływem.  Adam złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie. 
     - Zbieramy się. Nic z tego nie będzie. Na chwilę odwrócimy wzrok i on nam ucieknie. - Rzekł do Eddiego. Kiwnął głową. Zacząłem protestować. Powiedziałem, że mu zepsuję wieczór i chciałem dotrzymać słowa. Mimo moich protestów, Adam i Eddie wyciągnęli mnie z stamtąd. Byłem wściekły na nich i na siebie, ale potem pomyślałem, że nic straconego. W końcu wróci, a wtedy zniszczę mu mózg. 

*** 

     W pokoju byłem trochę przed północą.  Lekko wstawiony Adam zadeklarował się, że mnie popilnuje, żebym nie robił głupot. Ogarnąłem się w łazience i już odświeżony w spodniach od piżamy i czarnym podkoszulku położyłem się do łóżka. Wiedziałem, że Adam będzie czekał, dopóki nie zasnę. Dlatego ledwie się powstrzymując przed nadmiernym kręceniem się, udałem, że zasnąłem. Nie wiedziałem, że byłem aż tak zmęczony. Leżąc tak dłuższą chwilę powieki zaczęły się robić coraz cięższe. Musiałem się pilnować, żeby naprawdę nie odlecieć. Dopiero po kilku minutach usłyszałem jak Adam wstaje i zmierza do drzwi. Przybiłem sobie piątkę w myślach i usiadłem na materacu.
     Przez kwadrans, patrzyłem tępo w ścianę i obmyślałem wstępny plan jak potoczy się rozmowa, gdy Seth wreszcie przyjdzie. Chociaż, znając życie, gdy przyjdzie moment konfrontacji, cały plan pójdzie w pizdu.
     Po godzinie kręcenia się i wzdychania, zrezygnowany, zmęczony i upity opadłem na podłogę. Eddie i Adam twierdzili, że byłem pijany, a w moim odczuciu byłem tylko wstawiony. Potrafiłem wypić znacznie więcej. Trzeźwo myślałem, więc nie było źle.
     Nie wiedziałem jak długo leżałem na podłodze, aż wreszcie usłyszałem zgrzyt zamka. Leżałem bez ruchu czekając na jego przyjście. 
     - Co ty kurwa robisz? – Zapytał, kiedy wchodząc do pokoju potknął się o moją rękę.
     - A co, teraz cię to obchodzi? Nie masz swojego fagasa to wracasz do mnie? - Zapytałem z przekąsem. ~W głowie to brzmiało lepiej~ pomyślałem.
     - Vega, co ty pierdolisz? Jaki fagas? Jakie wracanie do ciebie? - Odparł zdziwiony i zbity z tropu. Wstałam powoli i stanąłem z nim twarzą w twarz. 
     - Uważasz, że możesz się mną bawić? Że możesz wzbudzać we mnie litość i zazdrość? I że pozwolę sobą tak pomiatać? - Warknąłem.
     - Vega, bredzisz, jesteś pijany i nie wiesz, co mówisz. - Odsunął mnie ręką i podszedł do szafy. Niedane mu było jej otworzyć. Przycisnąłem go do niej i odwróciłem w swoją stronę. 
     - O nie, ja znakomicie wiem, co mówię. Po co cała ta szopka z tą twoją wielką miłością skoro masz kogoś?! - Jego oczy rozwarły się natychmiastowo, a dziwny kpiący uśmiech pojawił się na jego twarzy.
     - Przecież ja nikogo nie mam, debilu! – Nie wierzyłem mu.
     - Pieprzyliście się już? Ma lepsze mięśnie niż ja? Czy może jest przystojniejszy? A może ma większego niż ja? Całuje lepiej ode mnie? – Pytałem coraz bardzie wkurzony, a on dalej stał w szoku. 
     - Dobra, zapytam wprost. O chuj ci chodzi? Brałeś coś, czy serio jesteś taki pijany? 
     - Nie zmieniaj tematu! W czym ten Bennett jest lepszy? -  Jego brwi zniknęły pod czupryną. Założył ręce na piersi i rzekł.
     - Alex, ja wiem, co cię gryzie. Ty zwyczajnie jesteś zazdrosny. - Zaśmiał się dziwnie i wysunął z mojego uścisku.
     - Jeszcze jakbym miał, o co! - Bąknąłem lekko zmieszany, bo przecież nie przyznam się, że to prawda. 
     - To, dlaczego zadajesz te wszystkie pytania i czepiasz się ludzi, którzy ogólnie nie powinni cię obchodzić? - Zapytał siadając na łóżku. 
     - Już ci powiedziałem, nie rozumiem, po co się mną tak bawiłeś?! Po cholerę to całe wyznanie o miłości. Jeszcze na siłę zrobiłeś, że mnie geja! Dlaczego robiłeś mi nadzieję?! - Zamurowało go, widziałem to. Przez chwilę głupio się gapił, a potem  uśmiechnął się ironicznie. 
