Beta: Inverno\m/
- Ale co się stało? - Pytał po raz kolejny.
Westchnąłem i opowiedziałem mu całą
historię, starając się nie pominąć żadnych szczegółów. Kiedy skończyłem
czekałem na jakiś komentarz od niego, ale on uparcie milczał.
-Wiem, że jestem pojebany, i najpierw
komuś mówię kilka niezbyt miłych słów, a dopiero potem myślę, i tego żałuję. A
co jeśli on sobie naprawdę coś zrobił? Wtedy to będzie tylko i wyłącznie moja
wina, będę miał go na sumieniu do końca życia. - Zacząłem się nakręcać i gadać
jak najęty.
-Uspokój się, nic mu nie będzie. Seth to
mądry i rozsądny chłopak, nie zabiłby się przez jakieś głupie gadanie.
- To, dlaczego nie odbiera telefonów? –
Nie odpuszczałem, byłem pewien, że coś mu się stało.
- Alex, użyj czasem mózgu i pomyśl.- Nie wiedziałem,
o co mu chodzi, spojrzałem na niego, unosząc brew. - A ty chciałbyś rozmawiać z
osobą, która chwilę wcześniej powiedziała ci masę niezbyt miłych rzeczy?
- To go nie usprawiedliwia, mógłby
odebrać! – Warknąłem na niego. Paul chwilę na mnie patrzył bez słowa, po czym
zaczął się śmiać. Widocznie nie potrafił zrozumieć, że sytuacja była bardzo
poważna.
Znam Setha, może nie za dobrze, ale przez
te kilka miesięcy zdążyłem zauważyć jak się zachowuje, a kiedy jest wściekły nie
panuje nad sobą.
- Z czego ty się śmiejesz, debilu?! – Krzyknąłem,
tracąc cierpliwość.
- Ty się o niego martwisz.
- No kurwa, geniusz! Brawo, Einsteinie! - Wrzasnąłem,
ten jednak nic sobie z tego nie zrobił, dalej się śmiejąc. - Ty jesteś jakiś
pojebany! Nie rozumiesz, że sytuacja jest bardzo poważna?! - Podszedłem do okna
i otworzyłem je na oścież, musiałem ochłonąć. Nie rozumiałem, dlaczego Paul
nie mógł pojąć tego, że się martwię.
Brat podszedł do mnie i nadal cicho się
śmiejąc, położył mi rękę na ramieniu.
- Wiem, że się teraz wściekniesz... - Przerwał
na chwilę i z chytrym uśmiechem, dodał cicho. -...Ale ty się w nim zakochałeś. -
Spojrzałem na niego zaskoczony. Nie wściekłem się i to było dla mnie dziwne,
poczułem tylko niespodziewany skurcz w żołądku.
- Znowu zaczynasz? - Zapytałem go.
- Nie, Alex ja nie zaczynam, ja
podsumowuję. Gdyby ci na nim nie zależało, to nie przejąłbyś się aż tak bardzo.
- Skomentował.
Cóż, muszę przyznać, że miał trochę racji.
Lubiłem Setha, mimo jego głupiego gadania, i tej jego pieprzonej miłości.
Dlatego nie chciałbym żeby coś mu się stało, a tym bardziej przez moją głupotę.
Ale to jeszcze nie była miłość. Może zauroczenie…
~Alex, co ty pierdolisz? ~ Spytałem sam siebie
w myślach. To było dziwne, że o tym myślałem i doszedłem do takich wniosków.
Przecież nie jestem gejem. Postanowiłem udawać, że nic sobie nie uroiłem w
myślach i zachowywać się w miarę normalnie.
- A ty na moim miejscu byś się nie
denerwował?
- Oczywiście, że tak. Ale nie aż tak
bardzo. - Odparł rozwalając się na łóżku.
To dziwne, że przed chwilą był wyraźnie
poruszony tym wszystkim, a teraz zachowywał się jakby to nie miało miejsca, a
wszystko było w jak najlepszym porządku.
- Bracie dam ci radę, godną niejednego
filozofa. - Rzekł w końcu. Uniosłem jedną brew do góry i zdziwiony spojrzałem
na niego.