     - Czy ty powiedziałeś, że ZROBIŁEM z ciebie geja? - O Kurwa. No to się wkopałem. Zajebiście. Seth wstał i stanął na wprost mnie. 
     - Przesłyszałeś si... - Nie zdążyłem dokończyć. Chłopak złapał mnie za kark i przyciągnął do siebie. Powtórzyła się sytuacja z rana. Znów mocno przycisnął swoje wargi do moich, choć może troszkę bardziej władczo niż wcześniej. Bez tej nutki niepewności.
     Stukał kolczykiem w języku o moje zęby, a to z jakiegoś powodu było bardzo podniecające. Zamroczony tym, co się dzieje, pchnąłem go na jego łóżko. Upadł na nie, a ja na niego, nie odrywając od siebie ust.
     Do końca nie wiedziałem, co robię, moje zachowanie spowodowane było nadmiarem alkoholu. Tak przynajmniej sobie to tłumaczyłem.
     Jeździłem dłońmi po jego ciele, jakbym chciał zapamiętać każdy szczegół jego skóry. Zatrzymałem ja na rozporku jego spodni. Bez ostrzeżenia, bez słowa, odpiąłem guzik i zsunąłem je w dół. Seth nie zostawał bierny, odpłacił się tym samym, rzucając moje spodnie na podłogę. Oderwaliśmy się od siebie lekko dysząc.
     - Alex? Na pewno tego chcesz? - Zapytał lekko się wahając. Blask księżyca oświetlał delikatnie pokój, ale oczy już na tyle przyzwyczaiły się do ciemności, że mogłem dostrzec jego ogromne wypieki na policzkach.
     - Chyba gdybym tego nie chciał to już dawno bym cię zwyzywał. - Nie mogłem się powstrzymać i  dodałem. - Pedale. - Zanim zdążył coś odpowiedzieć przylgnąłem do jego ust. Dłońmi zataczałem okręgi na jego klatce piersiowej, celowo drażniące jego sutki, za każdym razem, gdy któregoś z nich mocniej ściskałem. Seth pojękiwał w moje usta i wił się jak opętany. A przy okazji i ja z tego korzystałem. Ocierał się przy tym swoim nabrzmiały kroczem o moje. Oderwaliśmy się od siebie na chwilę, żeby zdjąć koszulki. Zostaliśmy w samych bokserkach. Wtedy to Seth przejął pałeczkę. Całkiem śmiało przekręcił mnie na plecy, tak, że leżałem pod nim. Złożył delikatny pocałunek na każdym z moich sutków i zjechał do bokserek. Chwycił je i jednym płynnym ruchem zdjął  z mojego ciała. Zamruczał, a potem delikatnie oplótł wokół mojego nabrzmiałego członka palce. Wydałem bliżej nieokreślony dźwięk, ale przyjemność, jaką mi sprawiał robiąc to na przemian ustami i ręką nie pozwalała się skupić na niczym innym. Nie chciałem dochodzić od razu. Chciałem jemu też sprawić przyjemność. Dlatego z wielką niechęcią, lekko go od siebie odsunąłem i zająłem się nim w podobny sposób jak on mną. Tyle, że ja nie wkładałem go do ust. Robiłem to tylko ręką. Już samo dotykanie innego penisa niż mój było dla mnie dziwne, a obciągnąć mu wargami było już szczytem. Tym bardziej, że do końca nie wiedziałem czy tego tak naprawdę chcę. Jemu to chyba nie przeszkadzało. Bo widziałem po jego minie, że rozpływa się z rozkoszy.
     Po kilku minutach, gdzie tylko on odczuwał przyjemność, lekko się odsunął i sięgnął do szafki nocnej. Wyjął z niej prezerwatywy i jakiś lubrykant. Zatkało mnie. Przełknąłem gule w gardle.
     - Chcesz TO zrobić? – Zapytałem, z naciskiem na "to". Wydawał się zaskoczony moim pytaniem.
     - A ty nie? - Zapytał zdziwiony. Zapanował między nami cisza. Słychać było tylko tykanie zegarka na szafce nocnej Seth’a. Spojrzałem na mój pokaźnych rozmiarów wzwód i na jego. Odrobinę mniejszy. Ale to nie miało znaczenia.  Chciałem tego? Prawdopodobnie nie. Ale podniecenie i alkohol...
     - Odwróć się i wypnij. - Rzuciłem wyrywając mu z rąk to, co w nich trzymał. Zanim wykonał moje polecenie złączył nasze usta i delikatnie przejechał ręką po moim penisie. Nie do końca wiedziałem jak to zrobić. Niby budową dużo się nie różnił od kobiety, ale nie chciałem mu sprawić bólu. Wiercił się niespokojnie, zapewne ze wstydu, z powodu pozycji, w jakiej się znalazł. Wylałem na dłoń sporą ilość lubrykantu i pomasowałem jego wejście opuszkami palców. Wzdrygnął się na niespodziewany chłód, ale nie odsunął się. Powoli wsunąłem w niego pierwszy palec i lekko poruszałem na boki. Porównując go do laski z baru, był ciaśniejszy.