- No? - Paul przez chwilę nic nie mówił. W
końcu westchnął, zrobił mądrą minę i powiedział:
- Idź spać i nie zamartwiaj się, bo jutro
mamy badania i musisz być wypoczęty. – Po czym poklepał mnie po ramieniu.
Parsknąłem cicho śmiechem.
- Wiesz, co, lepiej nie zaczynaj studiować
filozofii, bo mógłbyś wszystkich zabić swoim intelektem. - Brat uśmiechnął się
i zaczął zmierzać do drzwi. - Paul! - Zatrzymałem go.
- Tak?
- Mogę z tobą spać? - Zapytałem prosto z
mostu.
Nie wiem, dlaczego tego chciałem, ale
nagle naszła mnie ochota na powrót do przeszłości. Paul wybuchnął śmiechem.
Czułem jak moje policzki powoli robiły się gorące, zrobiło mi się wtedy
strasznie głupio i gdybym tylko mógł cofnąć się w czasie to z pewnością nie zapytałbym
go o to.
- Alex, masz siedemnaście lat, a chcesz
spać ze starszym bratem? - Spytał nadal się śmiejąc. Po chwili uspokoił się i dodał.
- Ty naprawdę masz jakieś zapędy homoseksualne.
- Zapomnij, że cię oto zapytałem. Spadaj
do siebie! - Warknąłem.
- Ej, bracie. - Chłopak znów zbliżył się
do mnie i próbował mnie przytulić, ale od razu go odepchnąłem. – Przepraszam.
Po prostu zdziwiło mnie to i dlatego tak zareagowałem. - Spojrzałem na niego
wzrokiem mordercy. Czy on nie widział, że jestem na granicy załamania
nerwowego? Próbował mnie jeszcze bardziej dobić?
- Idź sobie. - Powiedziałem obrażony.
Zaczynał mnie wkurzać.
- Możesz ze mną spać. - Powiedział
- Już nie chcę.
- A pamiętasz jak to było kiedyś? Jak
sypialiśmy w jednym łóżku i biliśmy się, kto będzie spał od ściany? - Zapytał,
a uśmiech jakoś sam zagościł na mojej twarzy. Tych czasów nie dało się
zapomnieć. Zawsze kiedy się biliśmy mama wpadał do pokoju próbując nas
rozdzielić i uspokoić, a tata tylko pytał ,,znowu?" Po czym wychodził i
zostawiał mamę z dwójką rozwydrzonych dzieciaków.- Aaa mam cię! - Paul zaśmiał
się i zamknął mnie w mocnym uścisku.
- No dobra, ale ja śpię od ściany. - Powiedziałem,
obydwaj w tym samym momencie wybuchliśmy śmiechem.
***
Kiedy Paul poszedł do łazienki, ja
skorzystałem z okazji i zadzwoniłem do Daniela. To, że chwilę pogadałem z
bratem na inny temat nie oznaczało, iż przestałem się martwić. Przez
dłuższy czas nie odbierał, dopiero przy ostatnim sygnale usłyszałem jego
wściekły głos.
- Obiecuję ci, że jak tylko wrócisz do
szkoły to dostaniesz taki wpierdol, że nie pozbierasz się przez kilka miesięcy!
- Puściłem tę groźbę mimo uszu, teraz nie to się liczyło.
- Co z Sethem?
- I ty śmiesz się pytać, co z nim?! Jesteś
żałosny Aleksandrze Vego! - Powiedział.
- Odpowiesz mi? To naprawdę dla mnie
ważne. - Odparłem niewzruszony jego słowami. Usłyszałem gorzki śmiech
- Teraz do pokuty, jak śmierć u dupy? -
Zapytał.
- Daniel, ja pierdole, zacznij się
zachowywać normalnie, a nie jak obrażona panienka i mi odpowiedz! - Warknąłem.
- A niby, dlaczego miałbym ci powiedzieć?
- Bo gdybym, kurwa do ciebie nie
zadzwonił, to nie polazłbyś do niego i prawdopodobnie nie uratowałbyś mu życia!
- Krzyknąłem do słuchawki. Przez chwilę panowała cisza, ale kilka sekund
później Dan znów się odezwał.
- Z Sethem jest dobrze. - Wysyczał i
rozłączył się.
- No i tak ciężko było? - Zapytałem samego
siebie i uśmiechnąłem się pod nosem. Położyłem się na łóżku, na chwilę
zamykając oczy, a przynajmniej tak mi się wydawało, że był to chwila.
***
- ALEX! Wstawaj do cholery!- Usłyszałem
krzyk brata. Powoli otworzyłem oczy, po czym odwróciłem się na drugi bok i
zakryłem głowę kołdrą. - Ja pierdzielę. - Sapnął Paul i pociągnął mnie za nogę.
- Spieprzaj. – Wymamrotałem zaspany.
- Alex, nie pamiętasz, że mieliśmy jechać
na badania? A potem przecież masz randez vous. - Rzucił.
Znów powoli otworzyłem oczy i przeciągnąłem
się na łóżku, spojrzałem na niego i uniosłem brew. Nie mogłem uwierzyć, że tak
inteligentna osoba jak mój brat uwierzyła w takie kłamstwo.
- To jak, wstajesz? – Zapytał. Spojrzałem
na zegarek. Ósma piętnaście. ~Chyba go pogięło.~
- Nie. Idę spać, dalej. - Odparłem i
poprawiłem podsuszkę.
- Wiesz co? Jesteś nieznośnym dzieciakiem!
- Podniosłem rękę i w powietrzu palcem napisałem "ZABIJĘ CIĘ... JAK MI SIĘ
BĘDZIE CHCIAŁO". Paul zaśmiał się pod nosem, po czym bardzo poważnym tonem
dodał.
- Za pięć minut widzę cię na dole,
kompletnie ubranego. Śniadanie i jakiekolwiek pożywienie jest niewskazane. -
Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Chwilę jeszcze poleżałem, kolejny raz się
przeciągnąłem i powoli usiadłem na łóżku. Zaspanym wzrokiem zacząłem szukać
ubrań. Jednak kiedy ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem i nie znalazłem ich
nigdzie, zrezygnowany siadłem na łóżku i sięgnąłem po telefon. Nie miałem
żadnych wiadomości, ani nieodebranych połączeń. Nie chciałem tego przyznać
głośno, ale miałem cichą nadzieję, że może jednak Seth się odezwał.
- ALEX, RUSZAJ SIĘ! - Usłyszałem krzyk
brata dochodzący z piętra niżej.
- STARAM SIĘ! - Odkrzyknąłem i w ślimaczym
tempie zwlokłem się z łóżka.
*
Po około dziesięciu minutach, powolnym
krokiem zszedłem po schodach do holu. Paul siedział na podłodze oparty o drzwi
i cały czas wlepiał wzrok w zegarek.
- Jeżeli dla ciebie pół godziny to pięć
min...
- Zamilcz. - Wszedłem mu w słowo. -
Budzisz mnie w środku nocy i myślisz, że będę rześki, wypoczęty i gotowy do
działania?
- Młody, dochodzi dziewiąta rano, a ty mi gadasz
o jakimś środku nocy. Pora się nauczyć odróżniania dnia od nocy. - Zażartował.
- Zbieraj się, jedziemy.- Powiedziałem
uśmiechając się pod nosem.
- Żartujesz sobie? Sterczę tu od
trzydziestu minut, a ty mi karzesz się zbierać? To ty się ruszaj! - Zaśmiałem
się, szybko włożyłem buty oraz kurtkę i uśmiechnąłem się chamsko.
- Hmm, czemu limuzyna jeszcze nie stoi
przed domem, podobno tak się spieszymy, a już dawno mogłeś samochodem wyjechać
z garażu. - Brat pokręcił głową z politowaniem, roztrzepał mi włosy i wyszedł.
- Starcie słowne Alex vs. Paul, jeden zero
dla mnie. - Powiedziałem sam do siebie.
*
Kiedy jechaliśmy do kliniki Paul, cały czas
wypytywał mnie o randkę, na którą się wybieram. Z każdą chwilą drażniło mnie to
coraz bardziej, ale nie poddałem się i kłamałem jak z nut.
- A, tak właściwie to, na co te badania? –
Zapytałem, kiedy brat zaparkował.