     Usłyszałem jak bierze głębszy oddech, na chwile się zaciskając, po czym się rozluźnił, a ja mogłem kontynuować rozszerzanie go. Miałem nadzieję, że kiedy już w niego wejdę ta ciasnota sprawi mi niemałą przyjemność. 
     - Więcej. - Wychrypiał. Spełniłem jego prośbę i na chwilę wysuwając palec wskazujący dołączyłem środkowy i ponownie w niego wsunąłem.
     Skończyło się na trzech palcach, bo wtedy poprosił abym w niego wszedł. Ogromnie mnie to podnieciło. Niby dwa słowa, a były tak przepełnione uczuciem, że bez niczego mógłbym szczytować.
     Wyjąłem palce i sięgnąłem po prezerwatywę, leżącą obok na łóżku. Rozerwałem opakowanie zębami i nałożyłem ją na penisa. Chwyciłem Seth’a za biodro, żeby nie odsunął się, gdy będę w niego wchodził. Drugą ręką złapałem u nasady członka i nakierowując go na jego dziurkę zacząłem się powoli wsuwać.
     Dzięki temu, że chłopak był przygotowany i mieliśmy poślizg, udało mi się od razu wsunąć, aż do końca. Tak jak myślałem był znacznie ciaśniejszy. Dałem mu chwilę na przyzwyczajenie się. Pochyliłem się nad nim, przez co mocniej na niego naparłem i obejmując go w talii pocałowałem w kark. Czułem jak przeszedł go dreszcz. Położył się płasko na łóżku i rozłożył szerzej nogi dając mi tym pełne pole do popisu. Miałem ochotę zrobić to szybko i mocno, tak jak lubiłem najbardziej, ale nie chciałem go skrzywdzić. Dlatego delikatnie pchałem, wysuwając się niemal do końca i ponownie w niego wchodząc, aż poczułem jego pośladki na jądrach. Chciałem jednak słyszeć go, dlatego co chwilę robiłem to mocniej.
     Kiedy ta pozycja przestała sprawiać mi frajdę odwróciłem go na plecy i kontynuując całowałem jego nagą skórę. Seth ruszał ręką po swoim członku, ale odepchnąłem jego rękę i sam zająłem się jego penisem. Zacząłem poruszać się jeszcze szybciej i mocniej, wsłuchując się w jego głośne jęki i plaskający dźwięk zderzających się ciał.
     - Alex! – Krzyknął, a chwilę potem zalewając moją ręką białą mazią opadł na łóżko z największym i najszczerszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek u niego widziałem. 
     Gdy to ja minuty później poczułem zbliżającą się rozkosz schyliłem się i mocno pocałowałem Czarnego. On objął moją szyję rękoma i mocniej ścisnął nogi oplatające moją talię. Po chwili poczułem nadchodzący orgazm i wgryzając się w wargi chłopaka doszedłem.
     Ciężko oddychając wyszedłem z niego i zdjąłem prezerwatywę zawiązując ją i rzucając na podłogę, obok naszych ubrań. Opadłem na plecy obok niego i obaj staraliśmy się unormować oddechy.

Gdy tak leżeliśmy zamyśleni, Seth nagle odezwał się: 
     - Ciekawe czy Adam wyszedł na fajkę.
     - Co? - Parsknął śmiechem, nie łapiąc, o co mu chodzi.
     - Podobno dobry seks to taki, po którym nawet sąsiedzi idą na papierosa. – Zaśmiał się.
     Cóż seks był dobry. Ale czułem, że będę tego żałował jak jasna cholera.

~~~~~~~
 Witajcie po długiej przerwie! :D :D Już nic nie obiecuję! Serio! Moje obietnice zawsze kończą się ich niedotrzymaniem i nadzieją u was. Nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Pisanie nie sprawia mi już frajdy. Dlatego planuję jeszcze 5-6 rozdziałów i epilog. No niestety plan był na ponad 40, a zakończę na  35 :D 
No dobra uważam że należą wam się wyjaśnienia dlaczego nie pisałam. Otóż. Koniec roku, ostatnia klasa gimnazjum, trzeba było się wziąć do nauki. Po za tym, od pół roku mam doła jak cholera, i kompletnie nic mi się nie chce. Czas który mogłabym poświecić na pisanie, poświęcam na gry i oglądanie dennych filmów. Kolejnym powodem jest to że opowiadanie mi się znudziło. Za długo je ciągnę i zwyczajnie straciłam chęć do pisania tego. 