- Mama i tata mieli raka, musimy się
przebadać, czy aby na pewno wszystko z nami ok. Mieliśmy już takie, pamiętasz?
- Tak, to było wtedy, kiedy tata dostał
wyniki?
- Dobrą masz pamięć. - Poklepał mnie po
ramieniu.
Wjechaliśmy na parking i po znalezieniu
wolnego miejsca ruszyliśmy w stronę recepcji. Badania minęły szybko, sprawnie i
bezboleśnie. Dlatego przed godziną dwunastą byliśmy już w willi Rogera.
Po zjedzonej kolacji szybko przebrałem się
w luźniejsze ubrania i zebrałem się do wyjścia.
- Podwieźć cię? - Usłyszałem pytanie
brata, kiedy zakładałem buty.
- Nie trzeba. - Odparłem i już miałem
wychodzić, kiedy Paul wychylił się z salonu.
- Na pewno? - Przewróciłem teatralnie
oczami.
- Tak, na pewno. Tylko nie śledź mnie,
chcemy mieć trochę prywatności.
- Ok, rozumiem. - Poruszył brwiami.
Westchnąłem i opuściłem dom.
Dziesięć minut później byłem już pod domem
Andiego. Nawet nie zdążyłem zapukać do drzwi, kiedy te się otworzyły, a w progu
stanął mój przyjaciel.
- Siema, stary! - Rzucił od razu i
uścisnął mnie tak, jak to zwykle mieliśmy w zwyczaju. Zmienił się.
Z
jego długich blond loków został tylko kolor, teraz miał je krótko ścięte i
modnie ułożone. Wyszczuplał, jego policzki były zapadnięte, a twarz
jeszcze bledsza niż kiedyś.
- Gdzie twoja grzywa, rumaku? - Zapytałem
od razu.
- Znudziła mi się, poza tym laski
przestały na to lecieć. - Odparł całkiem poważnie. Zaśmiałem się, widocznie pod
tym względem nic się nie zmienił. - To nie jest śmieszne. Wszystkie
nabijały się z mojej czupryny, nawet pocałować się nie dawały, a o numerku nie
było mowy. – Westchnął.
- Serio? - Chłopak pokręcił głową, robiąc
smutną minę. - Ale teraz każda dupa moja! - Od razu się odżywił i mrugnął do
mnie znacząco.
- Dobra, mów gdzie idziemy?
- Niedaleko otworzyli nowy klub
,,Apogeum". Co ty na to?
- Jeśli tylko mają alkohol i niezłe laski,
to pewnie.
- DJ też jest niezły. - Odparł.
- Prowadź. – Zarządziłem stanowczym głosem.
- Jak ci się podoba w nowej szkole?
Opowiadaj, bo pewnie masz tego sporo. - Zagaił rozmowę, gdy tylko ruszyliśmy we
wskazanym przez niego kierunku.
- Szczerze? Żałuję, że stąd wyjechałem. Tu
miałem wszystko, czego potrzebowałem, a ja głupi zacząłem czegoś szukać i nie
wyszło mi to na dobre. Mam o wiele więcej problemów niż powodów do radości.
- Jak to? – Spojrzał na mnie zdziwionym
wzrokiem. Westchnąłem.
- Opowiem ci wszystko jak dostanę zimne
piwo. Bo obawiam się, że na trzeźwo nie dam rady. - Chłopak kiwnął tylko głową.
Po kilku minutach szybkiego marszu w ciszy,
znaleźliśmy się przed ogromnym budynkiem, oświetlonym we wszystkich możliwych
neonowych kolorach. Weszliśmy do
środka i od razu skierowaliśmy się w stronę baru.
- Ja załatwię trunki, a ty znajdź jakieś
wolne miejsca. – Powiedział i zagadnął barmana.
Rozejrzałem się po lokalu. Jak na tak
wczesną godzinę, ludzi było naprawdę sporo. Około minuty zajęło mi znalezienie,
tego jednego, jedynego stolika w na samym końcu sali. Szturchnąłem Andiego i
pokazałem mu miejsce ręką. Blondyn przytaknął, po czym zapłacił za dwa piwa i
ruszyliśmy na tył Sali. Usiedliśmy na całkiem wygodnych krzesłach, po obydwu
stronach stolika i stuknęliśmy kuflami, od razu upijając porządnego łyka.