ZU stało się opowiadaniem wolno pisanym. Mam nadzieję pisać w wakacje częściej TO NIE JEST OBIETNICA :D  ale i tak jak będę wstawiać rozdziały to będzie to miało miejsce w niedzielę :D 
Chciałam jeszcze dodać, że w wolnych chwilach możecie zajrzeć na bloga mojej bety (Pisze również na wattpadzie!!!) Bo to dzięki niej uczucia mają jakiś wygląd :D Gdybyście zobaczyli niepoprawiony rozdział to z pewnością rzucilibyście to opowiadanie w pizdu :D :D 
No to chyba tyle :D Mam nadzieję że nie przeraził was nagły skok akcji, ale musicie się przyzwyczaić  bo ostatnie odcinki tak będą wyglądać ;) ~Himana 

P.S Udanych wakacji wszystkim! XDD 

5 maj 2017

Czarnobylska Zdrada część 2. Ostatnia.

Beta: Inverno\m/
Blog Bety:Bo nie poznaliśmy się po to, by o sobie zapomnieć 
Opowiadanie wattpad bety: Take Me Home

 Kilkanaście godzin później byliśmy na miejscu. Zakwaterowaliśmy się w jednym hoteli w Czarnobylu. Na szczęście mieliśmy z Igorem oddzielne pokoje, więc nie musiałem się bać jego dziwnych zachowań również w nocy. Nasze kwatery były na wprost siebie, kiedy otwierałem drzwi rzuciłem od niechcenia. 
     - Jak się w miarę zadomowisz, przyjdź do mnie na chwilę. - W trakcie podróży ułożyłem już sobie całą przemowę, dlatego nie obawiałem się tej małej konfrontacji z Igorem. Za pół godziny musieliśmy być pod elektrownią, dlatego chciałem się streścić.
     Nie minęło pięć minut, a w progu pojawił się mój redakcyjny kolega.  
     - Co się stało? - Zapytał.
     - Usiądź. - Powiedziałem twardo. Jego brwi podjechał ku górze, ale wykonał moje polecenie. - Słuchaj, jak jechaliśmy to miałem sporo czasu na przemyślenie tego wszystkiego.
     - To dlatego cały czas patrzyłeś się w okno. - To ani nie było stwierdzenie, ani pytanie. Puściłem to mimo uszu.
      - I doszedłem do wniosku, że od pewnego czasu zachowujesz się dziwnie. – Przerwałem, żeby zaczerpnąć tchu. Igor wykorzystał to i w szedł mi w zdanie.
      - To znaczy?
      - Jesteś w stosunku do mnie inny, niż kiedyś. Stałeś się strasznie miły, komplementujesz mnie, rzucasz podtekstami, chcesz mi pomagać. Czego ty chcesz? Robisz to na żarty czy chcesz się sprawdzić? - Zapytałem prosto z mostu.                        
      Igor odwrócił wzrok i spojrzał w okno. Zaczął skubać skórki przy paznokciach, jak to miał w zwyczaju, gdy się denerwował. Odchrząknąłem, aby zwrócić na siebie uwagę, ale nie podziałało. Siedział jak zahipnotyzowany. Zerknął na zegarek. Wiedziałem, co planuje.
     - Nie, Igor.  Nawet nie próbuj się wymigać. Chcę dostać odpowiedź tu i teraz! – Podniosłem głos. Jego westchnięcie było tak długie, że jego płuca musiały być zupełnie puste. - No mów - Ponagliłem go.
     - Bo widzisz Adam... Ja nie mówiłem ci wszystkiego, a ty się widocznie nie domyśliłeś. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo. - Ja również jestem homoseksualny. - Nie wiedzieć czemu parsknąłem śmiechem. Moja rekcja była równie niespodziewana, co jego wyznanie.
     - Nie, żartujesz sobie? Chcesz mnie sprawdzić? - Jego poważny wyraz twarzy mówił wszystko. - Nie wierzę w to.
     - Niby jaki miałbym cel,  żeby kłamać? - Wtrącił
     - To jest niemożliwe. Homoseksualizm to coś odmiennego i bardzo rzadko spotykanego. To niemożliwe, ty nie możesz być... - Zabrakło mi słów na opisanie mojego zdziwienia    
      - Widzisz. Nigdy nie mów, że kogoś znasz, bo nie wiesz o nim wszystkiego. Dziwię się, że sam się nie domyśliłeś. – Bąknął, widocznie zdziwiony moją reakcją.
      Wziąłem głębszy oddech, starając się uspokoić i wszystko na spokojnie przemyśleć. Kiedy w miarę doszedłem do siebie, zwróciłem się do niego:
     - Dobra... Powiedzmy, że wierze, iż jesteś taki jak ja. Jednak nadal nie rozumiem, co ja ci mam do tego? Dlaczego tak się zachowujesz względem mnie? - Byłem kompletnie zbity z tropu, nie wiedziałem jak zareagować, co powiedzieć.
     - Adam, uważam, że jesteś inteligentny i że sam do tego dojdziesz. I wcale nie potrzebujesz mojej odpowiedzi i tak już ci pomogłem. - Wstał i skierował się do drzwi.
     - Stój! - Krzyknąłem za nim. Złapałem go za ramie i odwróciłem w moja stronę. - Oczekuję od ciebie konkretnej odpowiedzi. Nie mam ochoty bawić się w zgadywanki. - Jego brwi znów podjechały ku górze a ironiczny uśmiech zagościł na twarzy.
     - Skoro tak mówisz. - Szepnął. Nim zdążyłem zareagować, jego usta odnalazły moje i przyległy do nich. Napierał na nie mocno i natarczywie. Z całych sił próbował wedrzeć się językiem do wnętrza moich ust. Na szczęście w porę się zreflektowałem i odepchnąłem go od siebie. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała szybko, gdy łapał płytkie oddechy.
     - Wyjdź. - Wydyszałem. Bo tylko na tyle było mnie teraz stać. Byłem w głębokim szoku. Igor nawet nie protestował i chwilę później, drzwi zamknęły się za nim, zostawiając mnie samego w pokoju.
   Oparłem się o nie i zacząłem głośno dyszeć. Byłem wściekły! Czemu on to zrobił? Dobrze wiedział, że nic z tego nie wyjdzie! Czemu po prostu nie powiedział tego, co czuje, tylko odwala coś takiego?!
    Mimo, że nie zainicjowałem tego pocałunku, ba, nawet go nie pogłębiłem to czułem wstyd. Wyrzuty sumienia. Czułem się, jakbym zdradził Simona. Pieprzony Igor! Zachciało mi się prawdy!
      Z całej siły uderzyłem pięścią w drzwi. Simon miał rację, że się bał o to, że go zdradzam. Widocznie jest bardziej spostrzegawczy niż ja. Wcześniej zauważył, co Igorowi chodzi po głowie. Muszę coś z tym zrobić, nie mogę tego zostawić bez komentarza.

***

      Bez pukania wszedłem do jego pokoju. Igor siedział po turecku na łóżku. Gdy mnie usłyszał, odwrócił wzrok od okna i spojrzał na mnie.
     - Idę pod elektrownie, porobię zdjęcia i jak mi się uda, przeprowadzę z kimś wywiad. - Zakomunikowałem. - A ty, skoro już tu jesteś… - Dodałem chamsko. - Idź do Prypeci i zagaj kogoś. Dowiedz się czegoś ciekawego. - Odwróciłem się na pięcie z zamiarem wyjścia.
     - Adam. - Szepnął.
     - Nie będziemy teraz rozmawiać. Jesteśmy w pracy. - Opuściłem pomieszczanie. Coś mówił, a chwilę później usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Trudno. Zasłużył na to. Zrobił nie o krok za dużo, ale o całe dziesięć kroków, i powinien się z tym liczyć. Zahaczyłem o mój pokój. Zabrałem aparat, mały notes i maskę gazową.
    Droga do elektrowni nie zajęła mi dużo czasu. Szedłem piętnaście minut. Mimo tego, że życie na tym terenie, wraz z wybuchem się zakończyło, to drzewa nadal kwitły. Wiśnie rodziły białe kwiaty, a na balkonach bloków wisiały donice z kiełkującymi kwiatami. Ludzie biegali, pakowali swoje rzeczy, po ulicach jeździły samochody, które oczyszczały drogę wodą. Co rusz robiłem kilka zdjęć i zmierzałem dalej. Im bliżej elektrowni byłem, tym mniej cywili spotykałem, a znacznie więcej wojskowych. Dziwiło mnie to, że nikt mnie nie wyrzucił. Byłem pewien, że skoro Moskwa wszystko ukrywa to reporterzy nie są tu mile widziani.                                      
     Po kilku minutach stanąłem twarzą w twarz z tym ogromnym problemem, jaki spotkał ZSRR. Dookoła budynku stały wozy strażackie, nad kraterem, z którego unosił się dym krążyły śmigłowce, a tłumy ludzi biegały niosąc pomoc w każdy możliwy sposób. Okropny widok.
      Zastygłem obserwując ruinę bloku. Zrobiłem kilka zdjęć i udałem się w kierunku miejsca wybuchu. Wszędzie było błoto i odłamki betonu. Ktoś szturchnął mnie w ramię.
     - Tak? – Zapytałem, odwracając się. Jakiś mundurowy bacznie mi się przyglądał.
     - Kim pan jest?
     - Adam Krasoń. Redaktor gazety ,,Dzień Dobry Moskwa". - Odparłem. Brwi mężczyzny podjechały do góry.
     - No bardzo dobry. - Bąknął. - Czego tu szukasz? - ~A co redaktor mógł robić na miejscu wypadku?~ Taka była pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie. Ale, za chwilę pojawiła się kolejna, która mówiła, że to może być moje jedyne, godne zaufania źródło informacji.