- No, to opowiadaj. - Kolejny raz
westchnąłem i wyrzuciłem z siebie wszystko.
Tak. Wszystko, łącznie z tym, kiedy Seth
zrobił mi dobrze ręką. Dlaczego mu to powiedziałem? Bo mu ufałem. Tak, to była
jedyna osoba (poza Paulem), której bezgranicznie ufałem. Znałem go od dziecka i
wiedziałem o nim wszystko, zresztą o on o mnie też. Czasem miałem mu za złe, że
zawsze za mną łazi, słucha tej samej muzyki, co ja, robi dokładnie to samo, co
ja, ale po tych dwóch miesiącach rozłąki uświadomiłem sobie, że bardzo mi
brakowało jego towarzystwa, imprez z nim i jego biadolenia za uchem.
Kiedy skoczyłem historię swojego życia,
spojrzałem na niego i oczekiwałem, aż coś powie. Ale ten jak na złość tylko
popijał piwo i wgapiał się w mnie.
- Wiesz. - Rzekł w końcu. - Jeśli jesteś
gejem to ja nie mam nic do tego, ale... - Przerwał na dłuższą chwilę i nic nie
mówił.
- Ale? - Ponagliłem go, bo coś czułem, że to,
co powie nie będzie miłe.
- Ale, nie zapomnij zaprosić mnie na wasz
ślub. - Parsknął śmiechem, a kilka osób odwróciło się w naszą stronę. Wcale nie
było mi do śmiechu. To było żałosne i głupie. Myślałem, że mi pomoże, a on się
bezczelnie ze mnie nabijał.
-, Co cię bawi? - Warknąłem.
- Wszystko brzmi jak jakaś głupia historia
wymyślona dla beki. - Wybełkotał nie przestając się śmiać.
- Jasne, nabijaj się dalej, przecież moje
uczucia są ze stali i mają gdzieś twoje zachowanie. - Odparłem ironicznie. Na
chwilę zapanowała cisza.
- Ty nie żartowałeś? - Przekrzywił głowę i
uniósł brew pytająco.
- Nie. I myślałem, że mi pomożesz, ale ty
masz to w dupie. - Burknąłem i zacząłem siorbać chmielowy napój.
- Ale w czym ja mam ci pomóc? - Zapytał
zdziwiony.
- No jak to w czym? Co mam zrobić, żeby
ten debil się odczepił?
- To ty go nie k... – Zaczął, ale wszedłem
mu w słowo.
-Nie. – Powiedziałem stanowczo. Na chwilę
zamilkłem. - Chyba nie. - Dodałem cicho. Andy zakrztusił się napojem. Kaszlnął
kilka razy i rzekł.
- Nooo stary, niezły jesteś. - Palnął.
Spojrzałem na niego spode łba. No co mu miałem powiedzieć, sam byłem zagubiony
w swoich uczuciach. - Dobra nie bij, tak się tylko z tobą drażnię.
- Mam nadzieję. – Burknąłem.
- Powiem tak. Ja, jak chcę od siebie
odpędzić jakąś tępą dziunie, która nie daje mi żyć, to udaję, albo serio się
wiążę z inną. Z reguły odpuszczają. - Dokończył i ze stoickim spokojem powoli
kończył piwo.
Złowieszczy uśmiech zagościł na mojej
twarzy. Wiedziałem, że to dobry plan. Chociaż dobry to chyba za mało
powiedziane.
ROZDZIAŁ 27
~~~~~~~~
WITAJCIE!
Łochaaa dawno mnie tu nie było :D Ale wracam po czterech miesiącach z dość długim rozdziałem, i od razu odpowiadam na pytanie które pewnie zrodziło się w waszych głowach, nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Nic nie obiecuję, bo z moimi obietnicami jest tak, że to nie ą obietnice tylko słowa rzucane na wiatr... Także, do kiedyś tam :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw komentarz każdy dla nas bardzo wiele znaczy i mobilizuje do dalszej pracy.