     - Chciałbym przeprowadzić wywiad, na temat tego wybuchu i poszukuję osoby, która powie mi, co nieco w tej sprawie.- Najlepiej powiedzieć prawdę. W tej sytuacji, ludzie czują ogromny strach, więc gdyby zauważył, że zachowuje się podejrzanie, mógłby uznać mnie za zagrożenie.  
     Widziałem jak przez chwilę się zastanawia.
     - No dobra. Co pan chcesz wiedzieć? - W myślach pogratulowałem sobie dobrego rozegrania sprawy. Złapałem go pod rękę i odprowadziłem na polną dróżkę, kilka kroków od elektrowni.
     - Co tutaj się stało?
     - Mały wypadek, niezagrażający Europie. - Odparł zdawkowo. Myślałem, że trafiłem lepiej, na osobę, która wszystko wyśpiewa. Ale nie z takimi sobie radziłem!
     - A tak ściślej? Co nie zagraża Europie? - Facet zrobił dziwną minę, wyprostował się i po chwili namysłu rzekł:
     - W elektrowni nastąpił wybuch, w następstwie, którego z reaktora wydostały się cząstki promieniotwórcze, które nie zagrażają życiu. - ~To nie będzie takie proste. Facet ewidentnie nie chce mówić. Trzeba go pociągnąć za język.~ Cicho westchnąłem i kontynuowałem wywiad.
   Po długich katuszach wyciągnąłem od niego kilka ważnych informacji, których jeszcze nikt „ z zewnątrz” nie miał. Potrzebna była tylko mała motywacja. Wcisnąłem mu do ręki trochę rubli i od razu język mu się rozwiązał.
     Skończywszy wywiad, grzecznie podziękowałem i odszedłem w stronę elektrowni. Mimo posiadania maski, czułem lekkie zawroty głowy. Jednak machnąłem na to ręką i złapałem jakiegoś pracownika elektrowni. Jego też zapytałem o kilka rzeczy, ale tym razem obyło się bez przekupstwa. Od razu ładnie wszystko wyśpiewał. Takich ludzi lubię najbardziej, są bezproblemowi i to mi się podoba.
     Porobiłem jeszcze kilka zdjęć i zadowolony wróciłem do hotelu. W korytarzu wisiał duży zegar. Okazało się, że pod elektrownią spędziłem bite dwie godziny. Nadal czułem zawroty głowy i lekko swędziały mnie dłonie i szyja. Wzruszyłem ramionami. Wykąpie się i będzie po sprawie. Wszedłem do pokoju. Na krześle siedział Igor i pisał coś w zeszycie.
     - Co tu robisz? – Zapytałem zdziwiony. Zdjąłem buty i podszedłem do stolika.
     - Redaguję artykuł. - Odparł. - Wiesz, że cała Prypeć jest wysiedlona? - Zdziwiony uniosłem brwi. Nikt mi o tym nie wspomniał. I nie czytałem tego w innych gazetach. Widocznie będziemy pierwsi. W mgnieniu oka podjąłem decyzję.
     - Idź spać. Jutro, piętnaście po czwartej wracamy do Moskwy.
     - Ale mieliśmy być d... - Nie dokończył, wszedłem mu w słowo.
     - Musimy być pierwsi. Gazeta lepiej się sprzeda i dostaniemy lepszą premię. Bądź gotowy o trzeciej czterdzieści. Musimy jeszcze dojść na dworzec. - Mężczyzna wzruszył tylko ramionami, ale bacznie mi się przyglądał.
     - Jesteś strasznie blady. Dobrze się czujesz? - Zapytał z troską. Poczułem dziwny skurcz w żołądku. Martwił się. To piękne, ale dla niego zakazane. Potraktowałem go chamsko, bo się beznadziejnie zauroczył, a on się o mnie martwił.
     - Tak. - Skłamałem. Mimo to, widziałem po jego minie, że mi nie wierzy. Aby dodać, choć trochę realizmu mojej wypowiedzi, uśmiechnąłem się blado.
     - Adam, może zostanę u ciebie w pokoju na noc? W razie, czego będę miał cię na oku.
     - Igor, to  nie jest dobry pomysł. - Zaprotestowałem do razu. - Uważam, że powinniśmy ograniczyć kontakty do minimum. - Wyraz jego twarzy gwałtownie się zmienił.
     - A… ale jak to? – Zapytał, jąkając się.
     - Tak Igor, musimy przestać się widywać. To, co czujesz do mnie nie powinno istnieć. A to, do czego dziś doszło, było okropne. Nie powinieneś tego robić, bo bardzo dobrze wiesz, co czuję do Simona. Nie wiem, czego się spodziewałeś. - Powiedziałem szczerze. Jeżeli chciałem się od niego odciąć musiałem mu wszystko wyjaśnić od razu. Bo potem mógłby to wykorzystać, jako pretekst do ponownego zbliżenia.
     - Wiem, że masz rację i faktycznie, to było głupie. Ale, kiedy człowiek kogoś kocha to nie myśli o konsekwencjach tylko o tym, żeby go zdobyć. - Bąknął. Mówił o mnie, jak o rzeczy. Nie widziałem, dlaczego, ale bardzo mnie to sfrustrowało.
- Igor, ty nie możesz mnie kochać! I nigdy mnie nie zdobędziesz! Kocham Simona, a ciebie tratuję jak przyjaciela. Po prostu przestań sobie wmawiać, że coś do mnie czujesz. To nie może być prawdą! Lepiej będzie, jeżeli się od siebie oddalimy. Wtedy tobie będzie łatwiej zapomnieć, a ja nabiorę pewności, że już nigdy nie postąpisz w ten sposób, co kilka godzin temu. - Kiwnął głową, westchnął i powiedział cicho:         
      - Rozumiem. Dobranoc. - Po czym wyszedł. Wziąłem głęboki wdech i usiadłem na łóżku. Miałem wrażenie, że bardzo skrzywdziłem Igora. I czułem się z tym źle. Ale tak będzie lepiej.

***

     Kiedy szliśmy na dworzec i gdy wsiedliśmy do autokaru, nie zamieniliśmy ani słowa. Z racji tego, że jechaliśmy pierwszym kursem, w pojeździe nie było wiele ludzi, więc nawet nie usiadłem z Igorem. Od razu zabrałem się za redagowanie artykułu. Mężczyzna również zajął się pracą i już po dwóch godzinach mieliśmy materiał gotowy do druku. Miałem nadzieję, że szef za  naszą szybką i szczegółową robotę sypnie pieniędzmi, bo za ten artykuł przepłaciłem zdrowiem. Czułem się bardzo źle. Nie mogłem spać. Głowa i brzuch bolały coraz bardziej, czułem lekkie nudności.
     Godzinę przed planowanym zakończeniem podróży odwróciłem się do Igora. Siedział z zamkniętymi oczami oparty o szybę, ale nie spał.
     - Mam do ciebie prośbę.- Rzuciłem. Zaskoczony chłopak od razu zareagował.
     - Tak?
     - Masz znacznie bliżej do redakcji, czy mógłbyś od razu to zanieść. Źle się czuję, mija się to trochę z celem żebym szedł jeszcze kilometr zanieść artykuł.
     - A więc jednak. - Odparł. Nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. Uniosłem brwi, a on widząc moją reakcję, rozwinął myśl. - Coś ci jest. Nie chciałeś mówić, a ja widzę, że wyglądasz blado i niewyraźnie. - Znowu to dziwne uczucie, znów coś ścisnęło mi żołądek. Nie chciałem, żeby on się martwił, żeby myślał o mnie. Bo to z pewnością nie pomoże mu w pozbyciu się zauroczenia do mnie.
     - Nie, to nic takiego. Podróż mnie zmęczyła. - Najgorsze kłamstwo, jakie mogłem wymyślić, ale lepszy Rydz niż nic. Widziałem, że chce coś dodać, ale ostatecznie powstrzymał się od komentarza.
     - To co, zaniesiesz? – Zamyślił się, więc ponowiłem pytanie.
     - A, tak. Jasne. - Uśmiechnął się.
     - Dzięki.
   Podróż minęła nam nadzwyczaj szybko. Nim się obejrzałem, już byliśmy w Moskwie. Kiedy wyszliśmy z autokaru podałem Igorowi artykuł oraz aparat i ruszyłem w kierunku domu. Zastanawiałem się czy powiedzieć Simonowi o wyznaniu Igora. Gdybym mu o tym powiedział, dowiedziałby się też o pocałunku. I wtedy potraktowałby to, jako zdradę. Ale jeśli mu nie powiem będę go oszukiwał. A to też nie jest dobre.
     Z głową pełną myśli i bez żadnego planu wkroczyłem do mieszkania. Wiedziałem, że Simon będzie w domu. Był pora obiadowa, więc byłem pewien, że gotuje obiad. Po cichu odstawiłem torbę i zajrzałem do kuchni. Stał tyłem do wejścia, coś nucił i widocznie nie słyszał jak wszedłem. Ostrożnie i najciszej jak mogłem podszedłem do niego i wtuliłem się w niego od tyłu. Krzyknął i automatycznie  odwrócił się  w moją stronę, zderzając się czołem z moją głową.
     - Co ty tutaj robisz?! - Krzyknął zaskoczony.
     - Stęskniłem się i wróciłem wcześniej. - Wyszeptałem wtulając się w jego ramię. Kurde, co wyrzuty sumienia robią z ludźmi.           
     - To miłe. Ale tak na prawdę?
     - Potrafisz zepsuć każdą romantyczną chwilę! - Bąknąłem. Roześmiał się, ale widziałem, że czeka na odpowiedź. Wywróciłem oczami i powiedziałem. - Zrobiliśmy świetny artykuł i wróciliśmy, żeby być pierwszymi, którzy opublikują najnowsze fakty. - Sięgnąłem po szklankę wody, która stała na stole.
     - Szybko. Nawet nie miałeś czasu mnie zdradzić. - Powiedział niby dla żartu, ale czułem tę nutę goryczy w jego głosie. Zakrztusiłem się wodą i zacząłem głośno kaszleć. ~Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz~  Przeszło mi przez myśl. Kiedy się uspokoiłem doszedłem do wniosku, że tak na prawdę ten pocałunek nie miał znaczenia, bo kocham Simona i nigdy nic nie poczuje do Igora. I to nie była zdrada. Pokręciłem głową z politowaniem na jego słowa. I złożyłem delikatny pocałunek na jego czole.
     - Kocham cię i nie miałbym odwagi zdradzić cię z kimkolwiek. - Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy. A to był dla mnie sygnał, że uwierzył.
     Może to lepiej, jeżeli się o tym nie dowie...

~Dwa Miesiące Później~

     - Andrej, czekaj! - Zawołałem za chłopcem. Nawet się nie obejrzał. Biegł na mały plac zabaw, który wybudowali obok naszego bloku. Codziennie o piętnastej przychodziła tam córka sąsiadów. Chłopiec chyba się zauroczył, bo od kilku dni nie mówił o niczym innym. Wszedłem za nim na ogrodzony małym płotem plac i usiadłem na trawie. Była piękna czerwcowa pogoda.
      Przez ostatnie dwa miesiące sporo się zmieniło. Simon wraca do pracy. Za trzy tygodnie ma pierwszy, po długiej przerwie wyścig. Te jego wszystkie wahania nastrojów był spowodowane brakiem możliwości wzięcia udziału w „Wyścigu Pokoju”. Po wyścigu jego lekarz i trener orzekli, że z nogą jest wszytko dobrze i potrzeba tylko kilku godzin rehabilitacji, aby mógł wrócić do zawodu. Jego euforia była tak ogromna, że przez kilka dni uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przestał mi suszyć głowę swoimi wywodami na temat rzekomej zdrady z Igorem. Nie powiedziałem mu prawdy. Igor również postanowił trzymać język za zębami.
     Nie wracamy do tego tematu. Staram się trzymać od niego z daleka. Ale nie traktuję go jak powietrze. Jestem neutralny względem niego.
    Za artykuł i najlepsze informacje, dostaliśmy premię, ale artykuł nie zrobił furory, nikt nie chciał w to uwierzyć. Dopiero po obchodach święta majowego i po wyścigu, kiedy Gorbaczow pod naciskiem innych państw wyznał prawdę na temat Czarnobyla, ludzie przekonali się do naszej gazety i sprzedaż wzrosła kilkukrotnie.
Po powrocie z Czarnobyla przez kilka dni męczyły mnie zawroty głowy i nudności, byłem dziwnie osowiały i ciągle zmęczony. Simon uparł się abym udał się do lekarza. Dostałem górę tabletek i wszystko ustało.
      - Hej! - Usłyszałem za sobą radosne wołanie. Nawet nie musiałem się odwracać, wiedziałem, że to Simon. Jechał chodnikiem, z siatką przewieszoną przez kierownicę roweru. Zatrzymał się obok mnie i pomachał Andrejowi. Miał go głęboko w nosie, był zajęty rzucanie piaskiem w dziewczynkę. 
       - Zrobiłem zakupy. Za godzinę zawiozę młodego do mamy. – Powiedział, kiedy usiadł obok. - Co powiesz na miły wieczór? - Szepnął mi dyskretnie do ucha. Uśmiechnął się na samą myśl jak bardzo miły wieczór to będzie.
      - Znakomity pomysł. - Odparłem i położyłem się na trawie zakładając ręce za głową. Zerknąłem na mojego partnera. Opierał się jedną ręką a drugą gładził brodę, jasne kosmyki zgrabnie opadały na jego ramiona. Patrzył rozmarzony wzrokiem w bliżej nieokreślony kierunku, lekko się uśmiechał. 
 ~Jestem ogromnym szczęściarzem~ Pomyślałem. To prawda. Mam świetną pracę, cudownego syna, piękne mieszkanie i, co najważniejsze, najprzystojniejszego i najukochańszego mężczyznę na świecie. Szkoda tylko, że nie mogę się moim szczęściem podzielić z całym światem.

                                 KONIEC 



~~~~~~~
I TYM OTO OPTYMISTYCZNYM AKCENTEM, KOŃCZYMY PRZYGODĘ SIMONA I ADAMA!

 Witajcie! Mam wrażenie, że druga część jest zrypana w każdym możliwym calu, zakończenie bardzo mi się nie podoba, ale nie zamierzam już tego zmieniać. Opuściła mnie wena, ogólnie to opowiadanie miało wyglądać całkowicie inaczej, no ale cóż, już tego nie zamienię. Może wam się spodoba tak jak jest :D 
Dziękuję za uwagę! :D <3